Relacje państwo-Kościół katolicki w raporcie Wiesława Górnickiego Prezentowany dokument (z zachowaniem oryginalnej pisowni) pochodzi z przygotowanej przez Pawła Dybicza i Grzegorza Sołtysiaka publikacji „Raporty Wiesława Górnickiego dla gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Rok 1986”, rozpoczynającej całościowe, 10-tomowe wydanie owych źródeł, znajdujących się w zasobach Archiwum Dokumentacji Historycznej PRL. Nr 23 Warszawa, dnia 24 września 1986 r. Dotyczy: postulatów kościelnych. W związku z przekazanymi przez Tow. Generała informacjami przeprowadziliśmy w Zespole dyskusję nad otwarciem nowego frontu przez Kościół, bo do tego w istocie sprowadzają się postulaty listu pasterskiego z 21 września oraz coraz liczniejsze ofensywne działania Kościoła w sferze nadbudowy (seminarium w Olsztynie, duszpasterstwo kultury ks. Niewęgłowskiego1, tygodnie kultury chrześcijańskiej itp.). Przedstawiam wnioski z dyskusji. 1. Zasadnicze, merytoryczne ustępstwa w dziedzinie nadbudowy są praktycznie wykluczone, ponieważ jeszcze bardziej umacniałyby oddziaływanie Kościoła. Należy natomiast rozpatrzeć możliwość ustępstw pozornych lub pozbawionych większego znaczenia społecznego, pod warunkiem określonych koncesji ze strony Kościoła jako całości. Każda nasza koncesja powinna być tak pomyślana, aby równocześnie była dla episkopatu kłopotliwa i stawiała go w sprzeczności z oficjalną doktryną kościelną, np. w sprawie ekumenizmu czy działalności charytatywnej. 2. Istotą katolicyzmu w odróżnieniu od innych wyznań chrześcijańskich była, jest i pozostanie zasada doczesnej ekspansji. Nigdy i nigdzie nie istniała sytuacja, w której Kościół uważałby wszystkie swe postulaty za spełnione. Nawet po całkowitym zwycięstwie faszystowsko-teokratycznym w Hiszpanii episkopat hiszpański ogłosił w 1940 r. list pasterski, wzywający władze frankistowskie do bardziej energicznej walki z „trądem ateizmu i demoralizacji”, wzywając równocześnie do budowy 70 kościołów w samym tylko Madrycie, których i bez tego było już kilkaset. Oznacza to, że postulaty Kościoła w zakresie dostępu do środków masowego przekazu nigdy nie będą „wystarczająco zrealizowane” i stanowią funkcję aktualnych przetargów z państwem. Nawet ustanowienie asystenta kościelnego w redakcji „Trybuny Ludu” nie zadowoliłoby episkopatu jako całości. Nie należy więc obecnych żądań dramatyzować. 3. Kościół bynajmniej nie jest zainteresowany obecnością tematyki religijnej, lecz przede wszystkim własnością i pełną kontrolą nad środkami masowego przekazu. Dowodnie o tym świadczy przemilczanie istnienia jedynego dziennika katolickiego między Berlinem i Pekinem, tzn. „Słowa Powszechnego”, które zamieszcza fragmenty Ewangelii, żywoty świętych, obszerną kronikę watykańską itp. Należy zatem z góry przyjąć, że żadna nasza oferta, która nie będzie uwzględniać kościelnej żądzy posiadania i władzy, nie zostanie uznana za wystarczającą – nawet, gdybyśmy bez zmiany struktury nadawali w programie TV codzienną modlitwę. 4. W dążeniu do odzyskania utraconych obszarów w sferze nadbudowy Kościół postępuje bez skrupułów, często z jezuickim cynizmem, czego dowodem jest udostępnianie ambon i sal parafialnych byłym stalinowcom, ateistom i Żydom, którzy pełnią funkcję „reprezentantów kultury chrześcijańskiej”. Nie należy więc oczekiwać, że punkt widzenia Kościoła reprezentowaliby w państwowych środkach masowego przekazu sympatyczni proboszczowie, lecz mniej lub bardziej eksponowani rzecznicy nurtów opozycyjnych. Powoływanie się na „potrzeby religijne ludności” jest umyślnym oszustwem. 5. Nurty kulturalne związane otwarcie z katolicyzmem są od czasów kontrreformacji bardzo ubogie i słabe pod względem artystycznym, co jest szczególnie widoczne w Polsce. Ostatnim katolickim pisarzem większego lotu był Sienkiewicz, i to też tylko z okresu Trylogii; ostatnim malarzem – Siemiradzki, o którego rzemiośle krytyka wypowiada się z przekąsem; ostatnim rzeźbiarzem – Pius Weloński. W twórczości artystycznej XX wieku katolicyzm zaznacza się raczej nazwiskami Pirożyńskiego, Trzeciaka i Kolbego. Usilnie eksponowani przed wojną artyści w rodzaju Karola Huberta Rostworowskiego czy Marii Jehanne Wielopolskiej nigdy nie przekroczyli dolnego poziomu, ocierającego się często o granice grafomanii. Nowele Andrzejewskiego2 z „okresu katolickiego” należą do najgorszych fragmentów jego twórczości. Oznacza to, że przeważająca większość potężnych nurtów kultury polskiej w XIX i XX wieku rozwijała się obok Kościoła i jednocześnie obok filozoficznej inspiracji katolicyzmu. Jedyną w ogóle wybitną pisarką, którą można zidentyfikować z katolicyzmem, była Hanna Malewska, lecz i ona była związana z mikroskopijną grupą intelektualistów katolickich „Verbum”3. Romantycy polscy wręcz wadzili się z Bogiem i papieżem; od Prusa do Gombrowicza, od Żeromskiego do Struga, od Piotra Michałowskiego do Władysława Strzemińskiego – cały ten nurt artystyczny biegł niezależnie od zmieniających się prymasów i metropolitów. Nawet w muzyce