Boniek twardszy niż beton

Boniek twardszy niż beton

Każdy, kto myśli i działa inaczej niż prezes PZPN, jest uważany za wroga i beton. Ale logicznie rozumując… Po czerwcowym zjeździe PZPN zewsząd atakowały nas informacje, że – po pierwsze – Zbigniew Boniek zderzył się z betonem w PZPN, po drugie – Zbigniew Boniek jest zawiedziony postawą Romana Koseckiego, po trzecie – Zbigniew Boniek poinformował na Twitterze, że sprawa nowego statutu nie będzie już podejmowana. W jednym z internetowych komentarzy czytamy: „Prezesowi związku nie udało się przeforsować nowego statutu. Nowe pomysły nie miały szans w starciu z betonem w PZPN, który, jak widać, całkiem dobrze się trzyma. Części działaczy zależy, by zostało utrzymane status quo. Zbigniew Boniek był wściekły po głosowaniu”. Z zadziwiającą troską zajmowano się stanem ducha prezesa PZPN, ale nikt nie przyjrzał się drugiej stronie medalu. Boniek zawiedziony postawą Romana Koseckiego… Chyba lepiej było się zastanowić, dlaczego Kosecki oraz ponad 70 innych delegatów byli zawiedzeni dotychczasową postawą Bońka. „Jak się panu pracuje w PZPN?”, zapytał Stefan Szczepłek („Rzeczpospolita”, 9 lipca 2013 r.) wiceprezesa ds. szkolenia Romana Koseckiego. Ten odpowiedział: „Szczerze? Średnio. Jestem pomijany, a krytykuje się mnie, sugerując, że jestem betonem”. „Z czego to wynika?”, padło kolejne pytanie. Kosecki: „Nie wiem, ale zaczęło się przed kilkoma miesiącami, a apogeum nastąpiło po czerwcowym zjeździe PZPN. Miałem inne zdanie niż Zbigniew Boniek na temat zmian w statucie, więc zostałem przez niego publicznie skrytykowany. Problem w tym, że zdanie podobne do mojego miało 98% delegatów. Nie poparli oni propozycji zmian, dotyczących m.in. liczby delegatów na kolejne zjazdy, co wiąże się z reformą rozgrywek Ekstraklasy i pierwszej ligi. Zgodnie z propozycjami miałoby się to odbyć kosztem okręgów. Nie udało się także przeforsować projektu zakazu kandydowania do władz związku czynnych polityków”. „Widzę trochę sensu w tych propozycjach”, stwierdził Szczepłek. Kosecki: „To rozmawiajmy o nich. Prezes zachował się jak władca, któremu wydaje się, że jego pomysły są jedynymi słusznymi i nie podlegają dyskusji. Delegaci pochodzą z wyboru i nie są maszynkami do głosowania. Mają swoje zdanie i nie boją się go przedstawiać. Nie można nazywać ich wrogami tylko dlatego, że nie podzielają poglądów szefa. Można im zaproponować zmiany, ale nie wolno ich narzucać, a potem obrażać się na tych, którzy myślą inaczej. Mnie to tym bardziej boli, że w atakach biorą udział członkowie Komisji Medialnej PZPN albo dziennikarze do specjalnych poruczeń, których nie tylko ja nazywam pinczerami”. Demokracja odgórnie sterowana Obecny prezes PZPN wyrocznią w ocenie postaw i działania innych? A niby z jakiej racji? Chyba wyłącznie prawem kaduka. Kierowanie największym związkiem sportowym w Polsce to naprawdę niełatwa umiejętność. Czerwcowy zjazd nie okazał się zdyscyplinowanym zgrupowaniem. Czasy „radosnej i spontanicznej” jednomyślności, jakie marzą się Bońkowi, już minęły, a co ważniejsze – nie wrócą. Za sposób sprawowania funkcji krytykują Zibiego nawet najwierniejsi zwolennicy. Jak bowiem widać, szef PZPN mimo wieloletniej zażyłości z prezydentem UEFA Michelem Platinim niczego się od niego nie nauczył. Zwłaszcza niełatwej sztuki podążania drogą kompromisu. Co to oznacza, nie będę takiemu światowcowi jak pan Boniek tłumaczył, bo najzwyczajniej nie wypada. Zastanawia jedno – prezes związkowej centrali ostatnio wielokrotnie powtarzał w pozjazdowych wypowiedziach, że nie ma zgody na kręcenie lodów. I to jest bodaj istota problemu – taka insynuacja, bez wskazywania palcem, że kto nie podziela poglądów prezesa, ten nie tylko myśli inaczej, po staremu, ale, co gorsza, coś tam kręci. Zapewne jakieś lody, tyle że nie znamy ich smaku. Prezes „dorzuca do pieca” („Piłka Nożna” nr 26): „Niektórzy ludzie nie zauważyli, że związek się zmienia, dlatego myślą i chcą działać po staremu w nowych czasach. Chcą, żeby doły miały strategiczny wpływ na górę. A tak na pewno podczas mojej kadencji w PZPN nie będzie”. Wszystko zatem jasne – demokracja, i owszem, ale odgórnie sterowana. Podczas czerwcowego zjazdu PZPN powróciła dawna śpiewka o betonie i leśnych dziadkach. To, można powiedzieć, lejtmotyw w piłkarskiej działalności. „Nowy prezes powiedział o mnie, że będę stanowił resztkę betonu w nowym zarządzie, a ja to potraktowałem humorystycznie, z uśmiechem”, oświadczył tuż po zjeździe Eugeniusz Nowak, wybrany na wiceprezesa PZPN bydgoski baron,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2013, 39/2013

Kategorie: Sport