Tak w PRL nazywano Milicję Obywatelską. Bijącą pałą gumową (bodaj w trzech rozmiarach) w czasie tłumienia manifestacji, na „ścieżkach zdrowia”, czasem też w czasie przesłuchań. Po roku 1990 zrobiono wiele, aby policję, która powstała z przekształcenia milicji, uczynić apolityczną. Dokonano głębokich zmian kadrowych, usunięto tych, którzy zbyt gorliwie wykonywali zadania „bijącego serca partii”, ustawowo wprowadzono nową filozofię funkcjonowania. Już pierwszy artykuł ustawy o policji głosi, że „tworzy się Policję jako umundurowaną formację służącą społeczeństwu i przeznaczoną do ochrony bezpieczeństwa ludzi oraz do utrzymywania bezpieczeństwa i porządku publicznego”. Nie jednej partii, nie rządowi nawet służącą, ale społeczeństwu! Policjanci przed podjęciem służby składają ślubowanie, w którym przyrzekają „służyć wiernie Narodowi, chronić ustanowiony Konstytucją porządek prawny, strzec bezpieczeństwa obywateli (…), pilnie przestrzegać prawa, dochować wierności konstytucyjnym organom Rzeczypospolitej Polskiej, przestrzegać zasad etyki”. Policjantom nie wolno prowadzić działalności politycznej ani należeć do partii. Przy realizacji czynności takich jak legitymowanie, zatrzymywanie, a nawet obezwładnianie, mają jak najmniej naruszać dobra osobiste ludzi, wobec których te czynności podejmują. Wydawało się, że trwale już zmieniono stosunek policji do społeczeństwa i społeczeństwa do policji. Cieszyła się ona wysokim zaufaniem społecznym, wyższym niż Kościół katolicki. Od 1990 r. minęło 30 lat. W policji wymieniło się całe pokolenie. Ale policja, aby mogła wykonywać zadania, a więc strzec naszego bezpieczeństwa i porządku publicznego, a także konstytucyjnego ładu, musi mieć uprawnienia. Wśród nich także do użycia środków przymusu bezpośredniego, a nawet broni palnej. Rzecz w tym, by tych uprawnień używała tylko w ściśle określonych granicach prawa, w dodatku z rozwagą i umiarem. Ostatnio policja nie ma dobrej prasy. Używana do przywracania, a choćby tylko utrzymywania porządku w czasie rozmaitych manifestacji politycznych bądź społecznych, pikiet czy demonstracji, na początku rządów PiS zachowywała się na ogół dość powściągliwie, niekiedy nawet budząc sympatię protestujących. Tak było przy usuwaniu osób blokujących wjazd na Wawel prywatnym samochodom prominentnych działaczy PiS, z Jarosławem Kaczyńskim na czele, którzy łamiąc wszelkie przepisy i zakazy, uzurpowali sobie uprawnienia kolumny rządowej. Ale nawet wtedy, choć mundurowi policjanci zachowywali się wobec blokujących z kulturą i podziwu godną cierpliwością, inni, niemundurowi, wykonywali wobec manifestujących czynności operacyjno-rozpoznawcze, nawiasem mówiąc przy zwalczaniu wykroczeń niedozwolone. Nie robili tego z własnej gorliwości, ktoś im wykonywanie tych nielegalnych w tej sytuacji czynności nakazał. Zdarzały się także pojedyncze, niemające nic wspólnego z polityką przypadki przekraczania przez policjantów uprawnień, znęcania się nad zatrzymanymi, nielegalnego wykorzystywania wobec nich paralizatorów. Te ubolewania godne zachowania wobec zatrzymanych zdarzają się wszędzie na świecie. Każdy taki wypadek wzięty z osobna nie ma nic wspólnego z polityką. Jednak sprawa staje się polityczna, gdy, jak w naszych ogólnie znanych przypadkach, przełożeni zamiast wyciągnąć konsekwencje, kryją podwładnych policjantów przestępców. Wszystko to obniża prestiż policji w społeczeństwie. Ostatnio zaś coraz częściej mamy do czynienia z nierównym traktowaniem przez policję uczestników manifestacji. Jest tolerancyjna wobec faszyzujących narodowców, a brutalna wobec tych, którzy przeciw owym faszyzującym narodowcom protestują. Nie wiem, z czego wynika taka postawa: czy z autentycznych przekonań policjantów, którym bliżej do narodowców niż innych manifestujących? Możliwe, ale nie sądzę, by tak było. Z wyraźnego nakazu politycznych nadzorców? Czasem pewnie tak. Ale nie tylko. Najczęściej chyba z chęci przypodobania się tym nadzorcom. Tak czy inaczej, policjanci coraz częściej wykorzystywani są przez władze, zdominowane przez jedną partię, do konfrontacji z jej przeciwnikami. O to jednak w pierwszej kolejności trzeba mieć pretensje do tych, którzy tak ich wykorzystują, nie do policjantów. Oni wykonują rozkazy, są podlegli dyscyplinie i o ile rozkazy nie są zbrodnicze (a jeszcze nie są!), mają obowiązek je wykonywać. Ta niechęć, zrodzona z politycznego wykorzystywania przez władze, będzie coraz bardziej utrudniać policji normalne wykonywanie jej zadań. Policja, jak pokazała wieloletnia praktyka na świecie, tam tylko działa skutecznie, gdzie ma oparcie w społeczeństwie. Teraz najwyraźniej to oparcie z winy rządzących traci. Dochodzi do tego, że przypadek tak ewidentny jak głośne ostatnio zatrzymanie bezczelnie lekceważącego polecenia policjantów i stawiającego im opór posiadacza dzieci i hulajnogi wywołał oburzenie części opinii publicznej, dziennikarzy i polityków. Otóż policjanci