Elitarna formacja chroniąca polskich polityków przeżywa wstrząsy strukturalne i ludzkie. Na szczytach zaczyna się seria dymisji Granatowy znaczek Biura Ochrony Rządu w klapie to w wielu środowiskach element prestiżu. Także coś, co pobudza ludzką wyobraźnię. Młodzi mężczyźni w ciemnych okularach, otaczający najważniejszych polityków, wydają się zwykłym ludziom rodzimymi Rambo albo Schwarzeneggerami. Mit podtrzymują nawet strony internetowe poświęcone BOR. Na jednej z nich można przeczytać: “Dzień powszedni żołnierza BOR to przede wszystkim ćwiczenia i bezustanne dbanie o swoją kondycję”. Sami BOR-owcy uśmiechają się często, kiedy czytają takie peany pod swoim adresem. W salach gimnastycznych i siłowniach części oficerów BOR nikt nie widział od lat. Zresztą ostatni miesiąc wyjątkowo nie służył w BOR zajmowaniu się kondycją fizyczną. Funkcjonariusze BOR musieli do 30 kwietnia podjąć decyzję, czy po przekształceniu tej jednostki w nową formację policyjną będą chcieli w niej zostać, czy też złożą wnioski o tzw. wojskowe emerytury (wcześniej BOR był oddziałem wojskowym JW 1004). Wielu ociągało się z tym, inni od razu demonstracyjnie podpisali odpowiednie papiery, by – jak przyznawali – móc wreszcie głośniej powiedzieć, co myślą o swoim miejscu pracy i porządkach panujących w dowództwie BOR. – Dopóki rządzić tu będą Gawor (gen. Mirosław Gawor jest szefem BOR) i spółka, a na awanse będzie mogła liczyć głównie kolumna transportu, czyli tzw. kierowcy, nie warto tutaj pracować – można było usłyszeć. W kwietniu na huśtawkę nastrojów wpłynęło też ogłoszenie zwolnienia przez min. Biernackiego (BOR podlega MSWiA) pierwszego zastępcy szefa BOR, płk. Jana Włocha i szefa sztabu jednostki, gen. Ulatowskiego. Rozbita została bowiem sławna “czwórka do brydża”. Od lat politycy znający kulisy tej służby powtarzają, że wszystkimi sznurkami w elitarnym klubie BOR pociągało czterech ludzi: wspomniani już Gawor i (zwolniony z pracy) Włoch, a także płk Leszek Woźniak i płk Marek Janicki. Sprawa gen. Ulatowskiego jest innego gatunku. Ulatowski pochodził z tzw. Jednostek Nadwiślańskich, które – niczym kukułcze jajo – podrzucono BOR rok temu. Do niespełna tysiąca ludzi z BOR doszło 4 tys. żołnierzy ochraniających na co dzień ambasady, gmachy rządowe itd., czyli, w slangu wojskowo-policyjnym, “krawężników”. Szeregowi “nadwiślańczycy” znaleźli się od razu w odstawce, ale kadra kierownicza wykazała podobno wielkie umiejętności w zespołowej grze o stanowiska. Posady w ważnych oddziałach BOR tracili doświadczeni funkcjonariusze tej formacji, a zdobywali je klasyczni wojskowi bez żadnego przygotowania do ochraniania VIP-ów. Oficerowie BOR mówią, że Gawor godził się na to, bo pozbywał się w ten sposób niezadowolonych i potencjalnych rywali. Niewykluczone jednak, że gen. Ulatowski przesadził w koleżeńskich przysługach, albo zwolnienia na szczycie BOR były transakcją wiązaną: jeżeli Włoch idzie w odstawkę, to także jeden z liderów “nadwiślańczyków”. Wróćmy jednak do dymisji płk Włocha, bo to ona wywołała najwięcej emocji. Zastępca szefa BOR uchodził za najbliższego kolegę Gawora, a na dodatek w ub. latach nieraz demonstrował swoją lojalność i przywiązanie do AWS. Co mu zatem zaszkodziło? Bez wątpienia nie były to publikacje “Nie”, które w ub.r. opisało rozmaite nieprawidłowości w BOR, zwłaszcza w pionie podległym Włochowi. Chodziło wówczas nie tylko o kontakty rozmaitych funkcjonariuszy z osobami z przestępczego półświatka, ale także o typowanie przez płk. Włocha do ochrony poszczególnych VIP-ów osób według niejasnych zasad. Kto dobrze żył z Włochem, ten dostawał dobre przydziały, kto nie zgadzał się z jego decyzjami, dostawał (oficerowie) pracę na wartowni. Jeden z wyższych oficerów poszedł w odstawkę z rozkazu Włocha tylko dlatego, że nie chciał wysłać z jedną z najważniejszych osób w państwie kelnera, którego podsuwał mu zastępca szefa BOR. Oczywiście min. Biernacki nie tym się kierował. Plotka, jaka krąży po MSWiA mówi, że dymisje to zemsta UOP. Jakiś czas temu UOP zażądał, by funkcjonariusze BOR ochraniali budynki tej instytucji. Szefowie BOR uznali to jednak za przesadę: na brak pieniędzy i etatów (także dla służb wartowniczych) podopieczni min. Pałubickiego narzekać przecież nie mogą. W tej sytuacji UOP miał wyciągnął teczki i papiery, jakie zdążył zebrać na szefów elitarnej jednostki. Co mógłby znaleźć UOP na dowódców BOR, którzy dbają o bezpieczeństwo najważniejszych
Tagi:
Grzegorz Zybura