Uli Hoeness skazany za oszustwa podatkowe To najbardziej spektakularny skandal podatkowy w dziejach Republiki Federalnej Niemiec. Na ławie oskarżonych zasiadł sławny Uli Hoeness, były piłkarz reprezentacji narodowej i odnoszący sukcesy prezes klubu Bayern Monachium. 13 marca sędzia ogłosił surowy wyrok – trzy i pół roku więzienia. Relacje z rozprawy, która odbyła się w ubiegłym tygodniu w Monachium, niemieckie serwisy informacyjne nadawały często przed wiadomościami z Ukrainy. 62-letni Uli Hoeness, ikona niemieckiego futbolu, jedna z najjaśniejszych gwiazd elity społecznej kraju, częsty gość programów telewizyjnych, długo uważany za autorytet moralny, przyznał się do oszustw podatkowych na niewyobrażalną skalę. Jak już informowaliśmy w „Przeglądzie” (19/2013), miał w szwajcarskim banku Vontobel tajne konto, z którego przeprowadzał spekulacyjne transakcje dewizowe. W kwietniu zeszłego roku Hoeness przyznał się fiskusowi do swoich występków, licząc, że w zamian za to uniknie kary. Jego deklaracja nastąpiła jednak za późno, bo śledczy i dziennikarze byli już na tropie afer finansowych. Tylko dzięki kaucji w wysokości 5 mln euro prezes Bayernu uniknął aresztowania. Szalone spekulacje Przebieg procesu okazał się zaskakujący. 10 marca prokurator oskarżył Hoenessa o to, że nie zapłacił podatków w wysokości 3,5 mln euro. Następnego dnia oskarżony przyznał się, że oszukał fiskusa aż na 18,5 mln. Ale występująca jako świadek pracownica urzędu skarbowego w Rosenheim stwierdziła, że w rzeczywistości podsądny nie zapłacił aż 27,2 mln euro, i to przy korzystnej dla niego interpretacji prawa. Obracając początkowo 5 mln euro, były piłkarz, mistrz świata z 1974 r., przeprowadził 50 tys. transakcji i w latach 2003-2005 osiągnął bajeczne zyski. W pewnym momencie na jego szwajcarskim koncie znalazło się 150 mln euro. Wprawdzie do 2010 r. Uli Hoeness prawie wszystko stracił, lecz wcześniej osiągał dochody, od których należało zapłacić podatek. Niemcy zareagowali szokiem i zdumieniem, tym większym, że wcześniej twórca wielkości Bayernu Monachium z dumą deklarował, że uczciwie płaci podatki. Komentatorzy nie zostawili na byłym piłkarzu suchej nitki. Nazwali go wręcz pasożytem społecznym. Zwrócili uwagę, że Uli Hoeness przekazał sądowi dokumenty dotyczące swoich działań finansowych dopiero 27 lutego tego roku, chociaż otrzymał je ze Szwajcarii rok wcześniej. Idol pod pręgierzem Według „Augsburger Allgemeine Zeitung”, Hoeness dotkliwie osłabił zaufanie obywateli do elit przywódczych kraju. „Jest pan aspołecznym typem, panie Hoeness! Nie będziemy wraz z panem płakać!”, zagrzmiał lewicowy dziennik „taz”. Były mistrz futbolu próbował przedstawiać się jako dobry człowiek, który wprawdzie nie potrafił się oprzeć gorączce spekulacji, lecz przekazał na cele dobroczynne 5 mln euro, więc zasługuje na wyrok w zawieszeniu. Magazyn „Der Spiegel” napisał jednak, że w porównaniu z osiągniętymi przez niego gigantycznymi zyskami te 5 mln jest jak kilka monet, które przeciętnie zarabiający obywatel każdego dnia wrzuca na stacji metra żebrakowi do kapelusza. „To miłe, ale nic więcej”. Publicyści w Niemczech przeważnie prezentowali pogląd, że Hoeness, jak sobie bardzo tego życzy, „wróci na dobrą stronę społeczeństwa”, wcześniej powinien jednak odpokutować za swoje czyny. Tym bardziej że nie zostało wyjaśnione pochodzenie pieniędzy wykorzystanych w transakcjach spekulacyjnych. Zwolennicy surowej kary argumentowali, że w kraju, w którym wykwalifikowany pracownik z wykształceniem zawodowym zarabia przez całe życie ok. 1,3 mln euro, człowiek, który nie zapłacił kilkudziesięciu milionów podatków, nie zasługuje na pobłażliwość Temidy. 13 marca prokurator Achim von Engel zażądał w mowie końcowej aż pięciu i pół roku więzienia dla Hoenessa. Podkreślał, że rozgłos medialny wokół sprawy nie jest okolicznością łagodzącą. Wśród internautów krążył dowcip, że Uli Hoeness będzie mógł pozostać na wolności tylko wtedy, gdy własnymi pieniędzmi załata dziurę w budżecie państwa. Sędzia zdawał sobie sprawę z nastrojów społecznych. Uznał za nieważne dobrowolne przyznanie się do winy prezesa Bayernu w urzędzie skarbowym. Wymierzył karę trzech i pół roku więzienia. Hoeness musi też zapłacić zaległe podatki, co nie będzie łatwe nawet dla takiego krezusa. Obrona zapowiada apelację do sądu federalnego w Karlsruhe. Piłkarski idol nie trafi za kraty, dopóki nie uprawomocni się wyrok. Ale trybunał w Karlsruhe unieważni wyrok tylko wtedy, jeśli uzna, że podczas
Tagi:
Krzysztof Kęciek