Dodatkowe opłaty, trudniej dostępne pożyczki, zmuszanie do podpisywania niekorzystnych klauzul – oto nasza kredytowa rzeczywistość Nie od dziś wiemy, jak ważne na bankowym rynku jest zaufanie, odmieniane we wszystkich przypadkach przez instytucje finansowe. Z pewnością nie jest więc dobrze, że zaufanie Polaków do banków spadło do nienotowanego dotychczas poziomu, acz nie ulega wątpliwości, iż banki solidnie na to zapracowały. Zaufanie jest kwestią ulotną, więc i o jego zmniejszaniu się decydują kwestie nie zawsze konkretne. Banki nie naciągają nas znacząco częściej niż inne instytucje, z jakimi mamy do czynienia, wiadomo też, że skoro żyją ze sprzedawania pieniędzy, to pieniędzy nie lubią tracić, rozumiemy, że menedżerowie i szefowie tej branży muszą zarabiać najlepiej w kraju. Oczywiście nie podoba nam się, że za swe usługi żądają tak dużo naszych pieniędzy. Najbardziej jednak przeszkadza nam chyba coś, co można by określić mianem bankowej hipokryzji – otóż reguły postępowania w kwestiach finansowych są niby jasne i oczywiste, ale przede wszystkim wobec klienta. Bank natomiast może je stosować tak, by były dla niego jak najkorzystniejsze. Przykładów na to jest wiele: stosowane do niedawna przez część banków oprocentowanie kredytów na podstawie widzimisię zarządu, pobieranie drastycznie wysokich opłat z tytułu zawyżonych, wziętych z sufitu różnic w kursach walut, próby wymuszania zmian w umowach kredytów hipotecznych, aby były jeszcze dogodniejsze dla banków, domaganie się publicznych pieniędzy przy jednoczesnym torpedowaniu prób ściślejszego nadzorowania działalności bankowej, żądanie wsparcia dla siebie i głoszenie, że to nie jest bynajmniej pomoc dla banków, ale dla całej gospodarki. Niby wiemy, że stosowanie różnych miar wobec siebie i innych jest u nas normalne – dość popatrzeć na przykłady płynące ze światka polskich polityków. A jednak w przypadku bankowości moralność Kalego coraz bardziej nam doskwiera. Bank człowiekowi wilkiem W internetowej sondzie z początku roku, na pytanie: „Czy odniosłeś wrażenie, że twój bank cię oszukuje?”, padło 100% odpowiedzi twierdzących. Odpowiedzi „nie” i „nie wiem” nie udzielił nikt. Internet nie jest w pełni reprezentatywnym medium, anonimowość powoduje, że najczęstsze określenie stosowane tam wobec bankowców to „złodzieje”, i nie pomagają wysiłki pracowników wyjętych firm PR, włączających się do sieciowych dyskusji w stylu: „Przecież to firmy jak każde inne, muszą zarabiać, a wszyscy powinni dobrze przeczytać warunki umowy”. Jednak i inne sondaże potwierdzają stałą erozję zaufania. Badanie przeprowadzone w marcu przez (nieprzesadnie wprawdzie znany) instytut Homo Homini wykazało, że tylko 3% Polaków ufa generalnie wszystkim bankom, aż 17% zaś nie ufa żadnemu. Zaufanie do banków, na początku transformacji niskie, wzrosło aż do poziomu 77% w badaniu Rady Monitoringu Społecznego z 2007 r. W marcu tego roku sondaż Gfk Polonia pokazał, iż wynosi ono tylko 48%. I trudno, by było inaczej, bo poczynania bankowców pogłębiają nie zaufanie, ale niepewność i lęk Polaków. Coraz częstsze są sygnały, że banki zaczynają renegocjować umowy kredytów hipotecznych. Ponieważ na rynku spadają ceny nieruchomości, bankowcy, przyjmując oczywiście najostrzejszy wariant obniżki cen, oceniają, że wartość mieszkań i domów, na które wzięto kredyt hipoteczny, nie odpowiada już sumie pożyczki, więc nie stanowi odpowiedniego zabezpieczenia. Nie wystarczają im weksle wystawione przez pożyczkobiorców, zaświadczenia o zatrudnieniu i zarobkach, poręczenia. Żądają wykupienia dodatkowych ubezpieczeń czy płacenia im wyższych marż. Najważniejsze, że PKO BP, za którego działaniami podążają z reguły inne banki, ogłosił, że w przypadku gdy poziom kredytu przekracza 130% wartości mieszkania, może zaproponować kredytobiorcy ustanowienie dodatkowego zabezpieczenia. Oczywiście sytuacja odwrotna nie wystąpiła ani razu – gdy ceny nieruchomości szły w górę, klient żadnego banku nie został poinformowany, że ze względu na wzrost wartości jego mieszkania może liczyć na łagodniejsze warunki spłaty. Ten mechanizm działał i działa tylko w jedną stronę. Bankowców guzik obchodzi, że klient obciążony dodatkowymi opłatami może mieć większe kłopoty z terminowym zwracaniem kredytu (czego rzekomo banki chcą za wszelką cenę uniknąć). Pracownicy kilku banków podjęli już próby wymuszania podpisywania dobrowolnych (sic!) aneksów, w których klienci godzą się na wyższą marżę kredytu czy szybką spłatę części zadłużenia. Bankom jakoś nie przeszkadzało, że do III kwartału 2008 r. ochoczo udzielały kredytów hipotecznych nawet na 120% wartości nieruchomości, nie wymagając wkładu własnego. Niestety,
Tagi:
Andrzej Dryszel