Biskup z londyńskiego City

Biskup z londyńskiego City

Z koncernu paliwowego na tron arcybiskupa. A po drodze – Afryka. Taką drogę przebył Justin Welby Korespondencja z Londynu Pod katedrę w Canterbury przybywa pielgrzym. Głuche pukanie. Raz, drugi i trzeci. Ciężkie drzwi się otwierają. – Kim jesteś i dlaczego chcesz wejść? – pyta zastępująca mu drogę wierna. To wszystko, rzecz jasna, teatr. Tak naprawdę wie doskonale, że przybysz za chwilę zasiądzie na liczącym 800 lat tronie św. Augustyna i stanie się 105. arcybiskupem Canterbury. – Przybywam, nie znając niczego więcej jak tylko Chrystusa, i to ukrzyżowanego. W słabości, bojaźni i z wielkim drżeniem – odpowiada Justin Welby. Tę scenkę obmyślił sam. I trafił doskonale, bo przed nim gigantyczne wyzwania: od statusu homoseksualistów po etykę kapitalizmu. Bojaźń i drżenie są tu na miejscu. Droga Welby’ego zaczyna się w sposób charakterystyczny dla przedstawicieli brytyjskiej elity: najpierw w prywatnej szkole Eton, potem na Uniwersytecie w Cambridge. To tu przyszły lider Kościoła anglikańskiego po raz pierwszy odbierze wyraźny sygnał od Boga. – Nagle świat się odmienił. Pojawiły się w nim obecność i cel, których wcześniej nie dostrzegałem – powie później Welby „Sunday Timesowi”. Na razie opiera się powołaniu i wkracza w sam środek domeny innego bóstwa: mamony. Szybko dostaje pracę w koncernie paliwowym ELF w Paryżu. Ma przy tym nieco szczęścia, bo skromność, z której słynie do dziś, każe mu powiedzieć rekrutującemu, że z pracą dla korporacji mogą być trzy problemy: nie włada francuskim, nie ma pojęcia o finansach ani nie zna się na paliwach. Rozmówca zna się jednak na ludziach. Welby dostaje posadę i – ku własnemu zaskoczeniu – spisuje się znakomicie. Jest rok 1978. Wyspy są na skraju rewolucji, za moment na Downing Street wprowadzi się Margaret Thatcher i przeorze krajobraz na zawsze. Senne dotychczas City zamieni się w maszynkę do robienia pieniędzy, która sprawia, że fortunę można zdobyć – i stracić – w kilka minut. Tani kredyt, giełda coraz bardziej przypominająca kasyno i chmara yuppies odreagowująca stres w nowo powstałych barach. Kapitalizm na sterydach. Welby przenosi się po jakimś czasie do City. Pracując dla spółki Enterprise Oil, znajduje się w samym sercu thatcherystowskiego „Nowego Wspaniałego Świata”. Ale właśnie wtedy spyta: „Czy korporacje mogą grzeszyć?”. Grzechy kapitalizmu To tytuł książki opartej na pracy doktorskiej, którą Welby napisał na początku lat 90. na Uniwersytecie w Durham. Kierunek: teologia. Bo postanawia zostać księdzem. – Nie byłem w stanie uniknąć powołania. Kopałem i krzyczałem, ale nie udało mi się od niego uciec – powie w augustiańskim stylu. Bywa ciężko, bo państwo Welby mają przecież pięcioro dzieci. Ale wydarzenia nabierają tempa. Trzy małe parafie, a potem większa – w Coventry. Aż wreszcie 9 listopada minionego roku premier David Cameron ogłasza nominację Welby’ego. Dziennikarze gorączkowo szukają informacji o nim, bo nowy arcybiskup nie jest znaną postacią. Po szczeblach kariery kościelnej wspiął się błyskawicznie. Niektórzy historycy piszą, że gdy w latach 80. zarówno lewicowa Partia Pracy, jak i największy brytyjski związek zawodowy zostały zmarginalizowane, jedyną realną opozycją bywał Kościół, z którego regularnie dochodziły głosy protestu przeciw lekarstwu, jakie Żelazna Dama zaaplikowała brytyjskiej gospodarce. Podobnie bywa dziś. Spektrum poglądów w Kościele anglikańskim jest szerokie, ale przeważa umiarkowane lewicowe spojrzenie na gospodarkę. Nic więc dziwnego, że Welby poparł głośny list 43 biskupów, którzy nie zostawili suchej nitki na polityce zaciskania pasa Davida Camerona. Jednocześnie jest o wiele bardziej stonowany od poprzednika. Nieco ekscentryczny Rowan Williams regularnie krytykował zarówno rządzących, jak i bankierów z City. – Jeśli chodzi o kapitalizm, Marks miał częściowo rację – oświadczył pięć lat temu. Welby tak daleko się nie posunie. Korporacje mogą grzeszyć. Ale to nie znaczy, że grzeszą cały czas – zdaje się mówić. Arcybiskup musi więc się zmierzyć z problemami etycznymi kapitalizmu. A lista wyzwań jest o wiele dłuższa. – Welby będzie stał na czele głęboko podzielonego Kościoła. W jego szeregach są tacy, którzy postrzegają go jako rodzaj sanktuarium, schronienie przed światem. Chcieliby mieć dzisiaj taki Kościół jak w latach 50. – mówi „Przeglądowi” Andrew Brown, specjalista od kwestii

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 14/2013, 2013

Kategorie: Świat