Bilet w jedną stronę

Bilet w jedną stronę

Czy ludzie SLD wiedzą, po co wygrywa się wybory? Polityka potrzebuje wizji rozjaśniających przyszłość, planów zakotwiczonych w uznanych wartościach, słów rozumianych i oczekiwanych. Polityka potrzebuje wymiaru. Polityka sprowadzona do targów o drobiazgi, do gry doraźnych interesów, do zdobywaniu przewag i obrony przed konkurentami zamyka się w wąskim kręgu aktywistów. Ciekawi publiczność, tak jak ciekawiła baba z brodą w cyrku. Gromadzi wokół gawiedź w miejsce współodpowiedzialnych za przyszłość obywateli. Alienuje się i zamyka. Gdy sprawy idą dobrze, z taką polityką też można żyć i przeżyć. Kiedy przychodzi czas trudnych decyzji, staje się jałowa. Nie stoi za nią większość zdolna akceptować trudne decyzje. Przegrywają wtedy wszyscy. Wybór w polityce jest na ogół prosty: żyć łatwo, ale krótko albo żyć trudniej, lecz dłużej. Kraj, który się nie reformuje, nie odnawia, nie ulepsza, przegrywa w konkurencji. Wraz z nim przegrywają obywatele. Polityka nie jest pięknym przemawianiem do ludzi, lecz jest po to, by wyzwolić ludzki wysiłek dla piękniejszego życia. Nie schlebiać, lecz organizować. Polityka potrzebuje wiarygodnych aktorów. Zmieniać świat na trochę lepszy, niż on jest – to naprawdę piękne słowa. Jeśli prawdziwie oddają to, co w instytucjach władzy się dzieje. Gdy brzmią jak szyderstwo, gdy odbierane są jak ironia, ze złością, lepiej ich nie wypowiadać. Ziarna i plewy Mówi się, że partia nieidąca do zwycięstwa to żadna partia. Nie wiem, czy tak jest. Ważniejsze pewnie, by wiedziała, po co jej zwycięstwo. Ważniejsza jest jej wizja przyszłości. Ważniejsze jest to, co ciekawego chce zrobić, by tę wizję realizować. Czy trafnie odczytuje znaki czasu, określa wyzwania, wypracowuje większość zdolną tym wyzwaniom sprostać. Polityka postrzegana jako gra dla pożytku własnego nie rozjaśni ludziom przyszłości, nie przybliży wartości, nie nada sensu słowom ważnym. Może w określonych okolicznościach nie mieć lepszej od siebie, ale przez to nie staje się wartością. W dłuższej perspektywie ziarno oddziela się od plew i to, co w polityce jest antywartością, jako antywartość pozostaje. Niektórym zdaje się długo, że antywartość jest wartością. Wtedy przegrywają. Wraz z nimi przegrywają ich formacje, kiedy dają się pociągnąć w nonsens polityki uwłaszczonej przez swoich adeptów. Nienazywanie zła złem, fałszywie pojęta norma koleżeństwa, lęk przed destrukcyjnymi skutkami ujawnienia faktów obciążających własne środowisko polityczne prowadzą z reguły do porażki całej formacji. Niedawno mieliśmy okazję o tym się przekonać. Z wielkiego obozu Akcji Wyborczej „Solidarność” nie pozostało właściwie nic. Żyjemy w trudnym do zrozumienia świecie postaw społecznych. Poczuciu dumy i satysfakcji z odzyskanej wolności i z oczywistych sukcesów w polityce i w gospodarce towarzyszy rozczarowanie korupcją i bezideowością, a także bezrobociem i trwałym wykluczeniem milionów współobywateli z korzyści transformacji ustrojowej. Dobre miesza się ze złym. Ludzie tracą orientację, co prowadzi do sukcesu, a co do zguby. W każdej ważnej dla funkcjonowania polskiej polityki partii bez specjalnego wysiłku można odnaleźć ludzi obdarzanych szacunkiem nawet przez przeciwników i w każdej, też bez lupy, dojrzeć można łobuzów, dla których polityka stała się sposobem na łatwe i dostatnie życie. To alienuje politykę, odbiera jej minimum zaufania. Dezorganizuje naród, spycha go na pośledniejsze miejsce. Podczas wielkiej zmiany Polska na tle innych krajów, podobnie jak my kształtujących demokrację i wolnorynkową gospodarkę od 14 lat, nie wypada najgorzej. Waldemar Kuczyński przypomniał w świątecznej „Rzeczpospolitej” kilka istotnych liczb pokazujących nas na tle innych. Kryzys związany z transformacją trwał w Polsce najkrócej (do 1992 r.) i był najpłytszy. Przypomnijmy za nim, że w 2001 r. PKB w naszym kraju był wyższy o 45% niż w 1990 r., węgierski PKB o 27%, czeski o 18%. Rosja w 2001 r. osiągnęła PKB o wysokości 60% z 1993 r. Polacy kupili w tym czasie o 52% więcej. Jak w żadnym innym kraju byłych demokracji ludowych. Średnie płace polskie przewyższają czeskie, węgierskie i słowackie. Nawiasem mówiąc, to nie najlepsza wiadomość dla przyszłości; przejadamy ją, podczas gdy sąsiedzi inwestują. Żyjemy w warunkach względnego pokoju społecznego. Kolejno powtarzanych wyborów. Pod rządami prawicy i lewicy. Mamy swoją piętę achillesową – bezrobocie. Jeżeli niemal 20% Polaków zdolnych do pracy nie może jej znaleźć, to znaczy, że dysproporcje, jeśli idzie o warunki życia, są wielkie. Zwłaszcza kiedy pamięta się, że średnie i najwyższe

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 18/2003, 2003

Kategorie: Opinie