Auto-bestia

Budowa dobrych i szybkich dróg zwiększa chęć poruszania się samochodem o 7% Wzrasta zainteresowanie społeczeństwa kosztami motoryzacji. Nie tylko z powodu kolejnych prób głębszego sięgania do naszych kieszeni (do kieszeni kierowców i pasażerów, ale też do portfeli wszystkich innych, pośrednio korzystających z tzw. dobrodziejstw transportu samochodowego). Właśnie, o jakie tu dobrodziejstwa chodzi? Motoryzacja jako zjawisko techniczno-społeczne jest obecnie jednym z największych zagrożeń środowiska oraz zdrowia i życia obywateli. Ostatnie dziesięciolecie możemy podsumować odejściem „na tamtą stronę” tysięcy Polaków o liczebności Tarnowa. Do szpitalnych sal trafiła populacja poszkodowanych w wypadkach porównywalna z liczbą mieszkańców Krakowa. W tym samym dziesięcioleciu przeciętnie każda rodzina przeżyła tragedię związaną ze skutkami wypadku. Ten niewyobrażalny dramat potęguje emisja hałasu i zanieczyszczeń powietrza z szos, dróg i ulic docierająca do wszystkich bez mała mieszkańców Polski. W miastach prawie wszędzie notujemy ponadnormatywny hałas nocą (powyżej 45 decybeli), a są miejsca, gdzie oceniany jest jako trwale uciążliwy. Nie przedostają się przez szlaki komunikacyjne zwierzęta, marnieją na zdegradowanej glebie rośliny. Dawno już zapomnieliśmy o uroku wiejskiej drożyny otoczonej dzikimi gruszami i wierzbą rosochatą. Patrzymy z niesmakiem na „wygładzone łuki” i „łagodną niweletę” współczesnych szos. Żałujemy ogromnych powierzchni traconych na parkingi i garaże. I jeszcze musimy za to płacić. Jedna z najważniejszych zasad zrównoważonego rozwoju to poszukiwanie pierwotnej przyczyny zagrożeń środowiska – u źródła. Kto lub co jest owym źródłem bestii motoryzacyjnej? Administracja drogowa powiada, że nie oni. Budujemy drogi – te nie są aż tak szkodliwe. Zakładamy, że będą po nich jeździły samochody spełniające normy ekologiczne kierowane przez roztropnych kierowców stosujących się do wszystkich zasad ruchu i rezygnujących z podróży, gdy grozi im zakleszczenie się w korku. Gdy ruch ustanie, mogą po nich spacerować ludzie i zwierzęta, można suszyć tam len oraz obserwować tajemnicze wiry termiczne wywołane nagrzaniem asfaltu. Zapewniamy drogę i nawierzchnię – nie odpowiadamy za to co, kiedy i po co po tym jeździ. Producenci samochodów też nie przyznają się do bycia źródłem. Samochód sprzedajemy bez obowiązku uruchomienia go choćby na chwilę. Można hodować w nim króliki, pokazywać znajomym bądź skręcać i rozkręcać dla przyjemności. Sprzedajemy samochody bez praktycznej możliwości ruchu, bo bez dokumentu uprawniającego do kierowania i bez paliwa. Żeby jechać, potrzeba dodatkowej motywacji, której szukać należy gdzie indziej. Producenci paliwa nie chcą być uważani za powodujących wymienione wcześniej nieszczęścia. Paliwo nie hałasuje ani nie zabija. Emitowane zanieczyszczenia są obecnie zredukowane na tyle, że przez parę minut można nawet oddychać spalinami. Poza tym nie ma żadnego obowiązku nalewania naszych produktów do baków. Jednocześnie wszyscy wyżej wymienieni uważają, że intensywnie starają się zmniejszać niezawinione przez nich żałosne skutki motoryzacji. Dlatego drogowcy zakładają przejścia dla zwierząt dużych i małych, czyszczą ścieki spływające z nawierzchni, budują bezkolizyjne skrzyżowania, by trudniej było spotkać się czołowo pojazdom. Niektóre biura projektów drogowych starają się nawet prowadzić szosę, tak by tylko „troszeczkę” szpeciła krajobraz, wszystkie obliczają, jak zapewnić płynność ruchu. Z kolei koncerny samochodowe projektują silniki o już naprawdę niskich wskaźnikach emisji tlenku węgla, tlenków azotu, benzenu itd. Okładziny hamulców już nie zawierają azbestu. Liczba poduszek powietrznych, wzmocnień karoserii i usprawnień przyczepności rośnie. Zaczynają się pojawiać pojazdy napędzane energią słoneczną, hybrydowe oraz pojazdy składane. Rafinerie i bazy paliwowe obniżyły już wielokrotnie potencjalną emisję powstającą ze spalania ich produktów. Praktycznie odszedł w zapomnienie czteroetylek ołowiu. Kurczy się wydalanie substancji smołowych. Pojawiają się ekologiczne dodatki usprawniające spalanie, to znaczy zmniejszające wydalanie węglowodorów oraz tlenku węgla. Paliwa są coraz bardziej ekonomiczne. I wszystko to, mimo że brzmi optymistycznie, jest tylko zestawem środków łagodzących w stosunku do trwającego, a nawet rozszerzającego się zagrożenia. Bo samochodów wciąż przybywa. Specjaliści wiedzą, że (o zgrozo!) budowa dobrych i szybkich dróg zwiększa „chęć poruszania się samochodem” o około 7%. Spadek ceny samochodu o punkt procentowy powoduje wzrost zainteresowania jego kupnem o więcej niż 1%. Zmniejszenie zużycia paliwa powoduje wzrost zainteresowania podróżami własnym autem. Źródło zagrożenia środowiska jest zatem w nas. Nie autostrady, katalizatory, ekologiczne dodatki,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 47/2003

Kategorie: Ekologia