Błędne koło odmóżdżenia

Błędne koło odmóżdżenia

Tak naprawdę światem rządzą ci, którzy robią wszystko, by większość ludzi miała ptasie móżdżki, a najlepiej, żeby kupiła je sobie na kredyt Arkadiusz Bąk, lider zespołu Profanacja – Profanacja, jeden z najbardziej charyzmatycznych polskich zespołów alternatywnych, obchodzi właśnie 20. urodziny. Jak się po tych dwóch dekadach czuje człowiek, który doświadczył jarocińskiego buntu, a dziś nadal podąża niezależną ścieżką i z równą werwą jak kiedyś krytykuje naszą społeczno-polityczną rzeczywistość? – Pewnie się zdziwisz, ale moje samopoczucie jako muzyka punkrockowego jest bardzo dobre, choć czasy są zupełnie nie punkrockowe, lecz komercyjne. Wprawdzie nie zarobiliśmy na Profanacji ani złotówki, a nawet wciąż musimy w tę działalność wkładać własne pieniądze, ale przecież chodzi przede wszystkim o przyjemność. Z grania, pisania tekstów, a także z tego, że jesteśmy całkowicie wolni, nie idziemy za modą i śpiewamy swoje. Nie jesteśmy zespołem, który zaprasza się do Opola albo do telewizji, bo gdyby nas nawet zaprosili, to nasze niepoprawne politycznie sądy szybko by nam zaszkodziły w ewentualnej karierze. Ale mamy swoją publiczność. Miło patrzeć z perspektywy sceny na kolejne pokolenia młodych ludzi, którzy przychodzą na nasze koncerty. – Profanacja zawsze była zespołem krytycznym, profanowała nie tylko środowiskowe świętości, ale także narodowe mity, społeczne przesądy i wszelką głupotę. „Niezależność, bunt, anarchia, cały ten szajs / Poczekalnia między szkołą a fabryką / Młotki zmienią wam myślenie, a pieniądze świata smak / Samochodu, nie wolności, będziesz chciał”, śpiewałeś przed laty. No i sprawdziło się, zbuntowana niegdyś generacja stała się swoją własną karykaturą… – Na ostatniej płycie „Znak” śpiewam: „No i co ja widzę, gdy otwieram świat, jaki się maluje obraz? / I co głoszą buntownicy z dawnych lat – konsumpcyjne dobra-dobra!”. Ta dewaluacja buntu dotyczy każdego środowiska, nie tylko sceny niezależnej. Wszystkie ruchy, które przyciągają młodzież, temu ulegają: bunt, sprzedawany jako remedium na zastany świat, zwykle jest formą krótkotrwałej zabawy, a generacja Jarocina jest tylko jednym z dobrych tego przykładów. Na szczęście jednak jakiś odprysk zawsze zostaje przy sprzeciwie i nie ulega presji czasu. Ja np. nie chcę mieć samochodu. Oczywiście w samochodzie jako takim nie ma nic złego, chyba że jest zepsuty, ale chodzi o to, by dobra materialne nie stały się czymś najważniejszym. Są inne wartości, dla których warto żyć. Być, nie mieć. – No ale to właśnie dziś młodzi ludzie biorą udział w wyścigu szczurów. Mało obchodzą ich ideały. – Niestety. A jeśli nawet ktoś kreuje się dziś na buntownika, szybko mu to wysycha, często bowiem nawet nie wie, przeciwko czemu się buntuje, powtarzając kilka zasłyszanych sloganów. Gdy na horyzoncie pojawia się najnowszy model telefonu komórkowego, dzisiejszy 20-latek szybko zapomina o tych sloganach. Myślę, że to jeden z poważniejszych problemów tych czasów, w efekcie którego np. w polityce obserwujemy całkowitą degrengoladę, co już młodych ludzi prawie wcale nie obchodzi. Wolą wyjechać do Irlandii albo kupić nową płytę Dody. Na wybory niechętnie chodzą, a przecież widać, że tu potrzebne są znaczące zmiany. – Których nie będzie… – Nie będzie, ponieważ dziś dominuje opinia, że nie ma się przeciwko czemu buntować, bo jest świetnie i kolorowo, można sobie wyskoczyć do supermarketu albo oglądać sto kanałów w telewizorze. Kto by tam się przejmował wszechobecną głupotą! Co ciekawe, także w środowisku muzycznym nie ma chęci sprzeciwu. Zespoły rockowe, także te z tzw. świecznika, śpiewają o dupie Maryni, hiphopowcy odeszli od krytycznych tekstów społecznych w stronę opowiadania o imprezach i zaliczanych panienkach, a inni, cóż, tańczą z gwiazdami. Dziś nie ma trendu na zaangażowane teksty, jest zabawa i wygłup. Dlatego z umiarkowanym optymizmem patrzę na przynajmniej pewną część „sceny punk” czy chociażby na takie imprezy jak Przystanek Woodstock, bo jeżeli szukać gdzieś jakiegokolwiek muzycznego krytycyzmu, to chyba właśnie tam. Cena wolności – O czym świadczy, twoim zdaniem, ten brak zaangażowania w sprawy społeczne? Może naprawdę jest już dobrze? – Bunt w latach 80. skierowany był przeciwko ówczesnej szarości. Jakoś tak się stało, że dziś nie mówi się, iż dotyczył on tęsknoty za rzeczywistością amerykańskich filmów. Kiedy już ta rzeczywistość nadeszła, zapanowało przekonanie, że jest dobrze. Ale jeśli to „dobrze” to są piękne limuzyny, modne ubrania, dyskoteka i nic poza tym, to ja dziękuję za takie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 34/2007

Kategorie: Kultura