Belgia – pralinkowy rozwód?

Belgia – pralinkowy rozwód?

Absurdalny spór między Walonami a Flamandami doprowadził do ostrego kryzysu Politycy belgijscy od ponad czterech miesięcy nie potrafią utworzyć rządu. Szef MSZ, Karel de Gucht, zalecił swoim dyplomatom, aby dementowali informacje o rychłym rozpadzie kraju. Brytyjski magazyn „The Economist” napisał, że Belgia stała się dziwadłem natury, państwem, w którym władza jest tak podzielona, że rząd stał się odrażającą próżnią. Dla kraju, który się przeżył, jedynym rozwiązaniem jest „pralinkowy rozwód”. Zdesperowany politycznym paraliżem obywatel Gerrit Six wystawił w internetowym portalu aukcyjnym eBay „Belgię, monarchię w trzech częściach”. Obiecał dorzucić gratis króla i jego dwór, aczkolwiek ostrzegł, że koszty utrzymania monarchy nie są niskie, tym bardziej że państwo obciążone jest długiem w wysokości 220 mld euro. Six wyjaśnił, że pragnął w ten sposób zwrócić uwagę świata na palące problemy swego małego kraju, kojarzonego przeważnie tylko z pralinkami i wybornym piwem. Ostatnio jednak zagraniczne media wiele piszą o Belgii, podkreślając absurdy ustrojowe i językowe kraju oraz zacietrzewienie jego politycznych włodarzy. Belgia jest monarchią konstytucyjną oraz federacją. 6,5 mln obywateli to mieszkający na północy, we Flandrii, Flamandowie, posługujący się językiem flamandzkim, będącym lokalną odmianą języka holenderskiego. Południe to ojczyzna francuskojęzycznych Walonów, których jest w królestwie 4 mln. Bruksela znajduje się na terytorium Flamandów, jednakże 85% populacji wielokulturowej stolicy, w której znajduje się siedziba Komisji Europejskiej oraz kwatera główna NATO, tworzą francuskojęzyczni obywatele. Aby sprawa była jeszcze bardziej skomplikowana, na przedmieściach Brukseli dominują Flamandowie. Trzecią grupę mieszkańców tworzy 70 tys. obywateli niemieckojęzycznych z przyłączonych po I wojnie okręgów Eupen i Malmedy. Kraj podzielony jest na trzy regiony (Bruksela, Flandria, Walonia) oraz trzy wspólnoty językowe (niemiecką, walońską i flamandzką). Regiony i wspólnoty mają swoje władze ustawodawcze (rady) i rządy, przy czym dla Flamandów władze regionu są zarazem władzami wspólnoty. Flamandowie i Walonowie mieszkają w jednym państwie 177 lat, jednak z żelazną konsekwencją żyją „obok siebie”, a nie „ze sobą”, jak określił to flamandzki dziennikarz Dominique Minten. Mają swe własne gazety, programy telewizyjne, własnych gwiazdorów, towarzystwa telekomunikacyjne, kluby hodowców gołębi, organizacje skautów itp. Każda partia polityczna ma swą odmianę flamandzką i walońską. Nie ma ani jednego ugrupowania politycznego, które próbowałoby zdobyć ogólnonarodową tożsamość ponad barierą językową. Do chwalebnych kart historii królestwa Belgów należy bohaterska obrona przed niemieckim najazdem w 1914 r. Ale i na ten temat dochodzi do kontrowersji. Flamandzcy nacjonaliści twierdzą, że francuskojęzyczni oficerowie traktowali flamandzkich chłopów jako mięso armatnie, tym bardziej że nie rozumieli języka swoich podkomendnych. Walonowie, dumni ze swej przynależności do kultury francuskiej, nie chcą się uczyć flamandzkiego, który uważają za „chłopską mowę”. Posiedzenia rządu federalnego muszą odbywać się za pośrednictwem tłumacza. Podróżny, pytający we Flandrii o drogę po francusku, raczej nie uzyska odpowiedzi. Flamandowie często uczą się francuskiego, ale nie chcą w tym języku mówić. Obie grupy etniczne bezpardonowo walczą o swe prawa. Władze flamandzkich przedmieść Brukseli domagają się, aby francuskojęzyczni mieszkańcy wypełniali deklaracje podatkowe po flamandzku i nie zatrudnią sprzątaczki, która perfekcyjnie nie zna tego języka. Względy językowe mają poważne znaczenie przy ustalaniu korytarzy powietrznych dla samolotów – Walon nie może przecież cierpieć od hałasu silników samolotowych bardziej niż Flamand. Spory na ten temat trwały przez długie lata. W rezultacie samoloty, kierujące się na brukselskie lotnisko, lecą nonsensownym zygzakiem. Historyk Vincent Dujardin twierdzi, że spoiwem, które łączy kraj, są jedynie monarcha, narodowa reprezentacja piłkarska i piwo. Tylko że król Albert II nie jest zbyt popularny, dni świetności belgijskiego futbolu przeminęły, a Walonowie i Flamandowie mają inne gusty, jeśli chodzi o chmielowy trunek. Przez dziesięciolecia polityczną i gospodarczą elitę kraju tworzyli Walonowie. W ich regionie znajdowały się kopalnie węgla i przemysł stalowy. Ale dni triumfów węgla i stali od dawna należą do przeszłości. Obecnie ekonomicznie prosperuje Flandria, której mieszkańcy niechętnie łożą na utrzymanie uboższych francuskojęzycznych rodaków. Skrajnie prawicowa partia flamandzka Vlaams Belang domaga się niepodległości dla Flandrii. Podczas kampanii

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 42/2007

Kategorie: Świat