Kiedy Brazylia stała się drugim centrum wirusa na świecie, prezydent chce wznawiać rozgrywki piłkarskie Dwa wielkie stadiony piłkarskie, Maracana w Rio de Janeiro i Pacaembu w São Paulo, przekształcone w szpitale dla zarażonych koronawirusem. Ponad pół miliona zakażeń COVID-19 i 30 tys. zgonów. Tak na początku czerwca wygląda Brazylia, drugie, po Stanach Zjednoczonych, największe ognisko wirusa na świecie. A są to przecież tylko dane oficjalne, eksperci twierdzą, że na jedno potwierdzenie zakażenia może przypadać siedem niewykrytych. A według Światowej Organizacji Zdrowia szczyt pandemii Brazylijczycy mają jeszcze przed sobą. Prezydent kontra gubernatorzy Zdani na siebie mieszkańcy faweli produkują środki do dezynfekcji, monitorują zakażonych, walczą z dezinformacją i policją, która, korzystając z pandemii, nasiliła najazdy na dzielnice biedy pod pretekstem walki z baronami narkotykowymi. Brazylia jest jednym z krajów, w których siły bezpieczeństwa mają na koncie najwięcej zabójstw. Tylko w marcu i kwietniu w Rio de Janeiro w interwencjach policyjnych zginęło 290 osób, chociaż część ludności pozostawała zamknięta w domach zgodnie z zalecenien władz, a przestępczość spadła. Głośnym echem odbiła się śmierć 14-letniego João Pedra Matosa Pinta. Była powodem protestu 31 maja przed siedzibą rządu stanowego Rio de Janeiro oraz mobilizacji w sieciach społecznościowych pod hasłem #VidasNegrasImportam (życie czarnoskórych też ma wartość). Nastolatek był w swoim domu w faweli w Rio de Janeiro z innymi dziećmi, kiedy policja dokonała nalotu w celu aresztowania handlarza narkotyków. Jedna z dziesiątek kul przeszyła plecy chłopca. Podobnie jak większość ofiar przemocy brazylijskiej policji był czarny. „Każdy, kto śledzi przypadek Brazylii, kto widzi, jak liczby rosną z dnia na dzień, tydzień po tygodniu, wiedział, do jak tragicznej sytuacji zmierza ten kraj – mówi Anya Prusa, współpracowniczka Instytutu Brazylijskiego w Wilson Center w Waszyngtonie. – To nie jest niespodzianka, ale prawdziwa klęska humanitarna. Nie musiało do niej dojść”. Bo co w tym czasie robią władze? Dowodem może być nagranie z posiedzenia rządu 22 kwietnia, do którego dotarły media. Podczas trwającego ponad trzy godziny spotkania zaledwie parę razy wspomniano o koronawirusie. Prezydent Bolsonaro, który COVID-19 uznawał za zwykłą grypę, a w pandemii doszukiwał się spisku medialnego i wzywał ludność do chodzenia do pracy, bo „Brazylia nie może stanąć”, skupił się na formułowaniu gróźb wobec gubernatorów i burmistrzów uważających, że konieczne są natychmiastowe działania władzy, by zmniejszyć tragiczne skutki wirusa. Gubernatorów São Paulo i Rio de Janeiro nazwał gównem, bo nie ulegli jego presji, gdy zmuszał stany i miasta do rezygnowania z izolacji społecznej i otwarcia przedsiębiorstw, by ożywić gospodarkę tkwiącą od lat w kłopotach. Z prezydentem nie mogli się porozumieć kolejni ministrowie zdrowia. W krótkim czasie z rządu odeszli Luiz Henrique Mandetta i Nelson Teich. Wreszcie na to stanowisko został mianowany gen. Eduardo Pazuello. To już dziesiąty wojskowy w liczącym 23 ministrów rządzie. Wiceprezydent i generał w stanie spoczynku Hamilton Mourão ostrzegł, że Brazylia może stanąć w obliczu chaosu, i oskarżył prasę o pogłębiającą się polaryzację. Według dziennika „Folha de São Paulo” Mourão straszy świat polityczny interwencją wojskową. Oświadczenia byłego generała, dodaje dziennik, „są pożywką dla tezy, że Bolsonaro traktuje pandemię jako narzędzie pogłębienia kryzysu społecznego do stopnia uzasadniającego autozamach stanu”. Od wprowadzenia kwarantanny Bolsonaro uczestniczył w dwóch demonstracjach w Brasílii domagających się zamknięcia Kongresu. Szczury w pałacu prezydenta Dziesiątki szczurów grasują w pałacu Alvorada, oficjalnej rezydencji prawicowego prezydenta Brazylii. Jego krytycy porównują to do ostrego kryzysu w rządzie. „Historia szczurów w Alvoradzie nie może być bardziej symboliczna. W Alvoradzie liczba szczurów rośnie, a liczba fanów prezydenta maleje”, napisał jeden z użytkowników Twittera. Drugi zauważył, że „aby wyeliminować szczury, konieczny będzie impeachment lub rezygnacja prezydenta, w przeciwnym razie gryzonie będą się czuć jak w domu u Króla Szczurów”. Według instytutu badawczego Datafolha 45% Brazylijczyków uważa, że Kongres powinien rozpocząć proces impeachmentu Bolsonara, tylko 3% więcej jest przeciw jego odwołaniu. Były prezydent Fernando Henrique Cardoso, zwykle umiarkowany w osądach, nie ma wątpliwości: „Jair Bolsonaro musi odejść, prezydent kopie sobie grób. Niech zrezygnuje, zanim zostanie do tego zmuszony”. Opinię Cardosa