Jeśli coś mnie zaskoczyło w ostatnich wyborach, to strach milionów wyborców PiS, że jak wygra opozycja, wszystko im zabierze. I z tego strachu, bo przecież nie dla jakichś przymiotów umysłu i charakteru, głosowali na tak kuriozalne postacie jak Kuchciński. Banasia pewnie także by wybrali, gdyby startował. Potwierdza się, że co wybory, to część Polaków głosuje na tych, do których jest najbardziej podobna. Albo chciałaby żyć jak oni. Jedyne znane lekarstwo na tę przypadłość to edukacja. A że z nią niestety coraz gorzej, ciągle są spore zasoby poparcia dla ludzi, których później słusznie krytykujemy. Zaskakuje też, że mimo wygranej najbardziej minorowe nastroje są wśród polityków PiS. Mogliby się radować, jak politycy Lewicy, ale prezes się smuci, więc smucą się i oni. Choć kompletnie nastroju Kaczyńskiego nie rozumieją. Już chcieliby konsumować owoce wygranej, obsadzać kolejne posady, jednych wyrzucać, a drugich mianować. A tu pojawia się zafrasowany prezes. Realista, który widzi nowe, dość niespodziewane problemy. I to w samym środku obozu zjednoczonej prawicy. Zjednoczonej, ale tylko do 13 października. Bo teraz zaczynamy widzieć u Ziobry i Gowina, w przerwach między umizgami do prezesa, znacznie większą pewność siebie. Razem i oddzielnie mają tylu posłów, że PiS, niespodziewanie dla siebie, będzie musiało rządzić z realnymi koalicjantami. Obydwaj politycy przygarnięci przez Kaczyńskiego dobrze wykorzystali minione cztery lata, by lepiej sprzedać szyld zjednoczonej prawicy. Dobrze oczywiście dla siebie i własnych środowisk. Po cichu, ale bardzo skutecznie ograli Brudzińskiego, szefa sztabu wyborczego PiS. Po wyborach obóz zjednoczonej prawicy przeszedł do historii. Coś tam pewno między sobą podpiszą. Ale plecami do siebie już nie powinni się odwracać. Zobaczymy, kto będzie Brutusem Kaczyńskiego. Z szaf obozu prawicy zaczęły wypadać trupy. I to takiego kalibru jak Banaś. Podwójny symbol tej władzy. Człowiek z nowej elity, którą Kaczyński buduje, i zapowiadanego państwa dobrobytu. Przodownik tej doktryny pasuje jako wzorzec dla młodych prawicowców, którzy marzą o tym, by mieć tyle, ile ma Banaś. Mają też o czym myśleć wyborcy opozycji. Te wybory były do wygrania. Żal tym większy, że zabrakło tak niewiele. Wystarczyło nie wycinać z list kandydatów tych, którzy popularnością przebijali faworytki i faworytów lansowanych przez nababów partyjnych. Koalicja i Lewica mogły mieć lepsze wyniki. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint