Bez dwóch zdań przyszedł czas na zmiany

Bez dwóch zdań przyszedł czas na zmiany

Człowiek tkwiący w toksycznej relacji ma prawo uwolnić się z niej Jowita Budnik – aktorka, w kinach możemy oglądać film „Po miłość / Pour l’amour”, w którym zagrała główną rolę. Film zdobył Grand Prix na Brooklyn Film Festival –  Grand Chameleon Award, pokonując 144 obrazy z całego świata. Czy rola w filmie „Po miłość…” została napisana specjalnie dla ciebie, czy musiałaś o nią zabiegać? – Andrzej Mańkowski, który napisał scenariusz, zadzwonił i zapytał, czy nie chciałabym go przeczytać, ponieważ chce mi powierzyć główną rolę. Od razu powiedział też: „Chciałbym dodać, że mamy bardzo mało pieniędzy, więc nie mam pojęcia, czy pani się zgodzi!”. Odpowiedziałam, że poproszę o przesłanie scenariusza, a jeśli będzie ciekawy, to z pewnością się dogadamy. Później, na spotkaniach z widzami po pokazach przedpremierowych, pytano Andrzeja, czy pisał tę rolę z myślą o mnie, ale nie, inspirację czerpał z różnych historii. Dopiero później zaczął myśleć nad obsadą i po rozmowie z żoną i producentką, Beatą Hrycyk-Mańkowską, zwrócił się do mnie. Co takiego było w tym scenariuszu, że zgodziłaś się zagrać, choć produkcja jest mikrobudżetem? – Sporo rzeczy uznałam za ciekawe, wyróżniające się, inne. Przede wszystkim charakter mojej bohaterki, Marleny. Opowiadamy historię kobiety, która może nie tyle jest nieszczęśliwa, ile ma po prostu zwyczajne, nudne życie i nie czuje, aby cokolwiek wyjątkowego mogło ją w nim jeszcze spotkać. Jest dojrzała, ciężko pracuje. Dzieci ma odchowane, a mąż, jeśli już jest obecny, to sprawia problemy, a na pewno nie ma z niego pożytku. Spodobała mi się w niej jednak pewna otwartość, widoczna tęsknota za tym, aby w życiu coś jeszcze jej się przydarzyło, aby jeszcze było dobrze, miło. Aby przejrzeć się w oczach człowieka, który ją kocha. A najbardziej poruszyła mnie jej prostota, połączona z brakiem naiwności. Marlena jest otwarta na zmianę, nie boi się jej, choć o kobietach w jej wieku zwykło się myśleć, że są zastałe w tym, co zbudowały. – Marlena daje się ponieść, ale jednocześnie twardo stąpa po ziemi. Za te cechy lubię ją najbardziej. Nie daje się oszukać czy omamić, aż tak, żeby zorientować się po 10 latach. Spodobał mi się również pomysł na opowieść o wirtualnej rzeczywistości. W gruncie rzeczy ekrany naszych smartfonów i laptopów nie są czymś stricte filmowym. Kiedy rozgrywa się tam większość akcji, trudno ukazać ją w atrakcyjny sposób. Fakt, że nowy mężczyzna pojawia się w życiu Marleny wirtualnie, poprzez aplikację, uważam za coś innego i bardzo ciekawego. Poza tym nigdy nie grałam 50-latki, której życie nagle w taki sposób się zmienia. Pomyślałam, że to może być fajna przygoda. 50-latka na Tinderze to też nieoczywista sprawa. – Aplikacja randkowa jest czymś, co wymaga od ciebie inicjatywy, nawet jeżeli nie szukasz romansu. W filmie nie podajemy co prawda żadnych nazw, ale przestrzeń, w której porusza się Marlena, można porównać raczej do Facebooka niż do typowego portalu randkowego. Nic nie wskazuje na to, że będzie tam szukała znajomości. To ktoś inny nagle odzywa się do niej, a ona chwyta chwilę. To zwykła kobieta o dobrym sercu. Idealnie pokazują to sceny z inną bohaterką, Kingą. Filmik, na którym jej koleżanka uprawia seks, wycieka do sieci. Wszyscy ją potępiają, a Marlenie jest jej po prostu żal. Ale nie ma takiej pozycji, by mogła wyjść przed szereg i kazać ludziom się ogarnąć, zostawić skrzywdzoną dziewczynę w spokoju. Lubi ludzi, jest na nich otwarta. Chciałaby coś przeżyć mimo niełatwej sytuacji, w której się znalazła. Weźmy jej dzieci. Musiała dobrze je wychować, bo nie poszły w ślady ojca alkoholika. Syn wyjechał za granicę, do pracy, córka na studia. Marlena potrafiła zatem przygotować dzieci do dorosłego życia. Sam pochodzę z małej miejscowości na Podhalu, mającej 1,8 tys. mieszkańców. Wiadomo, jakie budzi to skojarzenia: zagłębie PiS, konserwatyzmu, katolicyzmu. Spora część kobiet z mojej wsi, będąc w takiej sytuacji jak Marlena, mogłaby się zachować podobnie. – Oczywiście, że tak. Stereotypy, o których wspomniałeś, stworzyła pewna klisza społeczno-kulturowa. Mała miejscowość kojarzona jest z chodzeniem do kościoła, określonymi poglądami i zamknięciem na pewne osoby czy sytuacje, co według mnie nie jest prawdą. Człowiek pozostaje człowiekiem. Kiedy świat się przed nim otwiera, ukazując coś nowego i egzotycznego, sprawdza

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2022, 26/2022

Kategorie: Kultura