Barwy autorytarne

Barwy autorytarne

Można by zacząć idyllicznie: czereśnie są, szpaki, niezalęknione kanonadami z mających je odstraszać armatek, zażerają się w najlepsze – bo nie ma pracowników, żeby owoce zbierać. Jak ktoś słusznie zauważył (nie był to przedsiębiorca), pracownicy są, ale nie ma taniej siły roboczej. Przy zbiorze truskawek i czereśni pracowali w ostatnich latach masowo ludzie z Ukrainy. Ale już nie pracują. Pojawiły się szacunki, że prawie 250 tys. zamierza z Polski wyjechać i nie dać się dłużej wykorzystywać. Dziwne… Dlaczego nie chcą dawać się wykorzystywać? Przecież tylko jeden z nich zmarł, bo kiedy zemdlał, szefowa, zatrudniająca go na czarno (symptomatyczne) przy produkcji trumien, zamiast wezwać karetkę, wywiozła go do lasu 125 km od miejsca zdarzenia i tam porzuciła. Pracownik – niewolnik? – zmarł. Na sygnały płynące od lat ze strony organizacji pozarządowych, że prawa pracownicze Ukrainek i Ukraińców są w Polsce systemowo łamane, naruszane, gwałcone – że po prostu nie obowiązują – reakcji nie było. To teraz jest. Ukraińcy po prostu znikną. A czereśnie i szpaki zostaną na drzewach. Demolowanie praw pracowniczych od co najmniej dwóch dekad nie było nigdy dotąd traktowane jako naruszenie konstytucyjnych zobowiązań (konstytucja, konstytucja!!!). Pozorowane działanie Państwowej Inspekcji Pracy, czy wręcz samo jej istnienie w takim kształcie i z takimi kompetencjami, wołało o pomstę. No to pomsta nadchodzi. W tych kwestiach różnic między głównymi siłami politycznymi w Polsce – nie widać. 150 lat walki o prawa pracownicze – przelana krew, odsiedziane w więźniach lata i życia, same śmierci w końcu – poszło na zmarnowanie, kiedy przyszły czasy kultu tzw. pracodawców. Jak macie pracę i chcecie dawać, to dawajcie. Nie chcą brać? No cóż, trzeba godnie płacić i dobrze pracowników traktować. Nie możecie rozdać pracy? Weźcie ją sami, wyżywcie się tymi stawkami, na tym upale, tylko pamiętajcie: gdybyście stracili przytomność, nie wywoźcie się sami do lasu, bo nie będzie nauczki i morału. Z zasady nie lubię pisać o mediach, mam alergię na „media o mediach”, ale obserwując, co się wydarzyło wokół rutynowej, choć wyróżniającej się i ważnej interwencji Biura Rzecznika Praw Obywatelskich w sprawie formy zatrzymania podejrzanego o morderstwo 10-latki, nie mogę tego przemilczeć. W tzw. mediach publicznych i innych sprzymierzonych z obecną ekipą rządzącą ruszyła bezprecedensowa nagonka na Adama Bodnara, w której do ataku użyto także historii jego syna. Słyszałem głosy polityków PiS broniących tej metody, wedle znanego zaklęcia: no, ja bym może tego w ten sposób nie powiedział, ale kiedyś itd. Oburzenie moralne jest słabą bronią w takim starciu. Brak jakichkolwiek określonych i respektowanych standardów obowiązujących media w takim przypadku jest koszmarem. To rozregulowanie zasad ma skutki krótko- i długoterminowe. Jeśli kiedyś zostanie podjęta jakaś próba rozliczenia „dobrej zmiany” za złe praktyki – w co jednak należy, realistycznie rzecz biorąc, wątpić – to ta kwestia woła o nieprzedawnienie. Tym, co przeraża w szarży na Bodnara, jest dość znaczące i zauważalne społeczne poparcie dla praktyk przemocowo-odwetowych stosowanych przez nieuprawnioną do tego policję. Upublicznianie zarejestrowanego materiału filmowego jest już czystym, skrajnym nadużyciem politycznym – jest patologią władzy przy współpracy z szefostwem policji. W tym samym czasie sąd wydaje skandalicznie niski wyrok na policjantów sprawców tortur i śmierci Igora Stachowiaka, zamordowanego podczas pomyłkowego zatrzymania i tortur na komisariacie we Wrocławiu. Wszystko to dzieje się także w czasie, kiedy mamy jeszcze przed oczyma wychodzącego na wolność Tomasza Komendę, który 20 lat przesiedział niesłusznie skazany za niepopełnione morderstwo młodej dziewczyny. Ministrowie Ziobro i Brudziński prężą nie swoje muskuły, podświadomie pewni, że dużej części ich elektoratu (i innych elektoratów takoż…) spodoba się taki spektakl pseudosprawiedliwościowej przemocy. Ten styl szeryfowania jako model zdobywania poparcia dla zdobycia władzy, a potem sprawowania władzy i wreszcie utrzymania władzy, ta ekipa praktykuje, odkąd ministrem sprawiedliwości został Lech Kaczyński. A prawice całego świata od zawsze i wszędzie. Polskie poparcie dla tortur, albo niezrozumienie ich charakteru i metod, jest wyjątkiem w skali Europy. I PiS nie waha się go użyć. Do czasu, kiedy w kajdankach zespolonych zaczną się pojawiać politycy tej partii. Ale spokojnie – nie zaczną. Żadnych trybunałów nie będzie. Nawet jako pokłosie wyroku Trybunału Sprawiedliwości

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2019, 27/2019

Kategorie: Felietony, Roman Kurkiewicz