Na wrocławskich Jatkach jest rzeźba upamiętniająca rzeź zwierzaków. Na bruku stoją tłusta, złota świnka, koza, gęś, a nawet leży gładziutkie gęsie jajo połyskujące w słońcu – chciałoby się powiedzieć – jak psu jajca. To ulubione miejsce fotograficzne turystów i – ma się rozumieć – frajda dla dzieciaków, które ze wściekłą radością ujeżdżają ów inwentarz. Przechodząc tamtędy ostatnio, usłyszałam skargę jakiegoś młodzieńca, który jęczał: „Mamo, a Wojtuś chce jechać na jajku”. Zbliżały się już święta wielkanocne i wszystko było z jajkami i o jajkach. Jaja czekoladowe w spożywczaku, szklane jajeczka w sklepie z porcelaną, lekkie styropianowe w shopie Wszystko za 5 zł. Jajka w internecie i jajka na kartkach. Oho, pewnie i studia tatuażu mają kolorowe jajca w świątecznej ofercie. Można by było chlasnąć sobie na klacie trzy duże pisanki i zrobić rodzinie wspaniałą niespodziankę, znienacka obnażając się przy śniadaniu. Co by to była za radość! Jajka przed świętami stają się ekspansywne, zaborcze, wkrótce następuje wrogie przejęcie mediów, billboardów i w ogóle przestrzeni publicznej. Za chwilę w programach informacyjnych jajo będzie gadało z jajem. Oba w krawatach, oba będą mówić: „Ja panu nie przerywałem”. „Kropkę nad i” poprowadzi jajko w rajstopach z siateczki, w bajecznym make-upie, w „Loży prasowej” zasiądą mądre jaja w okularach: z żółtkiem po prawej i z żółtkiem po lewej stronie. W „Kawie na ławę” któreś strzyknie żółtkiem, inne jajka z dowcipem i lekkością wdzięcznie się zatrzęsą. Jedno się dziwnie nadyma, och! Zaraz mu pęknie skorupka i wyleje się na podłogę! Sądzę, że te obsesyjne obrazy wynikają z dobrego marketingu jaj. Jeszcze kilka lat temu obowiązywał pogląd o trującym żółtku, od którego niejednemu miał skoczyć cholesterol. Chłopcy z siłowni siadali więc przy stole i gawędząc o najnowszych odżywkach, wydłubywali śliczne żółtka z jaj. Na końcu rytualnie konsumowali wydrążone białka. Teraz żółtko okazuje się skarbnicą mikroelementów, potentatem witamin! Wszyscy znów żrą żółtko. Smak żółtka nastraja mnie nostalgicznie i przypominam sobie, jak siedzieliśmy z ojcem przy stole, robiąc wydmuszki, co było ekscytującą przygodą, gdyż dziubana cyrklem skorupka mogła w każdej chwili ulec całkowitej zagładzie! Poza tym trzeba było uważać, by nie wciągnąć przypadkiem tego, co właśnie, nadymając policzki, należało wypchać: owej wstrętnej mazi, która wyglądała jak krochmal, smakowała jak krochmal i kto wie, może w ogóle była krochmalem. Potem podbieraliśmy matce lakier z brokatem i próbowaliśmy przyozdobić wydmuszki. Niestety, zwykle efekt był taki, że wyglądały jak osrane, czyli dość naturalnie. Pamiętam też podbieranie jaj na wsi u babci, tę konspiracyjną atmosferę świętokradztwa, kiedy pod nieobecność kury zanurzałyśmy ręce w słomie i wyciągałyśmy ostrożnie świeżo utoczone kulki. Babcia zresztą potrafiła bezceremonialnie wywalić z własnego gniazda taką kurkę, żeby ją oskubać z jaj. – Czy tam jest kurczaczek, babciu? – Przyłóż do ucha, kochanie, jeśli słyszysz, jak oddycha, jak kwili, to jest. Czasami macałyśmy po ciemku, grzebałyśmy w słomie, a kurze wszy spokojnie wskakiwały na nas, miały na to czas. Jajka kojarzą mi się nie tylko z wczesnym dzieciństwem. Jedną z naszych ulubionych zabaw w okresie podstawówki było obrzucanie jajami tramwaju linii numer 17, który przesuwał się zachęcająco pod nasypem. Byliśmy – jak to dzieci – okrutni, obserwując przerażenie pasażerów, którzy kulili się za szybami. Niektórzy z nas specjalnie wsiadali do tego tramwaju, żeby z bliska rozkoszować się popłochem podróżnych. Tak, rebeliancka rozkosz dzieciaków jest, cóż, jest rozkoszą. Czy Wojtuś z początku tego tekstu też ją czuł? Wojtuś, który jako środek komunikacji wybrał jajko, być może w proteście przeciwko zwolnieniom w mediach? W proteście przeciw mieszczańskim kategoriom piękna? Albo ponieważ jajko było małe, cudnie gładkie, a jemu się nudziło i wiedział, że za chwilę skończy w jakiejś pizzerii. I tego Państwu życzę na święta: subwersywnych, buntowniczych jaj, zamiast jaj ze styropianu. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint
Tagi:
Agnieszka Wolny-Hamkało