IPN bagatelizuje wydarzenia z 12 września 1944 r., a nawet tworzy mit, że partyzanci AL uciekli przed przeciwnikiem 12 września 1944 r., ok. godz. 9 rano, w rejonie wsi Ciężkowice nieopodal Radomska, oddziały niemieckiej żandarmerii uderzyły na żołnierzy 3. Brygady Armii Ludowej im. Józefa Bema. W ten sposób rozpoczęła się jedna z największych bitew partyzanckich na ziemiach polskich. Rosnąca w 1944 r. w siłę w powiecie radomszczańskim partyzancka Armia Ludowa była solą w oku niemieckich okupantów. Do ukrywających się w lasach oddziałów dołączyli skoczkowie z Polskiego Sztabu Partyzanckiego, utworzonego przy Wojsku Polskim na froncie wschodnim. Operujący w okolicach Radomska batalion AL im. Józefa Bema został w sierpniu 1944 r. wzmocniony przez zrzuty sprzętu i zaopatrzenia. Do oddziału napływali nowi ochotnicy i we wrześniu liczył on już ponad 500 ludzi. Batalion został wówczas przekształcony w 3. Brygadę AL. Dowodzenie objął przedwojenny działacz Towarzystwa Uniwersytetu Robotniczego oraz Komunistycznego Związku Młodzieży Polski z Radomska – Bolesław Boruta „Hanicz”. Do 1942 r. był on członkiem Związku Walki Zbrojnej, aby później przejść do tworzącej się Gwardii Ludowej. W roku 1944 lokalna Armia Ludowa zawarła porozumienia z oddziałami Socjalistycznej Organizacji Bojowej oraz Batalionów Chłopskich. Przeprowadzane przez Niemców operacje przeciwpartyzanckie okazywały się nieskuteczne – nie mieli odpowiednich sił, a partyzanci dobrze znali teren. Ustabilizowanie frontu we wrześniu 1944 r. pozwoliło Niemcom na koncentrację sporych sił i rozpoczęcie dużych operacji przeciwko leśnym oddziałom. Do Częstochowy przybyły m.in. jednostki Rosyjskiej Armii Wyzwoleńczej, tzw. własowców. Żandarmeria rozpoczęła falę pacyfikacji wiosek podejrzanych o wspieranie partyzantów. Spodziewając się ataku, lokalni dowódcy AL i AK, Czesław Kubik „Paweł” i Hipolit Świderski „Szary”, 5 września 1944 r. zawarli porozumienie o przyjściu z pomocą w wypadku walki z Niemcami. Trzy dni później znaczne siły niemieckie wspierane przez samochody pancerne uderzyły na oddział „Szarego”, niszcząc partyzanckie tabory. Widząc skalę zniszczeń, dowódca jednej z kompanii, por. Józef Rytel „Brzęk”, załamał się i popełnił samobójstwo. Atak został odparty, jednak partyzanci ponieśli znaczne straty i musieli się rozproszyć po okolicy. Kolejnym celem niemieckiej operacji stała się 3. Brygada AL. W nocy z 11 na 12 września 1944 r. rejon Ciężkowic i Ewiny został otoczony przez ok. 6 tys. żandarmów, własowców oraz Korpus Kawalerii Kałmuckiej. Natarcie rozpoczęło się ze wszystkich stron. W bezpośrednim ataku brało udział kilka tysięcy niemieckich żołnierzy i żandarmów, a także członków formacji kolaboracyjnych, wspieranych przez moździerze i artylerię. Partyzanci początkowo dali się zaskoczyć lub, jak twierdzą niektórzy historycy, popełnili błąd, przyjmując walkę, ufni, że są w stanie zwyciężyć dzięki otrzymanej wcześniej radzieckiej broni. W okrążeniu znalazło się ok. 500 żołnierzy Armii Ludowej oraz kilkudziesięciu partyzantów z Batalionów Chłopskich i członków Socjalistycznej Organizacji Bojowej dowodzonych przez przedwojennego działacza PPS Czesława Grajka „Wiktora”. Wśród walczących byli też radzieccy jeńcy, którzy wcześniej zbiegli z niemieckiej niewoli. Siły niemieckie wykorzystały znaczną przewagę w sile ognia, aby wyprzeć partyzantów z pozycji obronnych i uderzyć w kierunku wsi Ewina, gdzie w leśniczówce mieścił się sztab brygady AL. Hitlerowcy dążyli do szybkiego wyeliminowania z walki dowódców partyzanckich. Na początku ataku byli tego bliscy, ponieważ w okolicy Ewiny pozostały tylko niewielkie siły chroniące sztab. Jedynie zdecydowany opór grupy partyzantów, którzy celnym ogniem zatrzymali nacierających, uratował oficerów. Kpt. „Pawłowi” udało się opanować zamieszanie i zawrócić żołnierzy uciekających przed wrogiem. Po początkowym zaskoczeniu oddziały leśne stawiły zacięty opór. Nacierający ponieśli spore straty, wchodząc na postawione przez partyzantów pola minowe. Oddziały żandarmerii oraz własowcy nie przejawiali chęci do walki na bliski dystans, obawiali się wejścia głębiej w las. Morale tych sił było już wówczas słabe. Ostrzał z moździerzy okazał się nieskuteczny, ponieważ partyzanci szybko zmienili pozycje. Walki trwały z różnym natężeniem przez cały dzień. Decydujące okazały się kontrataki przeprowadzane przez partyzantów. „Podczołgaliśmy się na odległość kilkudziesięciu metrów do linii przeciwnika w momencie, gdy formował się do nowego natarcia. Zaskoczony gwałtownym ogniem wróg nie wytrzymał uderzenia i rzucił się do panicznej ucieczki, pozostawiając na placu boju