Nie chcę już być marszandem, który bez skrupułów wpuszcza na rynek to, co zyskało na wartości Piotr Dmochowski – kolekcjoner dzieł sztuki Jest pan największym i najważniejszym prywatnym kolekcjonerem obrazów Zdzisława Beksińskiego. Ile dzieł mógł namalować ten artysta? – Mnóstwo. Nie będziemy liczyć rysunków, fotografii, rzeźb. Beksiński zaczął malować w 1967 r. Początkowo tworzył ok. 40 obrazów rocznie, później ta liczba spadła do ok. 25 na rok, a wreszcie do 20. Zginął w 2005 r. Kiedy więc to wszystko dodamy latami, wyjdzie nam ponad 1 tys. Pracował wyjątkowo szybko. Szybciej niż inni i choć jego obrazy są bardzo wypracowane, nasycone kolorystycznie i perfekcyjne technicznie, powstawały błyskawicznie, czasem w ciągu kilku dni, gdy inni malarze potrzebują miesięcy. Przez pańskie ręce przeszło pewnie ok. 200 obrazów. Jak powstawała kolekcja? W drugiej połowie lat 80. i pierwszej połowie 90. Beksiński przekazywał panu wszystko, co tworzył, na bieżąco. Sprzedawał tylko panu? – Niektóre sprzedawał również poza mną. Co do mnie, to jednocześnie odkupywałem obrazy od kolekcjonerów. Kiedy związałem się z Beksińskim, poprosiłem go o adresy osób, którym sprzedał już swoje obrazy. Potem napisałem do tych ludzi i kilka osób zgodziło się odsprzedać to, co nabyły. Była wśród tych osób znana dziennikarka i podróżniczka Elżbieta Dzikowska, jakiś obraz kupiłem na aukcji, udało mi się sprowadzić trzy czy cztery obrazy od kolekcjonera ze Strasburga itd. Gdy miałem kłopoty finansowe, musiałem coś z tego sprzedać. Ale później, gdy sytuacja się poprawiła, ponownie odkupywałem to, co uprzednio sprzedałem. Na przykład żona irańskiego bankiera, uciekiniera do Francji, po śmierci męża była zmuszona pozbyć się obrazu, który kiedyś kupiła w mojej galerii. Zapłaciłem tyle, ile ona wcześniej. Kolekcja rosła. – Początkowo nie miałem sprecyzowanej koncepcji działania. Czy mam być kolekcjonerem, czy marszandem – o co mi właściwie chodzi? Szybko się zorientowałem, że czy chcę sprzedawać, czy tylko kolekcjonować prace Beksińskiego, żeby go rozsławić, muszę mieć galerię i choć część obrazów sprzedawać. Ale szło mi to z trudem. W którymś momencie stałem się niemal bankrutem, bo długo nikt nie chciał niczego kupić w mojej galerii. Teraz jesteśmy w zupełnie innym punkcie pańskiego kolekcjonerstwa. Wiemy, że za 1 mln dol. sprzedał pan Japończykom 56 obrazów, a resztę próbuje pan umieścić w różnych muzeach w Polsce. Są podpisane długoletnie umowy. – W Nowohuckim Centrum Kultury jest część kolekcji licząca 50 obrazów, umieszczona tam na 10 lat, tak jak 100 rysunków i 100 zdjęć artystycznych. W Galerii Miejskiej w Częstochowie już od 15 lat umieszczona jest część kolekcji – obecnie 12 obrazów i 30 prac na papierze. A teraz podpisałem na trzy lata umowę z Muzeum Archidiecezjalnym w Warszawie, że tu znajdzie się trzecia część naszej kolekcji, to znaczy 25 prac. Nie chcę już wyprzedawać Beksińskiego, nie chcę już być marszandem, który bez skrupułów wpuszcza na rynek to, co zyskało na wartości. Przywiązałem się do tych obrazów i zawsze bolało mnie serce, gdy się ich pozbywałem. Jestem obecnie posiadaczem ponad 100 obrazów mistrza, których nie wypuszczę z rąk. Ale co zrobić z taką liczbą prac? W związku z tym postanowił pan swoje zbiory umieścić w Polsce. – Jestem Polakiem, a obrazy Beksińskiego najsilniej oddziałują na rodaków. Przypomnę, że największa w świecie kolekcja jego prac, kilkaset obiektów, jest w Muzeum Historycznym w Sanoku, gdzie malarz się urodził. Początkowo sprzedawał do Sanoka swoje dzieła, a później darowywał tej instytucji. Moja idea, by świat zachwycił się polskim malarzem, w zasadzie spaliła na panewce. Było wiele prób, najpierw w wynajętej galerii w Paryżu, potem w mojej własnej galerii, którą wybudowałem niedaleko Centrum Pompidou. Galeria już nie istnieje, a inne starania przyniosły gorycz. Zresztą nawet w Warszawie próby znalezienia jakiejś publicznej, państwowej instytucji do przyjęcia takiego depozytu nie powiodły się. Pozytywną odpowiedź uzyskałem dopiero od instytucji kościelnej, dlatego tu właśnie zapraszam warszawiaków. Ale moim głównym celem jest nadal zbudowanie autonomicznego muzeum Zdzisława Beksińskiego w Warszawie. Prace, które kiedyś pojechały do Japonii, wracają do nas. – Agra-Art z 56 obrazów, które posiadali Japończycy, sprzedała już ponad 20, a z pozostałych 30 zorganizowała