Biedni pacjenci bogatych kas

Biedni pacjenci bogatych kas

Pięć kas chorych może zbankrutować, za to inne lokują pieniądze na bankowych kontach Kasy chorych różne mają pieniądze, siedziby, a nawet słownictwo. Rehabilitacja czy zabieg stomatologiczny inaczej interpretowane są przez kasę w Opolu, inaczej w Gdańsku. Minister zdrowia, Mariusz Łapiński, przyrzekł likwidację kas chorych. Ale zanim to nastąpi, właśnie one mają olbrzymi wpływ na opiekę zdrowotną. W minionych latach resort zdrowia pozbywał się władzy, przesuwając odpowiedzialność na samorządy i kasy. Teraz zapowiada, że odzyska pełną władzę. Zanim to nastąpi, dobrze byłoby uporządkować państwa w państwie, czyli kasy chorych. – Każda kasa inaczej traktuje ubezpieczonego. Powstały dysproporcje. W bogatszej kasie dostęp do usług jest łatwiejszy, w biedniejszej trudniej o pomoc. W konsekwencji zachwiana została zasada równego dostępu do usług medycznych – tak szef Urzędu Nadzoru Ubezpieczeń Zdrowotnych, Michał Żemojda, witał dyrektorów kas chorych, których w zeszłym tygodniu zaprosił na spotkanie. – Trzy lata funkcjonowania systemu pokazały, że ma on kruche podstawy. Trzeba więc zastanowić się, jak go naprawić, jak zgodnie z zasadami solidaryzmu społecznego ujednolicić reguły gry, jednocześnie nie rezygnując z samorządności kas – tłumaczył szef UNUZ. Zaproponował stworzenie funduszu zapasowego (nazwa do uzgodnienia), do którego bogatsze kasy przekazywałyby pieniądze. Byłyby one do wykorzystania przez biedniejsze w awaryjnej sytuacji. Dyrektorzy kas chorych odnoszą się do tego pomysłu z rezerwą. Ujednolicenie reguł gry podoba się, choć zawsze z jakimś „ale”. Andrzej Sośnierz, dyrektor Śląskiej Kasy Chorych, wyraża opinię bogatego, zaznacza, że są regionalne różnice, których nie da się zatrzeć. Choćby liczba szpitali. Jacek Kukurba, dyrektor Małopolskiej Kasy Chorych, mówi krótko: – W mojej kasie panuje zasada solidaryzmu społecznego, jednak generalnie nie jestem zwolennikiem urawniłowki. Ale jeśli miałby powstać jakiś fundusz, chciałbym, by nazywał się „rezerwowy”. Inny dyrektor mówi o „prawie Janosika”, oczywiście negatywnie. Tymczasem na jednym biegunie jest pięć kas w bardzo trudnej sytuacji, nie poradzą sobie bez finansowej pomocy z zewnątrz. Na drugim są kasy, które z przesytu lokują pieniądze na kontach na dłużej niż rok. – A przecież kasy nie działają dla zysku – dziwi się Michał Żemojda. – Nie powinny też z sobą konkurować. Ile kosztuje zdrowie w Opolu? W dzisiejszym bałaganie kasy mają najróżniejsze sposoby zawierania kontraktów. Dotyczy to każdej dziedziny leczenia i pomocy medycznej. Oto pomoc doraźna. Śląska dzieli ją i inaczej płaci za poradę, inaczej za wyjazd karetki. Lubelska jest bardziej szczegółowa, wydzieliła „poradę kategorii 1, poradę kategorii 2, gotowość i dobokaretkę”. Ceny różne. Podobnie jest w podstawowej opiece zdrowotnej. Kasa podkarpacka twierdzi się, że jest jedna funkcja – lekarza w domu pomocy społecznej, pomorska zaś, że problem trzeba rozpatrzyć z drugiej strony i zapisać inną stawkę dla „zwykłego” podopiecznego w tymże domu, inną dla podopiecznego chorego psychicznie. Nawet rehabilitacja ma różne sposoby kontraktowania. W Lubelskiej Kasie Chorych płaci się za zabiegi rehabilitacyjne i „osobodzień rehabilitacji środowiskowej”, w wielkopolskiej kontraktuje się zabiegi, a w świętokrzyskiej turnusy sanatoryjne. Pozornie największym zaskoczeniem są kontrakty stomatologiczne. W opolskiej uznano, że jest to jedna usługa, w Pomorskiej Kasie Chorych dopatrzono się aż 14 rodzajów leczenia zębów. Być może dlatego, że jej dyrektor jest z wykształcenia stomatologiem. UNUZ przeanalizował także ceny pobytu w szpitalu. Z danych Opolskiej Kasy Chorych wynika, że ten sam zabieg może kosztować różnie. Na oddziale chirurgii naczyniowej hospitalizowany bez zabiegu operacyjnego raz kosztował 1,3 tys. zł, raz 6,5 tys. zł. Pacjent, którego poddano zabiegowi laparoskopowemu, kosztował 1,7 tys. zł, inny pacjent – 8 tys. zł. – Bywa tak, że w biednym szpitalu cena za usługę jest wyższa niż w klinice – dodaje Andrzej Koronkiewicz, dyrektor z Mazowsza. Zdumiewające są dysproporcje w wydatkach na promocję zdrowia. Na ten rozsądny cel przeznaczono 72 mln zł. Aż 43 mln wydała Śląska Kasa Chorych, podlaska zadowoliła się sumą 30 tys. zł. Szpital, wróg kasy Kamieniem u szyi jest decyzja z 1998 r. Uznano, że to ZUS będzie zbierał składki. Tymczasem nie podołał jego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 04/2002, 2002

Kategorie: Kraj