Niemcy to nadal państwo socjalne i jeśli kogoś nie stać na czynsz w budynku, który został sprywatyzowany, może dostać pomoc od państwa Joanna Kusiak – socjolożka miasta, badaczka w King’s College Uniwersytetu Cambridge oraz aktywistka Deutsche Wohnen & Co. enteignen (DWE). 26 września odbędzie się w Berlinie, wraz z wyborami do Bundestagu, referendum w sprawie wywłaszczenia korporacji mieszkaniowych. Do jego organizacji doprowadziła inicjatywa Deutsche Wohnen & Co. enteignen (Wywłaszczyć Deutsche Wohnen i Spółkę). Jesteś jej działaczką. Wasi przeciwnicy z kręgów wielkiego biznesu mówią, że w tym referendum chcecie przegłosować komunizm. – Wydaje się, że korporacje takie jak Deutsche Wohnen czy Vonovia operują na rynku mieszkaniowym. Natomiast tak naprawdę ich pierwotnym rynkiem jest rynek finansowy. Mieszkania są tylko aktywami, za pomocą których mogą uczestniczyć w grze na rynku finansowym. Porównajmy taką korporację ze zwykłym właścicielem, jakimś panem Müllerem, wynajmującym mieszkanie czy całą kamienicę. Dla niego klientem jest lokator. Między nimi oczywiście istnieje konflikt interesów. Właściciel chce zarobić jak najwięcej, lokatorowi zależy, aby czynsz był niski. Mimo wszystko jest tu pewna współzależność charakterystyczna dla klasycznego kapitalizmu. Właściciel potrzebuje tego klienta. A spółki zarządzające nieruchomościami ich nie potrzebują? – Jeśli chodzi o spółki giełdowe, to ich głównymi klientami są akcjonariusze, a nie lokatorzy. Głównym celem firmy notowanej na giełdzie jest zaś podniesienie zysku z kapitału tych akcjonariuszy. To wobec nich zarząd spółki jest odpowiedzialny, oni rozliczają go z zysków i strat. Mechanizm strukturalny popycha do tego, by maksymalizować zyski z mieszkań. Nie dlatego, że w zarządach spółek zasiadają jacyś z natury źli ludzie. Tu nie chodzi o żaden wymiar moralny. Ze strukturalnego punktu widzenia oni nie mają innego wyboru. My chcemy, aby mieszkania wróciły do sektora publicznego, aby zostały uspołecznione. Mieszkańcy zostaną zapytani, czy chcą uspołecznienia mieszkań należących do podmiotów prywatnych, w których posiadaniu pozostaje ponad 3 tys. lokali? Na jakiej podstawie można było sformułować takie pytanie? – Podstawą prawną jest art. 15 niemieckiej ustawy zasadniczej, który mówi: „Ziemia, zasoby naturalne i środki produkcji mogą zostać przeniesione na własność wspólną lub inne formy gospodarki publicznej w celu uspołecznienia”. W przypadku berlińskiego referendum mowa o 250 tys. mieszkań. Największym podmiotem w stolicy w sektorze zarządzania nieruchomościami jest spółka giełdowa Deutsche Wohnen, stąd nazwa kampanii. Jak firmy zarządzające nieruchomościami zwiększają „produktywność mieszkań”? – Można to zrobić na dwa sposoby: podnosząc maksymalnie czynsze oraz redukując koszty utrzymania i remontów. Od kiedy te spółki pojawiły się na berlińskim rynku mieszkaniowym, faktycznie widzimy ofensywę agresywnego podnoszenia cen, a jednocześnie obniżające się nakłady na remonty i utrzymanie tych mieszkań. Na co lokatorzy bardzo narzekają. Zamiast typowego Hausmeistera (gospodarza domu) jest call center i zanim się tam dodzwonisz w kwestii naprawy czy remontu, musisz wysłuchać godzin muzyki, a potem i tak nikt nic nie robi. Tego od nich wymaga giełda we Frankfurcie? – To, że są to mieszkania, jest w pewnym sensie przypadkiem. Tam jest po prostu kapitał. W Niemczech funkcjonuje określenie Betongold, betonowe złoto. Mieszkania są instrumentalnie używane do celów spekulacyjnych. Wcześniej w kapitalizmie taką rolę odgrywało złoto. Teraz są to nieruchomości, w tym mieszkaniowe. Fundamentalna różnica polega na tym, że złoto nie jest dobrem pierwszej potrzeby, a mieszkania są. Konsekwencje społeczne takiego działania są więc zupełnie inne. Ludzie wydają coraz większą część dochodów na mieszkanie. Istnieją badania pokazujące, że przy obecnej dynamice cen wielu berlińczyków, którzy są teraz między 30. a 40. rokiem życia, nie będzie stać na pozostanie w mieście, gdy przejdą na emeryturę. Należy też pamiętać, że na tle innych miast niemieckich Berlin jest miastem średnio zarabiającym. Dlaczego niemiecki rynek mieszkaniowy stał się podatny na tego typu praktyki? – W Niemczech najemcy to ponad połowa społeczeństwa. Wynika to z uwarunkowań historycznych. Najem mieszkań przy różnego rodzaju zabezpieczeniach i regulacjach był po prostu korzystniejszy od kupna, także dla klasy średniej. W Berlinie lokatorzy stanowią 85% ludności. Znajdziemy wśród nich pełny przekrój społeczny. Jednak gdy rozpoczęto proces prywatyzacji, a szczególnie po pojawieniu