Bohaterowie zostali za bramą
– Gdzie są stoczniowcy? – pytano podczas rocznicowych obchodów. Ktoś nie zaprosił, ktoś zapomniał – mówili działacze “Solidarności” – Chcemy być sobą, chcemy być sobą… – wykrzykiwał zapamiętale Jacek Krzaklewski z zespołu “Perfect”. Wtórowała mu cała sala, ponad 300 delegatów i z półtora tysiąca gości zaproszonych na Nadzwyczajny Zjazd “Solidarności”. Hala AWF w Oliwie była strzeżona jak nigdy do tej pory. BOR dwoił się i troił, sprawdzał torby i identyfikatory, ale nie był obojętny na muzykę. Też się gibał ze słuchawkami w uszach, strzegąc równocześnie nieomal całego rządu AWS, który zjechał do Gdańska. Piosenki dla krewniaka i posierpniowego obozu Mariana Krzaklewskiego nie słyszał Lech Wałęsa, bo go już nie było na sali. Nie słyszał też premier Jerzy Buzek, który przybył dopiero na finał koncertu. Zaproszony na scenę znalazł się w objęciach Jana Pietrzaka – satyryka weterana, któremu kiedyś też marzyła się kariera prezydencka i Marcina Wolskiego, dyżurnego tekściarza “potrząsającego sumieniami”. Ewa Dałkowska przełykała łzy wzruszenia, Joanna Szczepkowska po raz kolejny przypomniała, że w telewizji jako pierwsza ogłosiła upadek komunizmu w Polsce. A miasto śpi Gdańsk ospale witał świętowanie z okazji XX-lecia “Solidarności”. Dzień przed uroczystościami pod Pomnikiem Poległych Stoczniowców, tuż obok historycznej Bramy nr 2, samotna kobieta porządkowała zeschłe kwiaty. Złożyli je 14 sierpnia, w rocznicę rozpoczęcia strajków w Gdańsku, stoczniowcy. Na przystanku tramwajowym czekali czterej mężczyźni. – Jutro tu będzie cyrk – skomentował jeden. – Ale bez nas. Stoczniowców nie zaprosili. Zza Bramy nr 2 dochodził potężny huk. Gorączkowo pracowały ekipy montujące metalowe fragmenty do wystawy “Drogi do wolności”, która miała inaugurować trzydniowe sierpniowe święto. Tylko jeden plakat, przypięty do budki stojącej obok wejścia do stoczni, informował o obchodach XX-lecia “Solidarności”. Przed bramą czuwały trzy czarne koty. Następnego dnia wejścia do stoczni strzegli już policjanci, służby porządkowe, organizatorzy z jubileuszowymi plakietkami. Centrum Starego Miasta było oddzielone barierkami od reszty świata. Lokalne władze nie zdążyły nawet poinformować mieszkańców, że ten teren będzie odcięty. I to był jedyny widomy znak, że coś się w Gdańsku rozpoczyna. Na Długim Targu, vis-á-vis Fontanny Neptuna, ustawiono telebim, pod którymi gromadziły się niewielkie grupy ludzi. Transmisja ze stoczni, Dworu Artusa, czy zjazdu “Solidarności” nikogo specjalnie nie zatrzymywała na dłużej. Obojętnie przechodziły grupy turystów. – Nie wiem, po co na urlopie znowu mam oglądać pana Wałęsę czy premiera Buzka. Przyjechałam do Gdańska odpocząć, zwiedzać miasto, a nie słuchać transmisji – irytowała się Joanna Kobiel z Kielc. A starzy bywalcy Królewskiej Drogi, bezdomni i bezrobotni, którzy tutaj przychodzą, by posiedzieć w słońcu, mruczeli wrogo. – Na to mają pieniądze, a dla normalnych ludzi nie. Znowu świętują swoje zwycięstwo – dodał Janusz Krzyżewski, robotnik z “Fosforów”. Straż Miejska interweniowała, by usunąć sprzed Ratusza Głównego Miasta starszą panią, która od wielu już lat chodzi po Gdańsku z bezdomnymi kotami i psami. Zbiera datki na utrzymanie zwierząt. Przypięta na wózku kartka głosi: “Nie do uśpienia, nie do sprzedania”. Ujęło się za kobietą dwóch mężczyzn. – Za chwilę wyjdzie z ratusza premier Buzek, pani nie może tutaj stać – nalegali miejscy strażnicy. Najpierw stocznia Trzeba było przejść przez kilka rozstawionych metalowych bramek, by dostać się do Stoczni Gdańskiej na obchody XX-lecia “Solidarności”. Wpuszczali tylko z zaproszeniami. – Nawet mysz się nie przeciśnie – komentowała Halina Starzyńska, przez wiele lat pracownica stoczni. – Byłam w strajku potrzebna nawet Bogdanowi Borusewiczowi, a teraz nie ma dla mnie miejsca, choć dostałam po grzbiecie “jako element antysocjalistyczny”. Pani Halina stoi z grupą mężczyzn za barierkami. Jest działaczką Stowarzyszenia “Arka”, które nadal broni Stoczni Gdańskiej, bo uważa, że została ona sprzedana z naruszeniem prawa akcjonariuszy do decydowania o losach zakładu. – Rozdali stoczniowcom akcje, które teraz są śmieciami i się z nas śmieją… – krzyczą jeden przez drugiego. – Dla nas dzisiaj nie ma tu miejsca. Już się odbili na naszych grzbietach. Sami garniturowi idą na nie swoje święto… – mówili głośno, ale nikt ich nie słuchał. Ważni goście wjeżdżali samochodami. Policja towarzyszyła wjeżdżającym