Znaleziono chorobę powszechniejszą niż rak, choroba wieńcowa czy cokolwiek, na co można zapaść. Nazywa się ona ryzyko Stany Zjednoczone mają 320 mln mieszkańców. Według amerykańskiego National Center for Health Statistics mniej więcej połowa dorosłych idzie rano do szafki z lekami (…). Leki na receptę przyjmuje się w coraz większych ilościach. W roku 2000 tylko 8% dorosłych brało pięć lub więcej takich leków, a w ciągu niecałych 20 lat ta liczba wzrosła ponaddwukrotnie. Nie oznacza to jednak, że nagle w tym czasie tak bardzo wzrosła zachorowalność. Owszem, jako społeczeństwo jesteśmy starsi i nieco tężsi, ale obserwowany skok sprzedaży leków na receptę znacznie przewyższa potrzeby. Lekarstwa przyjmują wszystkie grupy socjoekonomiczne, ale biali i bogaci bez latynoskich korzeni biorą ich około dwukrotnie więcej niż biedni Amerykanie pochodzenia meksykańskiego, chociaż ze względu na skutki zdrowotne życia w ubóstwie powinno być odwrotnie. Epidemiolodzy nazywają to zjawisko latynoskim paradoksem. Głównym oparciem przemysłu farmaceutycznego jest tzw. wielka trójka: depresja, cukrzyca i choroby otępienne. Ale najszybciej na świecie rośnie sprzedaż statyn, grupy leków stosowanych do obniżania stężenia cholesterolu. Statyny stanowią klucz do zrozumienia, skąd się wziął taki wzrost sprzedaży leków na receptę. Po udarze trafiłem do szarej strefy pomiędzy słonecznymi wyżynami zdrowia a ciemną i głęboką doliną choroby. To właśnie z szarej strefy pochodzi coraz więcej przychodów przemysłu farmaceutycznego. Nic dziwnego, że dążył on do maksymalnego jej poszerzenia i pełnego wykorzystania potencjału drzemiącego w chorobach. W tych poszukiwaniach przedstawiciele branży doznali objawienia – jest przecież mnóstwo niesprecyzowanych lęków i nerwic związanych ze współczesnym życiem i wystarczy je przemianować na możliwe do leczenia zaburzenia zdrowotne. I tak mamy teraz znacznie więcej chorób niż 50 lat temu. Doznawszy udaru, znalazłem się w dolnej części pogórza szarej strefy, gdzie leki należy przyjmować jako „rozsądny środek prewencyjny”. Ale miliony ludzi na świecie przyjmujących statyny nigdy nie miało udaru. Dlaczego więc przepisuje się im te preparaty? Kilka dni po wypisie ze szpitala spytałem o to konsultanta, który się mną opiekował. „Chcesz znać oficjalne stanowisko czy dowiedzieć się, co ja myślę?”. Jedno i drugie. „No dobra. Oficjalnie to nawet jeśli ryzyko następnego udaru wynosi u ciebie ok. 0,05%, powinieneś brać statyny do końca życia”. A co z wszystkimi innymi? „Jakieś 10 lat temu nastała era firm farmaceutycznych, które dostały carte blanche, żeby rozdawać lekarzom statyny nie tylko na udary, ale na wszystko. No i teraz je przepisujemy jak słodycze każdemu po czterdziestce w ramach profilaktyki. Sprzedaje się je pacjentom tak rutynowo, jak rutynowo stosujesz odmrażacz do szyb w samochodzie czy wyciągasz liście z odpływu. Ale nie wiemy, na kogo one działają – ciągnął. – To może być niecałe 5%, a 95% łyka je niepotrzebnie. Ale jedno jest pewne. Jest ktoś, kto na tym korzysta, i tym kimś jest branża farmaceutyczna”. (…) FDA W Stanach Zjednoczonych od dawna istnieją ścisłe wzajemne powiązania pomiędzy branżą spożywczą, branżą farmaceutyczną oraz organami kontroli ich obu. (…) W 1980 r. uniwersytetom amerykańskim zezwolono na opatentowywanie opracowanych przez siebie leków i wprowadzanie ich na rynek. Zapewniła im to Ustawa Bayha-Dole’a mająca na celu umożliwienie uczelniom, organizacjom non profit, a nawet małym przedsiębiorstwom korzystającym z dofinansowania federalnego na konkretne innowacje lub wynalazki, uzyskanie na nie patentu, a następnie komercyjne jego wykorzystywanie. Teoretycznie oznaczało to, że odtąd uniwersytety mogą konkurować z firmami farmaceutycznymi w dziedzinie produkcji lekarstw, ale w rzeczywistości wyglądało to inaczej. (…) W 2016 r. badaczka Catherine Kirby na zlecenie McNair Center opracowała raport na temat wpływu Ustawy Bayha-Dole’a na uniwersytety. Odkryła, że uczelnie jeszcze przed uchwaleniem tej ustawy badały możliwości patentowania swoich odkryć, żeby móc je spieniężać i uzupełniać braki wynikające z obcięcia funduszy federalnych. Sama ustawa niewiele pod tym względem zmieniła. Natomiast bardzo wyraźną jej konsekwencją, twierdzi Kirby, było umocnienie relacji finansowych pomiędzy uniwersytetami a branżą farmaceutyczną. Uczelnie mogły teraz otrzymywać od firm farmaceutycznych pieniądze na badania, które wspierały wnioski tych przedsiębiorstw w sprawie rejestracji nowych leków przez Agencję Żywności i Leków (FDA). Peter Rost, który był wysokiej rangi menedżerem ds. marketingu leków w Pharmacii,