Bez słówka „jakby”

Bez słówka „jakby”

– Jesteśmy jak sprężyna – mówi przewodniczący partii antyklerykałów – którą trzeba puścić w ruch Ponad rok temu byliśmy świadkami wyjścia z podziemia Antyklerykalnej Partii Postępu „Racja”. Delegaci kół terenowych spotkali się ponownie, aby ostatecznie zatwierdzić status i program partii. Bardzo się zmienili. Gdy rok temu antyklerykałowie zjechali do Piotrkowa Trybunalskiego, na sali przeważały zniszczone wiekiem twarze. Pobrużdżone, z grymasem rozgoryczenia. – Źle się dzieje w Polsce – utyskiwali z trybuny zjazdowej i w rozmowach kuluarowych. Ale za tymi hasłami często kryły się osobiste porażki byłych działaczy z PZPR-owskiego zaciągu. Bo gdzieś startowali – jeśli nie do Sejmu, to do samorządów – i wykolegowano ich. Adres Racji potraktowali jako ostatnią deskę ratunku przed odsunięciem na boczny tor. Pewnie dlatego toczące się do późnej nocy obrady zdominowała walka o przywództwo w partii. Ojcem chrzestnym Racji jest Roman Kotliński (Jonasz) – były ksiądz, naczelny łódzkich „Faktów i Myśli”. Ale, jak powiedział delegatom, on już swoje zrobił. – Oczyściliśmy szeregi z ludzi, którzy nam bruździli, zlikwidowaliśmy ruchy rozbijackie, szczególnie aktywne na Podkarpaciu – ogłosił z trybuny. Jonasz na przewodniczącego partii zarekomendował Stanisława Maćkowiaka z Poznania. Spoza układów partyjnych Ledwo zamknęły się drzwi za założycielem, rozgorzała walka. Sala podzieliła się na dwa obozy: zwolenników 31-letniego ekonomisty Piotra Musiała, lidera grupy warszawskiej, i starszego od niego Stanisława Maćkowiaka, przewodzącego frakcji poznańskiej. Zderzyły się nie tylko dwie osobowości, ale i dwie wizje kierowania partią. Musiał to ekonomista po SGH, syn działaczy solidarnościowych z Olsztyna. – W moim rodzinnym domu nie gościli ani sekretarz, ani ksiądz – zauważa. Dla partii porzucił karierę dyrektora w jednym z liczących się NFI. – Kwestia światopoglądu – uprzedza reporterskie pytania – nie powinna dotyczyć obecności w naszej partii. Nie jesteśmy ateistami. Ale też nie pytamy naszych członków, czy są wierzący. Jest wśród nas wiele osób, które mają w życiorysie bliższą znajomość struktur kościelnych, np. ukończone seminaria duchowne. Sam zalicza się do „tych poszukujących”. Maćkowiak był widoczny na sali obrad od pierwszej minuty. Bez skrępowania pokazywał swej grupie, kiedy podnieść w głosowaniu rękę, handryczył się o sformułowania w statucie, przedstawiał się jako osoba głęboko wierząca. Jest ewangelikiem. W Poznaniu pamiętają go z wystąpienia o zmianę, a właściwie przywrócenie nazwy ulicy – dziś św. Marcina – na Armii Czerwonej. W uzasadnieniu wyjaśnił, że armia to nasza wyzwolicielka, a jej żołnierze mieli na rękach mniej krwi niż Kościół rzymskokatolicki. Awantura na sesji skończyła się procesem z pozwu Stowarzyszenia Rodzin Katolickich, w końcu umorzonym. W tajnym głosowaniu Piotr Musiał dostał 182 głosy, a Maćkowiak 36. Przegrany ostentacyjnie opuścił kongres wraz ze swymi przybocznymi. Prawdziwie lewicowy Tym razem sala rozjaśniła się młodymi twarzami. Jeszcze nie wyrywali się do mównicy, ustępując miejsca starym wygom, ale częste nawoływania: „Piotr!” do przewodniczącego Racji świadczyły o współpracy z nim na co dzień. A brawa, jakimi została przywitana na sali senator Maria Szyszkowska (która po raz pierwszy pojawiła się na spotkaniu członków Racji), długa kolejka do niej z prośbą o autograf świadczyły, że tym 30-latkom bardzo brakuje kogoś z niekwestionowanym autorytetem. – Tu do splendorów daleko – uważa przewodniczący Musiał, a można stracić pracę. Młodzi przychodzą, ale wielu ukrywa swą działalność. Niektórzy nie przyznają się do tego nawet przed własną rodziną. Boją się, że spotka ich towarzyska anatema. Albo coś gorszego. Przewodniczący wspomina jednego z liderów Racji na Mazowszu, który musiał się rozwieść, gdy żona dowiedziała się o jego roli w partii antyklerykałów. Nie mają jeszcze w mediach licznych znajomości (choć tym razem pojawiła się obsługa PAP), wszyscy liderzy są spoza układów partyjnych. Popierające ich ugrupowania wolnomyślicieli też nie są zauważane przez dziennikarzy. Ale ludzie już o nich wiedzą. W Kielcach w czasie pikniku europejskiego taki był szturm na ich ulotki, że pomyśleli, że to prowokacja. Ale nie. Ludzie gratulowali im odwagi. – Jesteśmy jak sprężyna – mówi Piotr Musiał – którą trzeba puścić w ruch. Program układali długo,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 10/2004, 2004

Kategorie: Kraj