Rowerem do sklepów, ścieżką przez las, co jest nielegalne, co z kolei jest surrealistyczne. W takim lesie głośniej śpiewają ptaki. A potem puste ulice, puste sklepy, wiatr podrywa do lotu jednorazowe rękawiczki wymiecione z kosza na śmieci. Fruną koślawo jak chore ptaki, po czym siadają niezgrabnie na pustej jezdni. Przed pierwszą w nocy jadę do Lidla. Czynny teraz przez całą noc. Mimo późnej godziny kolejka przed sklepem, zgodnie z nakazem bardzo rozciągnięta. Wszyscy w maseczkach i w rękawiczkach. Ludzi dzielą dwa metry, ale łączy wspólny niepokój. I jakoś przyjemnie i serdecznie jest w tej kolejce w środku nocy, jakby wszyscy doceniali dziwność istnienia. Od miesięcy piszę, że Małgorzata Kidawa-Błońska jest fatalną kandydatką na prezydenta. Nie dała mi szansy na zmianę opinii. Popełniono błąd z tych niewybaczalnych. Ona nawet się stara, próbuje być mocna i stanowcza, co brzmi nieautentycznie i irytuje. Pół biedy, gdyby to było tylko moje odczucie. Nie dziwię się, że Kosiniak-Kamysz dogania ją w sondażach. Jeśli dojdzie do tych kopertowych wyborów, czy należy je bojkotować? Czy uda się nam, niepogodzonym ze stanem rzeczy, ustalić wspólny front? Jeśli wybory odbędą się w maju, pogłębi się choroba polskiej demokracji. Życie w tym kraju pogrążonym w kryzysie gospodarczym i w oficjalnym podłym kłamstwie stanie się nie do zniesienia. Jaką trzeba mieć pogardę dla Polaków, by walczyć o władzę po ich trupach. Urasta do rangi symbolu słynna już wizyta prezesa z asystą na grobie matki, na zaplombowanym cmentarzu. Ilona Łepkowska pisze emocjonalny list (co na to jej mąż, mój dawny kolega Czesław B., do niedawna pisowiec, doprawdy nie wiem, czy on tak z przekonania, czy raczej z przekory). Cytuję Łepkowską: „Wjechał Pan na Powązki – gdzie i ja mam grób swoich bliskich – jak król do prywatnej kaplicy. Jak cesarz do mauzoleum swoich przodków w swoim prywatnym pałacu. Okazał Pan nie po raz pierwszy, ale pierwszy raz w tak szczególnym czasie, który powinien być czasem wyjątkowym, czasem wzajemnej empatii, solidarności i czułości, że ma się Pan za kogoś lepszego, ważniejszego, kogo zakazy i nakazy nie obowiązują. (…) Tym samym okazał Pan głęboką pogardę i całkowity brak zrozumienia uczuć milionów zwykłych Polaków, ludzi, w których interesie działa Pan ponoć od dziesięcioleci. (…) Piszę to Panu jako osoba, która od lat uważana jest za twórcę wyjątkowo dobrze odczytującego potrzeby i uczucia Polaków, czego dowodem są wielomilionowe wyniki oglądalności stworzonych przeze mnie seriali. I mając za sobą te miliony widzów, zwykłych Polaków, mówię Panu – popełnił Pan wielki błąd. Okazał Pan lekceważenie ludziom, którzy też kochali swoich Rodziców, ale zastosowali się do zakazów nałożonych na nas przez rząd powołany z Pana nadania. Wstyd, proszę Pana. (…) Myślę, że się to na Panu i na Pana obozie politycznym zemści. (…) Mówię to Panu z głębokim przekonaniem, że czegoś takiego Rodacy Panu nie zapomną”. Nie, proszę pani, ci wierzący rodacy zapomną i wybaczą, wierzący, czyli elektorat PiS. Bo prezes to wedle nich pomazaniec boży, jest ponad prawem, a nawet prawo tworzy. Nie tylko wybaczą, nawet się wzruszą, że tak kocha matkę. Epidemia to pierwsze takie wydarzenie od czasów wojny, które dotyka realnie wszystkich na świecie. Zostanie po tym blizna, nie wiadomo jak szeroka i w jakim miejscu naszej zbiorowej pamięci ulokowana. Taką bliznę zostawił kryzys gospodarczy z przełomu lat 20. i 30. Optymista powie: nastąpi rewitalizacja socjaldemokracji, kapitalizm straci kły, będzie większa równość społeczna. Pesymista zauważy: fakt, że z epidemią najlepiej poradziły sobie Chiny, kraj autorytarny, zachęci państwa do większej kontroli społecznej i ograniczania demokracji. A może uświadomimy sobie, że idea ciągłego wzrostu za wszelką cenę, kompulsywna potrzeba, by mieć więcej i więcej, jest niszcząca nie tylko dla naszej planety, ale też dla naszej psychiki? I że jeśli chcemy, by następne pokolenia w ogóle mogły przetrwać, potrzebna jest wielka zmiana myślenia. Olga Tokarczuk uważa, że świat po koronawirusie nie będzie taki sam. Wiele osób tak sądzi. Ja myślę, że zmiany nie będą radykalne. Zbyt głębokie są koleiny, którymi jedziemy na złamanie karku nie wiadomo dokąd. Niemożność przewidzenia przyszłości, jakie to straszne – jakie to cudowne. Od minionego czwartku obowiązek noszenia maseczek. Takiego balu maskowego jeszcze w Polsce