Walkę o umysły toczy skutecznie ten, kto zdoła wprowadzić do debaty publicznej swoje słowa, pojęcia i tematy Rozmówcą Krzysztofa Pilawskiego jest prof. Tomasz Goban-Klas z UJ Z ostatniego zestawienia Związku Kontroli Dystrybucji Prasy wynika, że w czerwcu najlepiej sprzedającym się tygodnikiem w Polsce był istniejący ledwie od kilku miesięcy „Uważam Rze”. Pozostawił w tyle m.in. „Politykę”. Dlaczego prawicowe pismo, którego autorzy są zamieszani w budowę tzw. IV RP, ma tak dobrą sprzedaż? – To chwilowy fenomen, bo generalnie prasa drukowana, w tym prasa opinii, ma się kiepsko. Chyba dwa elementy kryją się za sukcesem wydawniczym „Uważam Rze”. Po pierwsze, zespół publicystów o ostrych piórach i strojnych w prawicowe piórka, znanych już z „Rzeczpospolitej”, blogów i „blag” internetowych oraz poprzedniego wcielenia „Wprost”. Po drugie, tygodnik trafił w umysłowość licznego w Polsce konserwatywnego młodszego pokolenia, które jednak szuka nie tyle nowych idei, ile dobitnego wyrażania swojego – posłużę się neologizmem – światooglądu. Kto zna studentów politologii, wie, o czym mówię. Na dobre wyniki sprzedaży bez wątpienia ma wpływ także cena – dużo niższa niż większości tygodników opinii. Za niewielkie pieniądze dostaje się krwisty, choć odgrzewany befsztyk. Mamy jeszcze bardziej „krwisty”, przyrządzany przez Tomasza Sakiewicza tygodnik – „Gazetę Polską”. W marcu 2010 r. jej sprzedaż wyniosła niecałe 26 tys. egzemplarzy, a w czerwcu tego roku – ponad 65 tys. – „Gazeta Polska” przed katastrofą smoleńską, dzięki uprzejmości IPN i prokuratury, często zaskakiwała czytelników przeciekami, operowała wyrazistszym językiem komentarzy niż wiodące tygodniki, a mimo to tkwiła w zakamarku przestrzeni publicznej. 10 kwietnia otworzył dla „Gazety Polskiej” scenę narodową, stała się ona najgorliwszym rzecznikiem teorii spiskowych. Takie materiały zawsze się dobrze czyta, one w prosty sposób objaśniają, skąd bierze się zło. Rafał Ziemkiewicz, pisząc o swych medialnych oponentach, podświadomie ujawnił podglebie swej publicystyki: „Nawet w czasach PRL propaganda nie poczynała sobie z faktami tak bezceremonialnie. Dziś fakty można ignorować, bo potencjalnemu wyborcy wystarczą emocje, a nie prawda”. Msza za gazetę Red. Tomasz Sakiewicz wprowadza nowy dziennik – „Gazetę Polską Codziennie”. W jej intencji odprawiono na Jasnej Górze mszę świętą. – Cóż powiedzieć? Jak trwoga, to do Boga? Najwyższe wstawiennictwo nie pomoże w powodzeniu tego projektu – poza okresem kampanii wyborczej. Nieprzypadkowo „Gazeta Polska Codziennie” startuje we wrześniu w klarownej intencji, uczciwszy więc byłby tytuł „Gazeta Polska Wyborcza”. Agitka wyborcza, a potem – basta! Po uformowaniu rządu emocje opadną, trzeba będzie dostarczać czytelnikom nowych informacji. To trudniejsze organizacyjnie i bardziej kosztowne zadanie niż propaganda wyborcza. Jak głosi brytyjskie powiedzenie, fakty są drogie, opinie – tanie. Jedna gazeta wyborcza powstała przed wyborami ponad 20 lat temu i wciąż trzyma się dobrze. – Dzisiaj nie ma warunków do powtórzenia sukcesu „Gazety Wyborczej”. Inne czasy, inne media, inni sponsorzy polityczni. W segmencie dzienników jest ciasno, a sprzedaż prasy codziennej spada. Ponadto czytelnicy organu tygodniowego red. Sakiewicza mają już gazetę codzienną w postaci „Naszego Dziennika”, którego pozycję ugruntowuje Radio Maryja i proboszczowie. Sukces tygodników „Gazeta Polska” i „Uważam Rze” oraz założonego przez Michała Karnowskiego prawicowego portalu wPolityce.pl jest niewątpliwy. Wyrasta ze wspólnego korzenia – katastrofy smoleńskiej i nowej Polski, która – jak zapewniają autorzy wymienionych mediów – wyłoniła się po 10 kwietnia 2010 r. – Może to okropna metafora, ale dla mediów w ogóle, a dla prawicy w szczególności, katastrofa we mgle smoleńskiej była jak wiatr w żagle. Najpierw w żagle żałoby narodowej, nieudawanej, spontanicznej – znam to także z własnych badań tuż po katastrofie, ale potem jej rytualizacji i polityzacji. Informacyjne stacje telewizyjne, tabloidy, a nawet poważne gazety osłupiały po roztrzaskaniu się Tu-154, zupełnie jakby było to zdarzenie, które nie mogło się wydarzyć. Żałoba medialna eksploatowała patriotyczne sentymenty w sposób, który amerykański publicysta George Will nazwał „pornografią żalu”. Angielskie rozumienie słowa pornografia odnosi je do epatowania i ekscytowania się czymkolwiek,
Tagi:
Krzysztof Pilawski