Bomba Drogiego Przywódcy

Bomba Drogiego Przywódcy

Podziemna eksplozja ma zwiększyć zaufanie północnokoreańskich generałów do dyktatora Dziewiątego października o godz. 3.39 czasu polskiego sejsmografy chińskie, japońskie i rosyjskie zarejestrowały na północno-wschodnim krańcu Półwyspu Koreańskiego wybuch o przeliczeniowej mocy od 550 do 1000 ton TNT. Koreański nuklearny wybuch obwieścił nadejście nowej ery w światowym układzie stosunków międzynarodowych. Prawdopodobnie ta nowa fala będzie nośnikiem napięcia. Nie można też wykluczać w skrajnym przypadku nawet wybuchu wojny. Czy tylko drugiej koreańskiej? Półwysep Koreański od dawna stanowił jeden z problemów, a równocześnie punktów zapalnych świata. Do hegemonii nad jego obszarem rościły sobie tradycyjnie pretensje Chiny, kilkakrotnie w dziejach również Japonia. Silne były tu też wpływy rosyjskie, a później radzieckie. Koreańczycy zbliżeni cywilizacyjnie i kulturowo nie tyle do Chińczyków w rozumieniu ludności Han, ile raczej do Mandżurów też starali się, różnymi zresztą sposobami, uzyskać niezależność lub co najmniej autonomię. Po okresie dość ciężkiej i obfitującej w czyny graniczące z ludobójstwem okupacji japońskiej przyszło wyzwolenie. Na nieszczęście dla Koreańczyków południe kraju wyzwoliły wojska amerykańskie, północ zaś armia radziecka. Model wynikający z wyzwolenia został potem utrwalony w postaci systemu politycznego. Bo oczywiście Korea miała zostać krajem niepodległym i zjednoczonym, tyle że zarówno Rosjanie, jak i wspierający ich „czerwoni” Chińczycy byli zainteresowani, żeby ten obszar przyjął model budowy socjalizmu, natomiast Amerykanie chcieli na tym terenie wdrożyć model demokracji zachodniej. Odbyły się wybory, wybuchły również lokalne rozruchy, a nawet walki. Ale w konsekwencji powstały dwa niezależne państwa. Korea Południowa z zachodnim systemem politycznym – co prawda, bardziej w sferze teorii – i socjalistyczna Korea Północna. Mimo geograficznej bliskości losy obu państw koreańskich potoczyły się zupełnie innymi torami. Korea Południowa po wielu perturbacjach związanych również z osobami kolejnych przywódców – najczęściej wojskowych – jest, można powiedzieć, krajem, który w znacznym stopniu spełnia wymogi państwa demokratycznego. Nie można zapomnieć również, że jest obecnie jednym z najbardziej rozwiniętych gospodarczo i technologicznie państw świata. Ale to jeden aspekt. Na jej terytorium stacjonuje w dalszym ciągu poważny kontyngent wojsk amerykańskich. W roku 2005 – 38 tys. Ale w przeszłości było tych wojsk znacznie więcej. Amerykańskie siły zbrojne stanowią gwarancję niepodległości tego państwa. Bo agresja z północy w dalszym ciągu jest możliwa… Oczywiście w innych aspektach i warunkach. Korea Północna jest dzisiaj najbardziej ortodoksyjnym krajem komunistycznym. Ukochamy Wódz, Kim Ir Sen, a teraz jego syn, Drogi Przywódca Kim Dzong Il, popadli w coraz bardziej archaiczny system ideologiczny i polityczny, który wciąż jest kontynuowany. Całe społeczeństwo tego kraju przypomina swego rodzaju obóz wojskowy. Obywatelom Korei Północnej nie wolno słuchać obcych rozgłośni, oglądać zewnętrznych programów telewizyjnych itp. Nie mają do tego zresztą technicznych możliwości. Odbiorniki radiowe – przypominają słynne i u nas „kołchoźniki” z lat 50. Mogą odbierać tylko jedną stację radiową – Radio Phenian. A tam przez całą dobę lecą programy wychwalające wielkie dokonania narodu pod kierunkiem wielkiego wodza… Kim Ir Sen stopniowo osłabiał więzi zarówno z ZSRR, jak i z Chinami. Te państwa potrzebowały Korei Północnej do szachowania Japonii, Tajwanu, a nawet lokalnych interesów amerykańskich. Ale… właśnie, ale. O ile Kim Ir Sen chciałby się ograniczyć do roli lokalnego wodza, wszystko byłoby jeszcze zrozumiałe. Ale on miał swoje wielkie ambicje. A zarówno Rosjanie, jak i Chińczycy dobrze znali jego skryte, ale wielkie pomysły ukryte w ideach „dżucze”. Korea Północna nie wyrzekła się nigdy zamiaru agresji na południe, „wyzwolenia” całego półwyspu. Nie wygasły również jej ukrywane pretensje do południowej części Mandżurii. W okresie, kiedy w Pekinie władzę sprawował wielki pragmatyk Teng Siao-ping, drogi Chin i Phenianu zaczęły się rozchodzić już w sposób widoczny. Ale północna Korea była i nadal jest potrzebna. Zarówno Rosji, jak i Chinom. Jako stały, chociaż labilny element nacisku na całym Dalekim Wschodzie. Rosja chce przecież zachować również w tym rejonie pozycję mocarstwa, a Chińczycy ją zyskać. Dlatego programowa antyamerykańskość poprzedniego i obecnego dyktatora Korei Północnej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 42/2006

Kategorie: Świat