Barok w barze

Barok w barze

Tibor-Florestan Pluto

Jesteśmy otoczeni wykształconymi ludźmi, którzy cierpią na brak jakiejkolwiek orientacji w sztuce Jan Tomasz Adamus – dyrygent, klawesynista, organista, dyrektor Capelli Cracoviensis Co jakiś czas projekty Capelli Cracoviensis, wydawałoby się tradycyjnego zespołu, zaskakują nas. Teraz zagracie wszystkie symfonie Haydna, a ponieważ jest ich ponad setka, projekt ma trwać aż do 2023 r. Kto potrafi przewidzieć, co będzie za kilka lat? – Staramy się realizować przedsięwzięcia znaczące i myśleć perspektywicznie. Komplet symfonii Haydna to przygoda, kręgosłup repertuarowy na kilka lat, swego rodzaju wyznanie wiary w siłę i wartość artystycznego dziedzictwa Europy. Będzie nagranie kompletu symfonii? – Nagrywamy wszystkie koncerty i jest spora szansa na komplet winyli. Czy to aby nie jest sprytny sposób na decyzje władz, które niekiedy przerywają żywot dyrekcji w środku kadencji? – Kwestia kadencji dyrekcji jest bez znaczenia. Istotne projekty zwykle są kontynuowane przez następców. Nie myślimy ani krótkoterminowo, ani w stylu „po nas choćby potop”. Wszyscy w skali kraju musimy się nauczyć planowania z dużym wyprzedzeniem, bo inaczej nie można funkcjonować na międzynarodowej scenie muzyki klasycznej. Konieczne jest stworzenie długofalowych systemów finansowania kultury preferujących przedsięwzięcia znaczące i trwałe. Finansowanie kultury nie ma poparcia społecznego, ponieważ efekty tego finansowania są w naszym kraju niezwykle rozdrobnione i nietrwałe, a przez to trudne do zauważenia przez szerokiego odbiorcę. Zagrać wszystko – to chwytliwe hasło. Wcześniejszy projekt obejmował wszystkie symfonie Beethovena. Jak pan ocenia efekty projektu? Czy każdy kulturalny człowiek powinien te symfonie znać? – Nie powinniśmy mieć wątpliwości co do tego, czy należy znać symfonie Beethovena, twórczość Egona Schielego, Marcela Prousta, Rainera Marii Rilkego itp. Nie godzę się na akceptację barbarzyństwa, na brak wrażliwości, na powierzchowność. Sztuka jest rzeczywistą treścią życia. Bez rozumienia pojęcia abstrakcji, bez dobrego smaku i poczucia humoru trudno żyć. Edukacja bez wrażliwości jest zaledwie rodzajem pedanterii. Jeszcze na długo przed Rokiem Moniuszkowskim zagraliście „Halkę” na instrumentach historycznych. Dlaczego o niedawnym wykonaniu pod dyrekcją Fabia Biondiego tyle się mówi, a o Capelli Cracoviensis zapominamy? – Z jednej strony, zależy gdzie ucho przyłożyć, z drugiej, nikt nie jest prorokiem we własnym kraju, a jest coś takiego jak zrównoważony rozwój – to miło, że Fabio Biondi zagrał „Halkę”, ale właściwa kolejność jest inna. W momencie gdy granie w Polsce „Halki” na instrumentach historycznych staje się bez problemu osiągalne, przychodzi czas na urozmaicenie, spojrzenie na to dzieło z innej perspektywy. Poza tym koncerty znaczących artystów w Polsce powinny mieć miejsce, żeby nasza scena koncertowa nie była odcięta od świata. Takie zdarzenia są też w oczywisty sposób mobilizujące. Teraz proponujecie jeszcze projekty edukacyjne. Czy dokonają przełomu w naszym mało umuzycznionym społeczeństwie? Czy na coś takiego łatwiej zdobyć środki? – Edukacja rozumiana także jako ogólne oddziaływanie to codzienny obowiązek każdego z nas. Wszyscy powinniśmy walczyć z ignorancją, ksenofobią, stereotypami, brakiem wrażliwości i postaw obywatelskich. Trudno mówić o przełomie, ponieważ to raczej pole mrówczej, codziennej pracy na rzecz otwierania umysłów. Otwarte umysły są podatne na inspirację, która rodzi innowację, a ta owocuje dobrobytem. Powiedział pan w jednym z wywiadów, że konserwatyzm to lekkie upośledzenie umysłowe. Proszę o przykłady. – Można tak powiedzieć przy założeniu, że rozwój i postęp to oczywiste pragnienie każdego człowieka. Niestety, bywa inaczej. Dlatego wycofuję się z tego stwierdzenia, dodając, że bardzo wielu konserwatystów to osoby wybitnie inteligentne, ale często skrajnie cyniczne. Co pana zainteresowało, a może zachwyciło w pianiście Marcinie Maseckim, który m.in. grał na peronie PKP w Świdnicy, a teraz dyryguje symfonią Haydna? – To nadzwyczajny artysta. Nie każdy to dostrzega, ponieważ Marcin nie jest odlany z brązu, nie ma siwej głowy ani innych atrybutów artysty ze świata muzyki klasycznej. Gra lekko, komunikatywnie, z prostotą, która jest największym kunsztem. Jego koncerty fortepianowe Mozarta z Capellą Cracoviensis biją na głowę wszystko, co dotychczas zrobiono w tej konkurencji. Kto wpadł na pomysł, by robić festiwal Bacha w Świdnicy i wykorzystywać jako miejsca koncertów nie tylko słynne Kościoły Pokoju, ale np. stary młyn? – Festiwal Bachowski w Świdnicy to mój pomysł. Pochodzę z Jedliny-Zdroju koło Wałbrzycha. Dolny Śląsk to mój krajobraz kulturowy. Znam tam każdy kamień

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 19/2019, 2019

Kategorie: Kultura