Nic nie powstrzyma powstania Wielkiej Albanii, która stanie się ważnym państwem NATO i gwarantem pokoju w regionie Kiedy pod koniec XX w. rozpadła się federacja jugosłowiańska, wiele osób zadało sobie pytanie, dlaczego. W niektórych analizach brano pod uwagę czynnik zewnętrzny. Na Zachodzie bowiem federację jugosłowiańską przedstawiano jako realizację idei komunistycznych. Pomijano przy tym, że to nie komunista Tito stworzył w 1918 r. pierwszą Jugosławię i że druga – powstała w roku 1945 – nie była radziecką republiką. Rzadko też można było się spotkać z pobieżną choćby próbą odpowiedzi na pytanie, jak potoczyłyby się losy Bałkanów, gdyby federacyjna Jugosławia nie powstała. Najczęściej jednak jako przyczynę krwawego rozpadu Jugosławii wskazywano sytuację wewnętrzną, a zwłaszcza wybuch nacjonalizmów. Choroba Bałkanów Już przed II wojną światową katoliccy Chorwaci i prawosławni Serbowie pochłonięci byli sporami. W nowo utworzonym państwie jugosłowiańskim Chorwaci stali się poddanymi serbskiej dynastii, co powodowało ich niezadowolenie. Wieki panowania habsburskiego wyrobiły w nich bowiem zupełnie nieuzasadnione przekonanie o wyższości kulturowej nad Serbami. Niezadowolenie to przerodziło się w nienawiść, a ta w marzenie o zemście. Ta zmiana chorwackiej busoli politycznej dokonała się pod przemożnym wpływem katolickiego arcybiskupa Zagrzebia Alojzijego Stepinaca. Marzeniem Stepinaca było nawrócenie wszystkich Serbów na katolicyzm. Dokonane przez Chorwatów podczas II wojny światowej masakry prawosławnych Serbów zarówno w Chorwacji, jak i w sąsiedniej Bośni i Hercegowinie były potworne. Z kolei dla Tity, pochodzącego z rodziny chorwacko-słoweńskiej, federalizm oznaczał ograniczanie wpływów dominujących liczebnie Serbów i wspieranie innych grup, zwłaszcza Chorwatów i Albańczyków. Tito liczył np., że nadając Albańczykom w Kosowie autonomię, a jednocześnie przyłączając tę prowincję do Serbii, zaspokoi aspiracje zarówno ich, jak i Serbów. Nie udało się ani jedno, ani drugie. Natomiast kiedy Slobodan Milošević 28 czerwca 1987 r., w kolejną rocznicę klęski na Kosowym Polu, odwołał się do serbskich uczuć narodowych, mówiąc: „Ani dziś, ani w przyszłości nikt nie ma prawa wami poniewierać”, rozpoczęła się rewolta przeciwko federacji jugosłowiańskiej. Jak trafnie zauważa Robert D. Kaplan, choroba Bałkanów to sprzeczne marzenia o utraconym imperium. Każdy naród bałkański domaga się przywrócenia takich granic, jakie miało jego imperium w szczycie swojego rozwoju terytorialnego, co zwykle odnosi się do głębokiego średniowiecza. Obecnie na Bałkanach są trzy zapalne miejsca: Kosowo, Bośnia i Hercegowina oraz Macedonia. Wydawałoby się, że Serbów, Rumunów, Bułgarów, Macedończyków i Greków powinno łączyć prawosławie, ale tak nie jest, gdyż Kościoły prawosławne na Bałkanach są autokefaliczne. W latach 80. XX w. olbrzymi wpływ na rozwój nacjonalizmu w Jugosławii miało jej pogrążanie się w coraz większym ubóstwie i nienawiści. Podczas ostatniego konfliktu na Bałkanach jednym z celów polityki amerykańskiej w Jugosławii było utworzenie w regionie uzależnionego od USA silnego bloku muzułmańskiego, od Bośni po Albanię, mającego stanowić przeciwwagę dla fundamentalizmu islamskiego. Zdecydowane wsparcie kosowskich Albańczyków miało poprawić obraz USA w krajach muzułmańskich. Nie wydaje się jednak, aby to zadziałało. Niezwykle wątpliwa i ryzykowna byłaby też kalkulacja, że przyszła Wielka Albania będzie pamiętać o wkładzie Zachodu w jej powstanie. Nie do końca również przewidziano skutki stworzenia Bośni i Hercegowiny oraz amerykańskiego poparcia dla bośniackich Muzułmanów. Trudno przypuszczać, by zakładano zagnieżdżenie się fundamentalizmu islamskiego w Bośni i na znacznej części Bałkanów. Chyba że chodziło o powstanie swoistego laboratorium, w którym można studiować przejawy skrajnego islamu z pożytkiem dla walki z terroryzmem na Bliskim Wschodzie. Przyjmijmy jednak wariant optymistyczny, uwierzmy, że laboratorium w Bośni i Hercegowinie może wypracować model przyszłej współpracy międzyetnicznej dla całych Bałkanów. Dalszy brak stabilności na Bałkanach oznaczałby w najlepszym razie potrzebę stałego zakotwiczenia tam misji pokojowych NATO oraz UE. Z tym że Amerykanie mogą w pewnym momencie stracić zainteresowanie regionem, a Europejczycy zostaną z problemem skrajnego islamu. Pozytywem w tej sytuacji jest tylko to, że Albania już należy do NATO i ma status oficjalnego kandydata do UE, a priorytetem Kosowa jest wejście do Paktu i Unii oraz partnerstwo strategiczne z USA. W ten sposób bliscy bylibyśmy scenariusza, w którym cała Wielka Albania znajdzie się w NATO i w UE. Niemiecko-turecka rywalizacja Co na to wszystko Niemcy i Turcja, która w strategii amerykańskiej odgrywała dotąd