Bronisław Łagowski o „Duchu i bezduszności Trzeciej Rzeczypospolitej”

Bronisław Łagowski o „Duchu i bezduszności Trzeciej Rzeczypospolitej”

Spójny myślowo, bezlitośnie krytyczny obraz III RP jako kraju potężnej ofensywy idei coraz bardziej sprzecznych z europejską kulturą polityczną Tom niniejszy zawiera eseje Bronisława Łagowskiego publikowane w latach 1999-2005 na łamach „Przeglądu” i jego poprzednika, „Przeglądu Tygodniowego”. Były one zawsze bardzo cenione przez czytelników obu tych pism, a zauważane i szanowane przez wszystkich, jak sądzę, niezależnych obserwatorów polityki polskiej. Zebranie ich pod jedną okładką, i to w układzie nie chronologicznym, lecz tematycznym, nadaje im jednakże jakby nową jakość. Autor wyznaje w słowie wstępnym, że było to jego świadomym zamiarem: „Teksty zawarte w tej książce pisane były z zamysłem, że mają się składać na spójną całość” (XIV). Zamysł ten powiódł się. Z pozornie ulotnych, okolicznościowych tekstów, traktowanych jako felietony, powstał spójny myślowo, bezlitośnie krytyczny obraz III RP – nie jako idealizowanego dziś przeciwieństwa IV RP, lecz jako kraju potężnej ofensywy idei coraz bardziej sprzecznych z europejską kulturą polityczną, coraz bardziej grożących staczaniem się w „archaizm i barbarzyństwo”. Mimo oporu szeregu wpływowych postaci i środowisk ofensywa ta przybierała na sile, nie napotykając mocnego, zdecydowanego oporu. Zdaniem Łagowskiego, było to nieuchronnym rezultatem absolutyzowania przez „obóz postsolidarnościowy” tzw. historycznego podziału z okresu stanu wojennego. Wojujący antykomunizm, kreujący „postkomunistów” na głównego wroga demokracji, spychał cały „obóz postsolidarnościowy” na pozycje coraz bardziej prawicowe, zmuszając liberalnych demokratów do wikłania się w nienaturalne sojusze (np. sojusz UW z AWS, czyli z ks. Rydzykiem) oraz do totalnego izolowania „postkomunistycznej” lewicy, najbardziej zainteresowanej przecież utrzymaniem demokratycznych reguł gry. „Postkomuniści” zaś, ulegając zmasowanej presji połączonej z szantażem moralnym, zatracili zdolność formułowania znaczących alternatyw. W ten sposób dokonywała się erozja historycznego kompromisu Okrągłego Stołu. Adam Michnik, coraz bardziej odosobniony w obronie tego kompromisu, odnotował już w roku 1993, że cała nowa elita polityczna uznała za fundament swej tożsamości tezę, że „okres PRL był formą sowieckiej okupacji, a PZPR – organizacją zdrajców i kolaborantów z obcym mocarstwem” („Im gorzej, tym gorzej”, „Gazeta Wyborcza”, 25-26.09.1993). W momencie napisania tych słów było w nich odrobinę przesady, czego dowodem był m.in. sam Redaktor „Gazety Wyborczej”. Co ważniejsze, skrajny „antykomunizm bez komunistów” (bo tak należało to nazwać) spotykał się z oporem znacznej części elektoratu, a umiarkowane skrzydło „obozu posierpniowego” kierowało się priorytetami liberalno-demokratycznymi. W roku 1997 udało się jeszcze uchwalić przy współudziale „postkomunistów” liberalno-demokratyczną konstytucję. Wkrótce potem jednak prokonstytucyjna Unia Wolności zawarła sojusz z AWS Mariana Krzaklewskiego, który porównywał konstytucję do „nawały bolszewickiej”. Sytuacja powtórzyła się przy realizacji kolejnego wielkiego celu demokratycznych przemian, czyli przystąpienia Polski do UE. Udało się to osiągnąć rządowi „postkomunistycznemu”, ale nie zaowocowało złagodzeniem „zimnej wojny domowej” w Polsce. Przeciwnie: właśnie wtedy postsolidarnościowi antykomuniści wykorzystali niefortunną „aferę Rywina” dla zmobilizowania wszystkich sił w walce o totalną dyskredytację i marginalizację swego „historycznego przeciwnika”. Łagowski postrzegał sytuację klarownie. Już na rok przed „aferą Rywina” („Przegląd”, 21.06.01) wyraźnie widział, kto staje się przywódcą solidarnościowej prawicy i jaki byłby jej program po zdobyciu władzy. Pisał o tym: „Społeczeństwu zostałby narzucony podział na naród solidarnościowy z jednej strony i „przestępczych” „komunistów”, czyli SLD, z drugiej. Polityka zostałaby zastąpiona policyjnością, opozycja byłaby dopuszczalna jedynie wewnątrz obozu solidarnościowego, zaś SLD jako „komunizm” zostałby desygnowany na organizację przestępczą. Kaczyński nie jest jedynym, który ma takiego ćwieka w głowie, to samo miał Krzaklewski, cała solidarnościowa prawica na to cierpi” (s. 5). Spektakularnym potwierdzeniem tej diagnozy stała się preambuła do ustawy lustracyjnej z 18.10.2006 r., określająca PRL jako państwo zbrodnicze, związane bowiem z „totalitarnym komunizmem” traktowanym jako „absolutne zło”. Jeden z sędziów Trybunału Konstytucyjnego, który ustawę tę zakwestionował, Bohdan Zdziennicki, trafnie zwrócił uwagę, że preambuła ta jest „zupełnie niecodzienną konstrukcją prawną”, uzasadniającą praktyki sprzeczne z preambułą do konstytucji 1997 r., która gwarantuje wszystkim obywatelom Rzeczypospolitej prawa obywatelskie, poszanowanie wolności, dialog społeczny (a więc przeciwieństwo stygmatyzacji) i obowiązek solidarności z innymi. O stosunku Łagowskiego do PRL pisałem niedawno zarówno w „Przeglądzie” (11.02.2007),

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 28/2007

Kategorie: Opinie