Czy w Mińsku możliwa jest kolorowa rewolucja? Siergiej Posochow, b. doradca prezydenta ds. politycznych i przedstawiciel pełnomocny Republiki Białorusi w organach WNP Po kolejnych wstrząsach politycznych w krajach Wspólnoty Niepodległych Państw – tym razem w Kirgizji – powszechny stał się pogląd, że we Wspólnocie działa zasada domina, dlatego też następną upadającą kostką będzie Białoruś. O tym, na ile podobne prognozy są zasadne, mówi redakcji „Matierika” („Kontynentu”) znany na Białorusi działacz społeczno-polityczny, przedstawiciel Białoruskiego Stowarzyszenia Politologów i Geopolityków „Russkij mir”, Siergiej Posochow. Wcześniej był doradcą prezydenta ds. politycznych i przedstawicielem pełnomocnym Republiki Białorusi w organach WNP. – Czy możliwa jest na Białorusi jakakolwiek forma aksamitnej bądź innej „kolorowej” rewolucji, które na postsowieckim obszarze następują dosłownie jedna po drugiej? – Problem ten nurtuje i białoruskie społeczeństwo, i naszych przyjaciół, i naszych wrogów poza granicami republiki. Odpowiedź na pytanie ma dwa aspekty. Pierwszy – rozwój sytuacji społeczno-politycznej i gospodarczej na Białorusi. Czy sprzyja ona powstaniu rewolucyjnych przesłanek, czy na odwrót – oddala taką perspektywę? Aspekt drugi to istnienie konkretnych przyczyn, tj. tego, co klasycy nazywają sytuacją rewolucyjną. Od razu chcę wyraźnie powiedzieć, że jestem zdecydowanym przeciwnikiem wszelkich rewolucji i przewrotów na Białorusi. Nie przeszkadza mi to trzeźwo analizować sytuacji w republice. I jestem zmuszony przyznać: tak, rewolucja jest możliwa. Białoruska sytuacja społeczno-polityczna konsekwentnie zmierza w tym kierunku. – Na czym opiera pan twierdzenie o możliwości rewolucyjnego rozwoju wydarzeń, przecież obecne władze Białorusi mają całkiem mocną pozycję? – Po pierwsze, w republice istnieją duże grupy społeczne zainteresowane zmianą istniejącego paradygmatu z izolacji, tzw. stabilności, na dynamiczny rozwój i integrację w procesach globalnych, wkraczanie w nowe obszary cywilizacyjne. A wszystkie te niekończące się powoływania na stabilność, na to, że żyjemy lepiej, w białoruskich klasach politycznych wywołują tylko rozdrażnienie. W pełni unaoczniły to niedawne masowe i ostre protesty przedsiębiorców. A to jest najaktywniejsza część społeczeństwa. Drugą ważną grupą zainteresowaną głębokimi zmianami jest ta część białoruskiego społeczeństwa, która postrzega swoją przyszłość w dalszej perspektywie. To przede wszystkim młodzi ludzie. Tu trzeba podkreślić, że podejmowane przez oficjalną organizację młodzieżową – Białoruski Republikański Związek Młodzieży – próby ustawienia wszystkich młodych ludzi w jednym szeregu nie powiodły się. Również dlatego, że w większości przypadków BRZM działa na pokaz, a czasem wręcz topornie. Jako przykład może służyć fakt, iż członkom BRZM przyznano różne ulgi w dyskotekach i innych lokalach rozrywkowych. Ta oficjalna organizacja młodzieżowa już od dawna jest kontynuatorką najgorszych tradycji WLKZM (Wszechzwiązkowego Leninowskiego Komunistycznego Związku Młodzieży), który w czasach rozpadu Związku Radzieckiego nie tylko nie stanął w obronie władzy radzieckiej i KPZR, ale w ogóle nie opowiedział się w walce politycznej po żadnej stronie. Niestety, faktem jest, że w BRZM królują formalizm i podwójna moralność. A przecież młodzi ludzie są jedną z sił uderzeniowych na majdanach i placach kolorowych rewolucji w krajach WNP. – Ale do dokonania przewrotu w państwie te dwie grupy społeczne to zdecydowanie za mało, nawet jeśli dodać je do opozycyjnie nastawionej, aktywnej części społeczeństwa. – Kiedy mówimy o klasie politycznej, która się nie godzi z istniejącym „reżimem stabilności i stagnacji”, mamy na względzie w pierwszej kolejności nomenklaturę, szczególnie jej biznesową część, ściśle powiązaną zwłaszcza z rosyjskimi kręgami gospodarczymi. Nadzwyczaj ważny jest system ochrony prawnej i przede wszystkim sytuacja w kierownictwie upoważnionym do podejmowania decyzji o użyciu siły. I tu z całym przekonaniem twierdzę, że białoruski system ochrony prawnej nie zastosuje przymusu w stosunku do swoich obywateli w przypadku jakichkolwiek masowych wystąpień. To wynika z nastrojów w MSW, KGB i armii. Rzecz w tym, że w białoruskich strukturach siłowych nie ma tych, których można odnieść do kategorii najemników, tj. tych, których interesują jedynie pieniądze. Porozumienie pomiędzy milicją, armią i specsłużbami a narodem na Białorusi realnie istnieje. I jest to niewątpliwie osobista zasługa Aleksandra Łukaszenki, który w swoim czasie poświęcał wiele troski zachowaniu narodowego charakteru białoruskich sił zbrojnych i organów specjalnych. – Czy nie jest tak, że wszystkie, mniej lub bardziej aktywne partie polityczne będące w opozycji do Aleksandra Łukaszenki równocześnie stoją na pozycjach antyrosyjskich? Czy nie zdarzy się tak, że jeśli w jakiś sposób dojdą do władzy, to Rosja straci swojego jedynego sojusznika
Tagi:
Siergiej Posochow