Nie śpijmy, bo nas zamalują, zerwą i przegłosują Do wyborów samorządowych zostało tylko kilka dni, w kampanii wyborczej rośnie więc poziom agresji. Jest ona wymierzona przede wszystkim w kandydatów zjednoczonej lewicy i demokratów (SLD, SdPl, PD,UP, lista nr 6), otoczonych przeważającymi (zwłaszcza finansowo) komitetami prawicy, które walczą w nie zawsze cywilizowany sposób, korzystając ze wsparcia naszego państwa. – Dobrze widać, kto ma pieniądze. PiS przeznacza na kampanię niesamowite środki, może wynająć ludzi – mówi Łukasz Naczas, student politologii Uniwersytetu Adama Mickiewicza, kandydujący do rady Gniezna. Jego plakaty częściej niż cztery lata temu są zamalowywane na czerwono i niszczone sprejem. Naczas ma tylko 23 lata, ale startował już w 2002 r. Jako 19-latek został najmłodszym radnym w historii Gniezna i w całym SLD. Gdy nie ma pieniędzy, trzeba pomysłów, więc od pół roku czerwony wartburg z Nieczasem i jego kolegami z młodzieżówki jeździ po Gnieźnie, zapraszając na organizowane przez nich imprezy: turnieje wędkarskie, grzybobrania wyborcze (zwycięzca zebrał 12 kg) i comiesięczne jarmarki staroci. Zdaniem Elżbiety Zakrzewskiej, kierującej ZOZ-em w Bogatyni (trzy ośrodki zdrowia i szpital, ponad 200 pracowników), która startuje do sejmiku woj. dolnośląskiego, bogactwo PiS nie musi się przełożyć na wynik wyborczy: – Ludzi zaczyna irytować niebywały zalew ich pięknych ulotek na kredowym papierze. I często pytają: skąd oni mają na to pieniądze? Ale gdy dochodzi do dyskusji merytorycznych, widać, kto jest górą. W lokalnej debacie o służbie zdrowia kandydat prawicy wykazał głęboką nieznajomość tematu. A przecież to nie dzięki sloganom w moim szpitalu prawie nie ma kolejek, gdy we Wrocławiu na zabieg czasem czeka się kilka miesięcy. Dyr. Zakrzewska również zauważa faule prawicowej konkurencji: – PiS jest agresywne, zdarza się zrywanie i zaklejanie naszych plakatów. W Jeleniej Górze plakat jednego z prawicowych komitetów przypomina plakat kandydata lewicy. Jego nazwisko jest więc po prostu wydzierane i w ten sposób powiększa się własny plakatowy stan posiadania. Na podobne incydenty nie narzeka zaś Agnieszka Sypień kandydująca do rady Wrocławia. Agnieszka reklamuje się jako „kobieta walcząca”: – Oczywiście o sprawy mieszkańców Wrocławia – mówi. Chce otworzyć dla młodzieży hale sportowe i boiska. – Takich obiektów przybywa, ale coraz częściej trzeba płacić za to, żeby w nich ćwiczyć. Nie powinno być tak, że ubogie rodziny nie mogą korzystać z zajęć sportowych – twierdzi Agnieszka i dlatego chce stworzyć skuteczny system dofinansowania dzieci uzdolnionych fizycznie. Pewnie jej się uda, bo we Wrocławiu jest rozpoznawalna i ma niemałą siłę przebicia. Walczy bowiem naprawdę, jest aktualną mistrzynią świata i ośmiokrotną mistrzynią Europy w kontaktowej odmianie karate (kyokushin), w kategorii ponad 65 kg. Zrozumiałe więc, że wyborcze łobuzy wolą nie niszczyć jej plakatów. Ciekawe, jakie wrażenia z tegorocznej kampanii wyniesie Francuzka Anne Guillet, starająca się o mandat radnej Warszawy? Mieszka u nas od 15 lat, wyszła za Polaka, pracuje w liceum francuskim. – Polska przyjęła mnie do siebie, chciałabym jakoś zrekompensować to, co mi dała – mówi. Jej start to przejaw ducha zjednoczeniowego, owiewającego całą lewicę – kandydaturę Anne zgodnie zgłosili mieszkający w Polsce działacze Labour Party, SPD i francuskiej PSE. Brygida Kuźniak, prawniczka z Uniwersytetu Jagiellońskiego, kandydatka do Rady Krakowa, podkreśla coraz większy profesjonalizm dużych komitetów. Jest radną od 12 lat, więc widzi, co się zmienia: – Najbogatsi zatrudniają firmy reklamowe, które organizują wszystko od A do Z, a to sprawia, że tegoroczne wybory są bardzo kosztowne. Ludzie nie są zbyt zainteresowani osobami kandydatów, więc w dużych miastach, takich jak Kraków, kampania jest mocno upolityczniona. Nawet znane nazwiska mają kłopoty, żeby się przebić do świadomości wyborców. Zdaniem Brygidy, można się przebić happeningami, niebanalnymi imprezami – takimi jak np. zorganizowany w Krakowie Dzień Ratownika pod hasłem „Polska polityka tonie, ratujmy ją”. Były koła ratunkowe, kamizelki – a przy okazji i konkretne propozycje. Agnieszka Niekochańska, nauczycielka polskiego w integracyjnej szkole podstawowej startująca do rady Konina, uważa, iż praca u podstaw jest ważniejsza od polityki i happeningów. Od lat organizuje festyny i kolacje wigilijne dla dzieci
Tagi:
Andrzej Leszyk