Afera w Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych zatacza coraz szersze kręgi, ale nie dzięki zeznaniom twórcy marki Red is Bad
Sprowadzenie do Polski Pawła Szopy wywołało emocje wśród komentatorów wydarzeń politycznych, którzy przewidywali, że prawicowy biznesmen pójdzie na współpracę z prokuraturą i zacznie sypać swoich mocodawców. Oznaką tego miała być rezygnacja z usług adwokatów – Krzysztofa Wąsowskiego i Bartosza Lewandowskiego. Obrońcą Szopy został Jacek Dubois. Mecenas reprezentuje również Tomasza Mraza, byłego dyrektora Funduszu Sprawiedliwości. Urzędnik ten, licząc na łagodny wyrok, ujawnił nadużycia, w których brał udział.
Nie ma jednak co liczyć na to, że mec. Jacek Dubois namówi Szopę do zawarcia układu z prokuraturą. Prawnik u boku kontrowersyjnego biznesmena nie pojawił się nagle, według moich informacji Szopa korzystał z jego usług już wcześniej. Należy też pamiętać, że przebiegły Mraz, który był w centrum układu przestępczego, zawczasu wiedział, co się święci, i potajemnie nagrywał uczestników nielegalnego procederu. Sytuacja Szopy jest zgoła odmienna, gdyż był „tylko” dostawcą towarów dla Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych. Nie miał mocy decyzyjnej. To prezes RARS Michał Kuczmierowski rozdawał karty, tj. intratne zlecenia. I to on ponosi główną odpowiedzialność.
Do zadań RARS należy zakup i magazynowanie rezerw strategicznych na wypadek wojny czy innego kryzysu. Chodzi m.in. o paliwa, wyroby medyczne i sprzęt techniczny. W tym celu agencja powinna organizować przetargi, zlecając dostarczenie towarów pośrednikom, lub zaopatrywać się bezpośrednio u producentów. Jednak za prezesury Michała Kuczmierowskiego dysponująca wielomiliardowym budżetem RARS stała się maszynką do wyprowadzania pieniędzy do ludzi powiązanych z politykami PiS.
Ustosunkowany biznesmen
Moi informatorzy twierdzą, że choć Szopa składa obszerne zeznania w katowickiej prokuraturze, nie przyznaje się do zarzutów. A chodzi o udział w zorganizowanej grupie przestępczej, współdziałanie w przekroczeniu uprawnień przez funkcjonariuszy publicznych reprezentujących RARS oraz pranie brudnych pieniędzy. Według ustaleń prokuratury dzięki układom politycznym Szopa dostawał lukratywne zlecenia z RARS, m.in. na zakup agregatów prądotwórczych, które miały trafić do ogarniętej wojną Ukrainy. Biznesmen dostał z RARS ok. 312 mln zł na agregaty, choć zapłacił za nie w Chinach niecałe 70 mln zł. Na czysto zarobił więc co najmniej 240 mln zł.
Szopa broni się w prokuraturze, twierdząc, że wszystko odbyło się legalnie, a zlecenie z RARS było uzasadnione tym, że miał rozległe kontakty biznesowe na całym świecie i już od kilku lat współpracował z rządową agencją, dostarczając m.in. środki ochrony osobistej, kołdry, poduszki, pościel. Sytuacja z agregatami była nadzwyczajna, bo po wybuchu wojny w Ukrainie trudno było kupić taki sprzęt w Europie. W umowie z RARS Szopa zobowiązał się do zapewnienia ewentualnych napraw gwarancyjnych na swój koszt. Ze swoich pieniędzy musiał też opłacić transport agregatów z Chin do Polski, co kosztowało go kilkadziesiąt milionów złotych. Poza tym nie można winić biznesmena za to, że agencja podległa premierowi Mateuszowi Morawieckiemu dawała mu zlecenia, z których sumiennie się wywiązywał. A że ceny towarów, które dostarczał do RARS, były powyżej rynkowych? To nie jest przestępstwem. Niech się tłumaczy Kuczmierowski… Ten jednak siedzi w londyńskim areszcie, czekając na ekstradycję do Polski.
Tak z grubsza wygląda linia obrony Pawła Szopy. Jednak śledczy dysponują m.in. zeznaniami Justyny G., byłej dyrektorki Biura Zakupów w RARS. Otóż prezes RARS wydawał podwładnej polecenia zamawiania towarów u Szopy „na karteczkach, w trakcie rozmów na osobności”. Podczas przesłuchania Justyna G. powiedziała: „To były małe, białe karteczki z kostki lub karteczki żółte, samoprzylepne. Jak zapis na karteczce odczytałam, to Kuczmierowski wkładał je do niszczarki, która stała w jego gabinecie. Kilka karteczek wzięłam do swojego notatnika, później je niszczyłam. Brałam je po to, że jak było więcej danych, bo nie byłam w stanie zapamiętać wszystkich szczegółów”.
Inna urzędniczka zeznała: „Było powiedziane, że zapytania muszą iść tylko do firm i osób wskazanych przez kierownictwo. Nie można wysyłać