Niedługo wywalczą, żeby polskie dzieci nie tylko na edukację seksualną nie chadzały, ale też lekcje biologii opuszczały – bo tam o ewolucji uczą Wara! Wara od naszych dzieci! Polskich. Wszystkich – bo wiadomo: wszystkie dzieci są nasze. Znamy takie hasło z dawnych czasów, a jeszcze i Majka Jeżowska śpiewała słowami Jacka Cygana: „Wszystkie dzieci nasze są: / Borys, Wojtek, Marysia, Tom”. No więc wara od naszych, krew z krwi, gen z genu, korzeń z korzenia, dzieci. Nie, nie cytuję Jarosława Kaczyńskiego, to piszę ja – autorka artykułu. Rozpętało się medialne piekło po słowach prezesa, który dostał kartę LGBT+ do wgniatania obcasem zdeformowanego buta w ziemię. Pojawiają się przenikliwe głosy, że to wygodny pretekst, strategia – PiS musi jednoczyć wyborców wobec wspólnego wroga, któremu da odpór i szańce narodowej czystości obroni. Zapewne tak, ale nie tylko. Sprawa ma chyba jeszcze kilka den. Cofnijmy się do schyłku PRL. Jest rok 1987, do szkół trafia podręcznik „Przysposobienie do życia w rodzinie” Wiesława Sokoluka, Dagmary Andziak, Marii Trawińskiej. Niedługo tam pobył, bo niebawem został wycofany, a większość egzemplarzy zniszczono. Cóż głosiło to bezecne dzieło? Ano zawierało część dotyczącą życia erotycznego (kilka obrazków pozycji też było!), informację o fazach i mechanizmach rozwoju człowieka, duży fragment poświęcony miejscu i znaczeniu rodziny w ludzkim życiu. Autorzy niejednokrotnie podkreślali potrzebę współdziałania zmysłów z psychiką człowieka, tłumaczyli, że warunkiem podjęcia współżycia musi być w miarę dojrzały związek uczuciowy. Oni, ci zbereźni piszący, przypominali, że Kościół katolicki nie akceptuje antykoncepcji ani kontaktów przedmałżeńskich i że decyzje w tych sprawach należą do każdej zainteresowanej osoby! Straszne, prawda? Ówczesna prasa katolicka ruszyła do furiackiego ataku. Broniąc polskich dzieci, oczywiście. Na tej fali pojawiły się głosy, że musimy poważnie pomyśleć o tworzeniu prywatnych szkół, czy to wyznaniowych, czy bezwyznaniowych, bo – jak zauważył Piotr Wierzbicki w felietonie „Szkolny dom” („Tygodnik Powszechny” 1987, nr 42) – „Nikt już w Polsce nie wierzy w skuteczność państwowego monopolu wychowania młodzieży”. Bogusław Jeznach dodawał z finezją, że inkryminowany podręcznik „poleca właściwie wszystko, co z tej (antykoncepcyjnej – M.K.) dziedziny da się połknąć, nałożyć lub wsunąć, przetykając tekst wdzięcznymi rysunkami dziewczątek, które to czynią” („Słowo Powszechne” 1987, nr 188, tytuł tekstu „Podręcznik masturbacji i defloracji”, nadtytuł „Nieodpowiedzialne eksperymenty oświatowe”). Mniej więcej w tym samym czasie pojawiły się głosy o konieczności zmiany podręcznika do przysposobienia obronnego i programu propedeutyki nauki o społeczeństwie. Epidemia jakaś? Oj, raczej przemyślane działanie. 22 października 1983 r. w Watykanie wydano „Kartę praw rodziny”. Powstała na życzenie wyrażone przez synod biskupów, który odbywał się w Rzymie w 1980 r. i był poświęcony „Zadaniom chrześcijańskiej rodziny we współczesnym świecie”. Zapisane w niej normy „zawsze są profetycznym wezwaniem na rzecz instytucji rodziny, wymagającej szacunku oraz odnowy przed wszelkiego rodzaju uzurpacją”. Obok zapisów wypływających z wiary, czy może raczej z przekonań Kościoła (np. że „związki pozamałżeńskie nie mogą być stawiane na równi z małżeństwami zawartymi w sposób właściwy”), pojawiają się takie, które ingerują w życie społeczno-polityczne. „Rodzice mają prawo do tego, że ich dzieci nie będą musiały uczęszczać do szkół, które nie zgadzają się z ich własnymi przekonaniami moralnymi i religijnymi. W szczególności wychowanie seksualne, stanowiące podstawowe prawo rodziców, winno dokonywać się zawsze pod ich troskliwym kierunkiem (…). Naruszane są prawa rodziców, gdy państwo narzuca obowiązkowy system wychowania, z którego zostaje usunięta całkowicie formacja religijna”. 7 listopada 1987 r. myśl tę rozwinięto w liście pasterskim biskupów polskich: „Niech więc polska szkoła, tak jak w latach trudnych, broni tożsamości Narodu, która wyraża się w chrześcijańskiej kulturze i obyczajowości”. Mamy więc zręby. Za chwilę rozwinie się transformacja, nadejdzie nowe i powieje stare. Nie dotykam spraw szerszych, skupiam się na monstrualnym straszaku – seksie. Pojąć nie można, dlaczego budzi u duchownych taką grozę. Normalna potrzeba, taka jak głód czy siusianie, i jeszcze konieczna do podtrzymywania gatunku. Kościół od wieków otoczył tę sferę życia tabu, sponiewierał, zagrodził murem zakazów. I narzucił swoje myślenie. Nikt nie ruszył z obroną „Przysposobienia do życia w rodzinie” (jeszcze dożywała swych dni PZPR,
Tagi:
adopcje, dzieci, edukacja, edukacja seksualna, Jarosław Kaczyński, katolicyzm, Kościół, Kościół katolicki, książki, książki dla dzieci, LGBT, młodzież, młodzieżowy bunt 1968, molestowanie, państwo świeckie, pedofilia, PiS, podręczniki szkolne, polski Kościół, przemoc seksualna, seks, szkoła, tolerancja