Bal w czerwonych majtkach

Bal w czerwonych majtkach

W restauracjach tłumy. To licealiści bawią się na sto dni przed maturą Kamera zbliża się do półmiska wędlin. Gęsto zastawione stoły, trze­ba uwiecznić każdą sałatkę. Kobieta w purpurowej sukni odsuwa się, te­raz filmuje grupę młodych kobiet w wieczorowych kreacjach. Mocny makijaż i szepty o rajstopach, w których ciągle szło oczko. Za chwilę w sejmowej restauracji za­cznie się studniówka. Słownik języ­ka polskiego informuje, że jest to “zabawa koleżeńska ostatniej klasy szkoły średniej, organizowana na sto dni przed egzaminem dojrzałości”. Rzeczywistość od paru lat jest inna – studniówka, która niczego nie wień­czy i nic nie rozpoczyna, stała się w większości szkół rytualnym, ko­sztownym balem,, który musi odbyć się w restauracji. Organizowane są nawet specjalne pokazy studniówkowej mody. Można też wynająć wo­dzireja, co proponuje katowicka re­stauracja “U Michalika”. – Nie pójdę na studniówkę poza szkołą – zapowiedział dyrektor war­szawskiego Liceum im. Słowackie­go, Karol Bałan. I słowa nie dotrzy­mał. Pedagog od 45 lat, dyrektor od wielu lat poszedł w zeszłym roku do “Intraco”. – Zdania nie zmieniłem – zapewnia tej zimy, ale przyznaje, że za trzy tygodnie wraz z młodzieżą będzie w hotelu “Forum” – bo bal poza szkołą nie ma charakteru im­prezy szkolnej. Odstawią poloneza i tyle, a kiedy bawili się w szkole, przygotowywali kabaret i pamiętali, że to zabawa poprzedzająca maturę – tłumaczy. Dyrektor Bałan widzi dwie przy­czyny szału zabaw w restauracjach. Winny jest wyż demograficzny i ro­dzice, którzy “wolą zapłacić, niż za­kasać rękawy”. Poza tym w jego szkole jest 230 maturzystów, więc nie ma mowy,: żeby w sali gimna­stycznej zmieścić taki tłum. – Rodzi­ce nie mają czasu, a młodzież tylko wzrusza ramionami, gdy słyszy, że następnego dnia miałaby posprzątać salę gimnastyczną – dodaje wicedyrektorka stołecznego Liceum im. Cervantesa. W innych szkołach mówią, że są po remoncie i boją się zniszczenia. Gdzie indziej – że mło­dzież ma dosyć patrzenia na szkołę i pedagogów. Walc dyrektorski Przenoszenie studniówek do re­stauracji zaczęło się parę lat temu. – Nie sądziłam, że będę musiała ucze­stniczyć w czymś takim – mówi mat­ka tegorocznej maturzystki. – Na zebraniu rodziców powiedziano nam, że studniówka to nasza sprawa. I dla­tego zgłosiłam się do komitetu, orga­nizacyjnego. Na pierwszym spotka­niu wstała jakaś matka i powiedziała, że w dzielnicy tylko my urządzamy jeszcze studniówkę w szkole. To wstyd. Ona już zrobiła wywiad i zna­lazła odpowiedni hotel. Pozostali ro­dzice tylko kiwali głowami. Każdy musi wydać 160 zł na swoje dziecko, a moja córka, jak się dowiedziała, że idzie do restauracji, poprosiła o czar­ną kreację. Ale i tak jestem zadowo­lona, bo syn znajomej jedzie pod Warszawę, do Zaborówka, a tam trzeba zapłacić czterysta złotych od osoby. Dobrze, że ta przemądrzała baba z mojej szkoły nie wiedziała, że w tym sezonie najmodniejsze są wy­jazdy poza miasto. W tej sprawie, jak w wielu, rodzice co innego mówią, co innego myślą. Wszyscy rodzice, z którymi rozma­wiałam, uważają, że studniówka win­na być skromną imprezą – kieliszek szampana, polonez, kanapki. Jednak nikt publicznie tego nie powie. Bo w tym. roku obowiązuje zasada – bawić można się wszędzie, byleby drogo. W Warszawie zarezerwowano już akademik WAT, klub oficerski, “Adrię”, klub “Tango” i ‘Dom Chło­pa”, nawet restaurację w “Europej­skim”. “Reytan” jak zawsze bawić się będzie w pomieszczeniach giełdy, gdzie poza polonezem tańczy się walca dyrektorskiego. W Łodzi mod­na jest restauracja “Nowa Europa”, w Sieradzu na studniówce zarabia jednostka wojskowa, w Częstochowie aula dawnej komendy policji. W Cedzynie trzeba pójść do hotelu “Echo”. W Częstochowie popularna jest hala sportowa “Polonii”, w Gdańsku hotel “Heweliusz” i jego indyk “Imperial”. Kłótnia o sałatkę W Warszawie potentatem jest hotel “Forum”. – Żeby dostać dobry ter­min, trzeba się było zgłosić pół roku temu – mówi pracownica działu ban­kietów. – Organizujemy zabawy nie tylko w piątki i soboty, ale nawet w czwartki i niedziele, takie jest za­interesowanie. Zapewne magnesem jest cena, 120 zł od osoby, a konku­rencja wyciągnie i 200. Początkowo w “Forum” menu ustalano wraz z rodzicami, ale potem za dużo było pretensji, że ta szkoła dostała lepszą sałatkę od naszej. W tym roku Wszyscy zjedzą to samo – m.in. indyka z migdałami i deser hiszpański. Restauracja „Turkusowa” w „Grandzie” też

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 04/2000, 2000

Kategorie: Obserwacje