Nie będę słuchał Bezpieki

Dlaczego mnie i każdego obywatela tego kraju uważa się za idiotę? Przecież my tej zniewagi, że nas za durniów uważają, nie wybaczymy Jak pan traktuje to, co wczoraj słyszał pan o Lechu Wałęsie? To, co słyszał dzisiaj o Aleksandrze Kwa­śniewskim? O co tu chodzi, kto do czego zmierza? Kto za tym stoi? –     Jest krótki czas, parę tygodni, na postępowanie lustracyjne w stosunku do kandydatów na prezydenta. Niech pan sobie wyobrazi, że w tym czasie napłynęły tak zwane kwity, które nagle się znalazły, na urzędującego prezyden­ta i byłego prezydenta. Niech pan sobie wyobrazi, że sąd nie będzie miał dość czasu, by sprawdzić, czy te kwity nie są aby fałszywe, podrobione. Zostanie przesłuchanych paru ubeków. Oni będą tymi, którzy będą rozstrzygali. Będą wystawiali świadectwo moralności… –     I niech pan sobie wyobrazi, że sąd da im wiarę. Uzna, że obaj kandydaci złożyli kłamliwe oświadczenia lustra­cyjne, czyli musi ich skreślić z listy kandydatów. Automatycznie na pozycji faworyta znajdzie się Marian Krza­klewski. Ale może nie to jest najważniejsze. Najważniejsze jest to, że gdyby się tak stało, o tym, kto zostanie prezy­dentem Rzeczypospolitej – musimy so­bie to uświadomić – nie zdecyduje naród, tylko bezpieka, Urząd Ochrony Państwa. Dlatego, że UOP jest w obec­nym stanie prawnym i faktycznym tą instytucją, która decyduje, jakie kwity i w jakim momencie mają być skiero­wane do lustracji. Czy sugeruje pan, że po raz ko­lejny w wyborach służby specjalne będą odgrywały negatywną rolę? Wydawałoby się, że sprawa Olina będzie ostatnią nauczką. –     Ja nie jestem pamiętliwy, ale jednej rzeczy nie mogę wybaczyć – kiedy ktoś mnie traktuje jak idiotę. Kiedy mówią do mnie z ekranu telewizyjnego, że nikt nie szykuje kwitów na Kwaśniewskie­go, że Jacek Dębski łże (…). I ledwie te słowa ucichły, pojawiają się publikacje w „Gazecie Polskiej”, po czym klub AWS wszczyna sprawę w Sejmie na te­mat tych kwitów. To ja pytam, dlacze­go mnie i każdego obywatela tego kra­ju uważa się za idiotę? Przecież my tej zniewagi, że nas za durniów uważają, nie wybaczymy (…). Czy jest tak, jak mówił Ryszard Kalisz, że obóz Krzaklewskiego nie potrafi grać uczciwie w wyborach? –     Chwileczkę, Ryszard Kalisz to Ry­szard Kalisz, ja to ja. Ja nie jestem w ni­czyim sztabie wyborczym. Ale pytam, ile lat Kwaśniewski był na scenie poli­tycznej, ile lat minęło od wejścia w życie ustawy lustracyjnej? Nie było nic i raptem znajdują się w UOP jakieś kwity, zresztą śmieszne, no bo to, że był jakiś “Alek” pracujący w „Życiu Warszawy”, to jest śmieszne. No bo prezydent twierdzi, że nie przekroczył progu redakcji. –     To nie o to chodzi. Niech pan sobie przypomni, że w sprawie agenta Olina, który figuruje w dokumentach jako agent O., według kluczowego dowodu w sprawie Oleksego, tej notatki sporzą­dzonej w rezydenturze wywiadu rosyj­skiego w Warszawie, agent O. cieszył się zupełnym zaufaniem ministra Ma­cierewicza. Niech pan sobie wyobrazi Oleksego cieszącego się zaufaniem Macierewicza. Według tej samej notat­ki, agent O. był wiosną 1992 roku członkiem sejmowej Komisji Spraw Wewnętrznych, kiedy Oleksy nie był jej członkiem od prawie dwóch lat. I ten kwit przedstawiono. I to był cen­tralny dokument w tamtej aferze. Mimo to zrobiono aferę na 24 fajerki, która wstrząsnęła państwem. Więc nie liczy się jakość kwitów, liczy się rozkręcenie afery. I ja nawet powiedziałbym, że nie to jest żałosne, że jakość tych kwitów była taka mama, tak jak i teraz zresztą. Żałosne, nie – groźne, nie do przyjęcia jest co innego: komuna. Przyjęto mó­wić, że komuna to SLD, postkomuna i tak dalej, a ja mówię, że komuna to są pewne metody i mechanizmy władzy. I że te mechanizmy są w Trzeciej Rzeczypospolitej i że rola służb specjal­nych, które rozdają karty w grze poli­tycznej, zamiast być organem stojącym wyłącznie na straży interesów państwa trwa. I dopóki trwa, dla mnie UOP to jest bezpieka. Przepraszam, nie przyj­muję zmiany nazwy do wiadomości. Panie profesorze, trzy miesiące po wybuchu afery w sprawie agen­ta Olina napisał pan wspólnie z Jac­kiem Kuroniem list otwarty do par­tii politycznych pt. „Kryzys pań­stwa”. Napisaliście panowie tak: „Przy okazji tej sprawy ujawnił się jednak inny, znacznie poważniejszy i bardziej dramatyczny problem, który nie zniknie po odejściu obec­nego premiera. Chodzi o miejsce  i rolę odziedziczonych po komuni­stycznej dyktaturze służb specjal­nych w demokratycznym państwie. Charakterystyczne cechy PRL-owskiej służby bezpieczeństwa

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2000, 31/2000

Kategorie: Wydarzenia