Po meczu z Anglią piłkarze schodzą na dalszy plan. Teraz będziemy się emocjonować rozgrywkami w PZPN Po skandalu z przełożeniem meczu Polska-Anglia żartowano, że po raz pierwszy w historii PZPN stadion był bardziej zalany niż loża VIP. Żarty ustały dzień później. Remis piłkarzy Waldemara Fornalika każe z optymizmem spoglądać na walkę o mundial w 2014 r. Osiem, dziewięć, dziesięć. Stop. Zmiana kierunku i znowu przed siebie. Kibic w biało-czerwonym szaliku biegnie po murawie Stadionu Narodowego, a kilka milionów ludzi przed telewizorami śmieje się, gdy goniący go ochroniarz upada w kałuży wody. Brytyjskie media mówią, że to Monty Python, polskie krzyczą o kompromitacji. Absolutnie nikt się nie spodziewał, że takie obrazki będziemy oglądać podczas meczu Polska-Anglia. Całymi tygodniami szukano analogii do spotkania w Chorzowie z 1973 r., wspominano legendarny remis na Wembley. Generalnie cały czas podbijano bębenka. Zapomniano jedynie o prognozie pogody i o tym, że stadion za 2 mld zł ma dach, który w razie deszczu można zamknąć. Cztery godziny opadów wystarczyły, by mecz przełożyć na środę. Ratunek od Hasselhoffa Narodowa dyskusja trwa. Dlaczego na Euro 2012 warstwa drenażowa miała ponad 20 cm, a w trakcie meczu z Anglią tylko 2 cm? Czyżbyśmy bez nadzoru ludzi z UEFA nie potrafili rozwiązywać najbanalniejszych problemów? Dlaczego rzeczniczka PZPN Agnieszka Olejkowska wypowiada absurdalne zdanie: – Spodziewaliśmy się ulewnego deszczu, ale nie spodziewaliśmy się ulewy? No i w końcu kto za to wszystko odpowiada? W studiu Telewizji Polskiej najbardziej dostało się PZPN, choć ten twierdzi, że jest niewinny, a za rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji żąda od Ministerstwa Sportu i Turystyki wynagrodzenia poniesionych strat wizerunkowych. Bez winy jest też oczywiście Narodowe Centrum Sportu. Jego wersja: podobno żadna ze stron nie chciała grać przy zamkniętym dachu. W takiej sytuacji najlepiej zwalić wszystko na delegata FIFA, Daniela Josta. Słoweniec co prawda zarządził zamknięcie dachu, ale dopiero godzinę przed meczem. Ludzie z NCS upierają się, że powinien to zrobić wcześniej, choć na dobrą sprawę skąd miał wiedzieć, że dach – tak w ogóle przeciwsłoneczny, a nie przeciwdeszczowy – rozsuwa się tylko w określonych warunkach? – Nie przychodziło mi do głowy, że na tak nowoczesnym obiekcie może kiedykolwiek dojść do takiej sytuacji. Jestem w stanie sporo zrozumieć: przepisy, jakieś ograniczenia techniczne itd. Ale w tych okolicznościach nie mogę się pozbyć wrażenia, że komuś po prostu zabrakło wyobraźni i zdrowego rozsądku – mówi reprezentant Polski, Jakub Błaszczykowski. Oliwy do ognia dolewa jak zwykle Jan Tomaszewski. Człowiek, który 39 lat temu zatrzymał Anglię na Wembley, zauważa, że w czasie Euro 2012 w Doniecku poradzono sobie z większą ulewą, i to na stadionie sześć razy tańszym. – Tam od razu oddelegowano specjalne osoby i rozwiązano problem w godzinę. A u nas? Dla mnie ten obiekt to bubel. Po jaką cholerę buduje się dach, który zamyka się tylko wtedy, gdy jest 30 stopni Celsjusza, a nie zamyka się, kiedy pada deszcz albo grozi zasypanie śniegiem, jak to się działo w sparingu z Portugalią? Ktoś tu zrobił ewidentny skok na kasę – złości się. Ostrych głosów jest więcej. Dziennikarz „The Sun” Steven Howard napisał wprost, że „PZPN i FIFA to idioci”, a selekcjoner reprezentacji Anglii Roy Hodgson stwierdził, że ostatni raz taką sytuację widział 25 lat temu, tyle że… nie było wtedy dachu. Powstają też internetowe memy. Piłkarze kopiący piłkę w płetwach, pędzący na ratunek David Hasselhoff ze „Słonecznego patrolu” albo skaczący ze stratosfery Felix Baumgartner, który oznajmia: „Jedyne, co widzę, to jakiś stadion bez dachu”. Spirala się nakręca. Jest tego więcej i więcej. Grozą powiało dopiero wtedy, gdy do akcji – już w realu – wkroczył premier Donald Tusk. – Nie będzie litości, będzie kontrola – ostrzegł i za chwilę wbił szpilkę w PZPN: – Za kilkanaście dni są wybory i chyba już nikt nie może mieć wątpliwości, nawet najbardziej zatwardziali działacze PZPN-owscy, że z tą organizacją polska piłka dalej nie pojedzie. Zmoknięte chusteczki W takiej sytuacji głos musiał zabrać prezes Grzegorz Lato. Na pytanie, co zrobić, kiedy na Stadionie Narodowym nie można zamknąć dachu podczas intensywnych opadów, odpowiedział: – Należy go zlikwidować. Idealny pomysł. W sam
Tagi:
Paweł Grabowski