Bardzo długi pocałunek

Z dorosłymi jak z dziećmi. Lepiej ich oczarować, niż kłócić się z nimi Potknął się o olbrzymi kosz. Już był przy drzwiach, kiedy usłyszał huk. Kosz po paru ciężkich gibnięciach przewrócił się wreszcie, ale na chodnik wypadła tylko szmaciana lalka. Podniósł ją. Prawa ręka lalki była mocno naderwana. Zza ciężarówki wybiegła kobieta. Jakieś dziwne, wielkie kolczyki, włosy zwinięte w nieregularny kok. – Dziękuję – powiedziała serdecznie, choć on nie wiedział za co, bo nawet razem nie byli w stanie podnieść kosza. Pomógł im ponury kierowca. – To ukochana lalka mojej córki – wyjaśniła – ale teraz należy do mnie, bo córka wyprowadziła się z domu. – W wieku trzech lat? – zapytał. – Nie – roześmiała się – ona jest już studentką. To lalka z jej dzieciństwa. Po prostu odszedł. Nowa lokatorka nie interesowała go w ogóle. To znaczy musiał wiedzieć, kim jest, bo będzie mieszkać za ścianą. Za jego ścianą. Na podstawie szmacianej lalki wyrobił sobie jak najgorszy obraz. Głośne radio, trzaskanie drzwiami, pewnie jacyś mężczyźni. Ale niech tylko spróbuje pożyczyć soli. Nie wiedział, dlaczego ludziom ciągle kończyła się sól, której torebka starczała mu na lata. Ale niech tylko ta kobieta zapuka do jego drzwi, już on jej pokaże. – Musiałam sprzedać mieszkanie, żeby dać córce pieniądze na studia – kobieta mówiła do jego oddalających się pleców. – Te parę metrów tutaj musi mi wystarczyć. Daję tyle, ile dostaję Sylwia obudziła się o czwartej. Puste okna. Nie miała już siły, żeby rozwieszać zasłony. Tak bardzo tęskniła za Martą, że była gotowa każdemu o niej opowiadać. Nawet temu naburmuszonemu sąsiadowi zwierzyła się, że córka miała taką laleczkę. Co za okropna kamienica. No, ale to mieszkanie było do wzięcia od zaraz. Ciało usypiało spokojnie, jakby ciągle pamiętając poprzednią noc. Tak, z tym też trzeba było skończyć. “Z tym”, bo przecież nieregularnych spotkań, które szybko kończyły się w łóżku, nie mogła nazwać ani miłością, ani nawet romansem. Wojtek najpierw się buntował, chciał niedzielnych śniadań i wspólnych urlopów. Chciał, żeby zabrała go do swoich znajomych. Ale potem nie komentował już szybkiego seksu i powierzchownych rozmów. – Biorę tyle, ile daję – śmiała się Sylwia. – Daję tyle, ile dostaję – odpowiedział kiedyś wściekły. Tamtej nocy też wstał i wyszedł. No, w końcu tego go nauczyłam. Ale przy przeprowadzce mógłby mi pomóc. Usypiając, myślała, że już go nie wpuści. Ta myśl wydała się jej zbawienna. Artur obudził się o czwartej rano. Śniła mu się jakaś monstrualna, szmaciana lalka. Jeżeli żona po raz kolejny nie pozwoli mu się spotkać z córką albo przyprowadzi całą nafaszerowaną tekstami, że tatuś zmarnował im życie, tak, wówczas będzie musiał pójść do sądu. A wtedy zobaczy córkę dopiero po wyroku, skaże ją na jakieś upokarzające testy psychologiczna, a co najważniejsze – zobaczy ją nie wiadomo kiedy. Nie, sąd to ostateczność. Ale usypiając, znowu wiedział, że nie ma żadnego pomysłu. Z głębi snu słyszał głos córki: – Wiesz, że mama musi teraz więcej pracować, bo nas zostawiłeś. – Staram się wam pomagać, więc to nieprawda, że was zostawiłem. Po prostu ustaliliśmy z mamą, że nie możemy być dłużej razem. – Mama mówi, że robiłeś straszne numery. Co to znaczy? I że przez ciebie ona się wykończy, a ja nie chcę tego. Płacz. Dziewczynka rozmazywała łzy na policzku. Nie powinien jej wtedy szarpnąć, nie powinien krzyczeć, że jego córka nie może powtarzać bzdur. Nie powinien mówić pięcioletniej dziewczynce, że wydawanie jego własnych pieniędzy na młodocianego kochanka uważa za świństwo. Szczególnie, gdy robi to kobieta, która dopiero co urodziła mu dziewczynkę. Od tamtej pory widział córeczkę dwa razy. Matka ją przyprowadzała, dziewczynka wchodziła i obojętnym głosem recytowała, że nie chce spędzić z nim popołudnia, bo “może tatuś znowu ją uderzy”. – Przepraszam, przecież wiesz, że cię nie uderzyłem, zdenerwowałem się tylko. Przepraszam – powtarzał do zamkniętych już drzwi. Kiedy z tym automatycznym tekstem przyszła po raz pierwszy, jej wzrok powędrował w kąt, gdzie stał ukochany komputer. Potem po prostu mówiła swoje i wychodziła. Wiedział, że jeśli pójdzie do sądu, straci dziecko na lata,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2000, 23/2000

Kategorie: Przegląd poleca