Reżyserskie wzloty i potknięcia, kontrowersje, jurorskie pomyłki i aktorskie objawienia, czyli najciekawsze wydarzenia sezonu teatralnego 2012/2013 Teatr ma się (finansowo) gorzej – jak wszyscy. A to oznacza, że przestawia tory poszukiwań repertuarowych na małe formy: monodramy i spektakle kameralne, które wymagają mniejszego nakładu kosztów. W spektaklach jednoosobowych pojawiło się sporo „debiutantów”, w tym Barbara Wysocka, Marian Opania, Jacek Poniedziałek, albo rzadkich gości, takich jak Katarzyna Figura. Sezon otworzyła potęga w świecie monodramu, czyli Krystyna Janda, „Danutą W.”, spektaklem przyjętym z należnym uszanowaniem, które nie zawsze sztuce służy. Podobno na premierze w Gdańsku artystka z wrażenia zaniemówiła. Polski wzorcowy Spektakle ansamblowe (poza operami) grywały już tylko teatry najbogatsze, narodowe, ale i jubilat, stulatek Teatr Polski w Warszawie, który z tej okazji przybrał imię swojego założyciela Arnolda Szyfmana. Dyrektor Andrzej Seweryn na sezon jubileuszowy dobrał repertuar imponujący rozmachem. Rozpoczął mocnym akcentem, świetnymi „Paradami” w reżyserii Edwarda Wojtaszka, które stały się mistrzowskim pokazem formy i sprawdzianem młodych aktorów, którzy u boku bardziej doświadczonych stworzyli brawurowe przedstawienie. Równie mocne było zwieńczenie jubileuszu w Polskim: najlepsza inscenizacja tego sezonu, czyli triumfalny powrót Janusza Wiśniewskiego do Warszawy z autorskim „Quo vadis” z olśniewającymi rolami Haliny Łabonarskiej, Wiesława Komasy, Piotra Cyrwusa i wyrównanym, wysokim poziomem całego zespołu. Wisienką na urodzinowym torcie była prapremiera „Karnawału” Sławomira Mrożka w reżyserii Jarosława Gajewskiego w budzącej podziw scenografii Agnieszki Zawadowskiej. A przecież niejako po drodze dał jeszcze Teatr Polski kilka mocnych premier, nawet jeśli budzących spory i sprzeczne oceny: Szekspirowską „Burzę” w interpretacji Dana Jemmetta jako opowieść o kloszardach i wykluczonych z mocną rolą Prospera (Andrzej Seweryn), „Irydiona”, wystawionego dla honoru domu z wielką starannością (świetna ilustracja muzyczna Ola Walickiego, sugestywna scenografia Magdaleny Maciejewskiej, przekonująca rola tytułowa Krzysztofa Kwiatkowskiego) w reżyserii dyrektora – od premiery tego sławnego dramatu rozpoczęła się wszak historia Polskiego – i „Zemstę”, której na afiszu w roku jubileuszowym nie mogło zabraknąć, w reżyserii Krzysztofa Jasińskiego, nawiązującego do wcześniejszej krakowskiej wersji tej arcykomedii, także aktorsko mocną (Seweryn, Olbrychski, Gajewski). Udał się ze wszech miar ten sezon Polskiemu na stulecie, można uważać go za wzorcowy, a jednak to nie Polski był przedmiotem największego zainteresowania stolicy, czyli ważne nie to, co mamy, ale to, czego nie mamy lub nie mamy na pozór. Gdzie jest dyrektor? Otóż nie mamy dyrektora TR Warszawa, bodaj najgłośniejszego za granicą stołecznego teatru, a to za sprawą zakulisowego sporu o pieniądze. Grzegorz Jarzyna nie podpisał podsuwanego mu kontraktu, uznając, że przyznane przez miasto kwoty nie gwarantują teatrowi należnej obecności w życiu teatralnym Warszawy – i nie tylko. Wprawdzie inni dyrektorzy, zwłaszcza teatrów offowych czy komercyjnych, uważają, że Jarzyna (a raczej TR Warszawa) leży na pieniądzach, ale wszystko jest kwestią perspektywy. Tak czy owak, TR Warszawa bez dyrektora (choć z marką dyrektora w tle) ciągle jeździ po świecie, Jarzyna zbiera nagrody (m.in. Prezydenta RP), ale w sezonie jego teatr dał półtorej premiery: „Nietoperza” w reżyserii Kornéla Mundruczó, zaskakujący spektakl o eutanazji, grany jednak rzadko, niemal nieobecny na afiszu, i „Miasto snu” Krystiana Lupy, gigantyczną koprodukcję z Teatrem Dramatycznym i Théâtre de la Ville w Paryżu – prawdę mówiąc, ponadsześciogodzinny teatralny zakalec. Co wyniknie ze sporu o TR Warszawa, nadal nie wiadomo – na razie poległ dotychczasowy dyrektor Biura Kultury, odwołany przez panią prezydent, którą nękano także pytaniami o przyszłość Nowego Teatru Krzysztofa Warlikowskiego (jego budowa się odwleka). Nowy próbuje pracować w warunkach, jakie ma, wprawdzie nie doszło do stołecznej premiery „Kabaretu warszawskiego” z przyczyn od teatru niezależnych, ale we wrześniu odrobimy tę zaległość, którą zdążyli już poznać i przyjąć z zachwytem jako spektakl olśniewający i kultowy Francuzi na festiwalu w Awinionie. Sezon Słobodzianka Cały sezon trwała wojna partyzancka z Tadeuszem Słobodziankiem, który objąwszy Teatr Dramatyczny (połączony z Teatrem na Woli i Laboratorium Dramatu), stał się szefem teatralnego kombinatu, budząc, jak to w Polsce, bezinteresowną zawiść. Pretekstem do walki było niekonkursowe pochodzenie dyrektora, na którego wylewano pomyje albo szczypano go za to, że sobie nie radzi,
Tagi:
Tomasz Miłkowski