Oprocentowanie wkładów spadło, w dodatku poszły w górę bankowe opłaty i prowizje Nie ma innych instytucji, które z taką skutecznością jak banki potrafią skubać nasze portfele. Gdy w drugiej połowie ubiegłego roku z obawy o swoje oszczędności zaczęliśmy wycofywać wkłady, banki podniosły ich oprocentowanie. Podziałało – ta, jak ją określa Komisja Nadzoru Finansowego, „wojna depozytowa”, sprawiła, że w ciągu 12 miesięcy (czerwiec 2008-czerwiec 2009) lokaty gospodarstw domowych wzrosły aż o 9,4%. Kiedy pieniądze zostały już ściągnięte, banki szybko obniżyły oprocentowanie, natomiast podniosły opłaty i prowizje. W ten prosty sposób odbijają sobie zyski utracone w wyniku wypłaty większych odsetek klientom. I tak nas złupią Dzieje się to wszystko w majestacie prawa, bo żaden bank w Polsce nie gwarantuje swoim klientom niezmienności opłat, prowizji i oprocentowania. A skoro nie gwarantuje, to znaczy, że może je zmieniać tak, jak mu się podoba. W 2009 r. rosną więc marże, opłaty za prowadzenie rachunków, za wypłaty z obcych bankomatów, przelewy, karty płatnicze i kredytowe, za wysyłanie wyciągów, pism i monitów. Część tych obciążeń jest w ogóle bezprawna. Jak mówi Izabela Dąbrowska, prawniczka Federacji Konsumentów, która specjalizuje się w usługach finansowych, banki nie mogą pobierać od klientów opłat za kierowaną do nich korespondencję firmową, ponieważ są to normalne koszty działalności gospodarczej i nie ma żadnych podstaw, by przedsiębiorstwo przerzucało je na konsumentów. Nikt, kto pisze list czy jakieś wyjaśnienie do banku, nie żąda przecież za to pieniędzy od adresata. W dodatku haracz ściągany przez banki jest podstępnie ukrywany, bo kwoty za te czynności nie są wyraźnie wyszczególnione, lecz dopisywane do wielkości zadłużenia. Klient dowiaduje się o nich dopiero wtedy, gdy ujrzy roczne zestawienie. Oczywiście, mógłby zajrzeć do tabeli opłat i prowizji, ale komu przyjdzie do głowy, by sprawdzać, ile bank od nas ściąga za to, że zechciał do nas napisać? A nawet jeśli ktoś sprawdzi, to i tak nie będzie mógł nic z tym zrobić. Najwyżej przeniesie się do innego banku, który tak samo go oskubie. W umowach ludzi z bankami nie ma równoprawności stron – i dlatego banki mogą zmuszać klientów do podpisywania dobrowolnych (!) aneksów, w których godzą się oni np. na wyższą marżę kredytu. Bank ma bowiem prawo wypowiedzieć umowę w części dotyczącej spłaty kredytu, gdy przewiduje, że sytuacja klienta może się pogorszyć. Klientom nie wolno zaś przestać spłacać kredytów, bo wtedy grożą im karne odsetki i obowiązek natychmiastowego zwrotu całej pożyczonej kwoty. Obecne podwyżki, zależnie od rodzaju czynności bankowej, sięgają od 1 do 5 zł miesięcznie. Nie są to więc sumy, o które klienci mogliby robić raban, ale takie zbieranie złotówki do złotówki daje naszym bankom całkiem niezłą miarkę. W pierwszym półroczu 2009 r. zysk banków z tytułu prowizji i opłat zwiększył się o 400 mln zł, co oznacza wzrost o 5,8%. Będzie drożej i gorzej Akcja podwyżkowa banków nabiera rozpędu, bo w drugim kwartale zysk z prowizji jest już o prawie 9% wyższy niż w pierwszych trzech miesiącach tego roku. Ktoś może mógłby pomyśleć, że ogólna suma prowizji wzrosła, bo banki znacząco rozszerzyły swoją działalność depozytową i kredytową, do czego w końcu są powołane. Nic podobnego. Jak stwierdza Komisja Nadzoru Finansowego, dzieje się tak za sprawą podwyżek prowizji i opłat za większość usług bankowych, jakie nastąpiły w bieżącym roku. Drugi fundament bankowej pomyślności to obniżanie oprocentowania wkładów. Ci, którzy w ubiegłym roku zaufali reklamom banków, obiecującym kokosy za powierzenie im swych oszczędności, dziś odczuwają skutki na własnej skórze. Jeszcze w grudniu średnie oprocentowanie depozytów wynosiło 5,85%. Dziś – tylko 3,85%. Spadło też oprocentowanie kredytów – musiało, skoro Rada Polityki Pieniężnej obniżała stopy – ale oczywiście w stopniu znacznie niższym, bo z 11,41% do 10,69%. Tak się jakoś dziwnie dzieje, że obniżka stóp zawsze mocno się przekłada na spadek oprocentowania depozytów bankowych, a na spadek oprocentowania udzielanych kredytów wpływa ledwo ledwo… Oprocentowanie (zwłaszcza wkładów) dalej będzie spadać. Prowizje i opłaty wciąż natomiast będą rosnąć. W sumie w całym 2009 r., jak przewidują analitycy, banki zgarną z tego tytułu prawie 700 mln zł. I to za nic! Bez żadnej dodatkowej wykonanej przez siebie pracy – tylko poprzez dopisywanie kolejnych złotówek do inkasowanych opłat. Pracą banków jest oczywiście
Tagi:
Andrzej Dryszel