Znany dom wydawniczy gorliwie współpracował z nazistami Mroczny sekret był ukrywany przez 50 lat. Światowe imperium medialne zostało zbudowane na kłamstwie pisze brytyjski dziennik „The Independent”. Druzgoczący raport komisji historyków nie tylko ujawnił szczegóły gorliwej współpracy domu wydawniczego Bertelsmann z hitlerowskim reżimem, ale przedstawił dowody, że przedsiębiorstwo zatrudniało podczas wojny robotników przymusowych z getta w Wilnie, a prawdopodobnie także w Rydze. Dzięki kolaboracji z nazistami małe, prowincjonalne wydawnictwo z Gütersloh w Westfalii drukujące głównie literaturę religijną i moralizatorską, modlitewniki, śpiewniki, zbiory kazań itp. osiągnęło w III Rzeszy niewiarygodny wprost sukces. Stało się głównym dostawcą książek dla żołnierzy Wehrmachtu i SS. W latach 1939-1945 Bertelsmann sprzedał, głównie wojskowym odbiorcom, za pośrednictwem poczty polowej ponad 19 mln książek, o 5 mln więcej niż Franz Eher, centralne wydawnictwo NSDAP. Była to często literatura szowinistyczna, gloryfikująca wojnę i podtrzymująca wiarę w zwycięstwo. Tytuły mówią same za siebie: Góra krwi, Z bombami i karabinami maszynowymi nad Polską, Czołgi na wroga. Niezależna Komisja Historyków mówi o rekordowym wzroście zysków. I rzeczywiście: jeśli w 1925 r. obroty Bertelsmanna wynosiły 745 tys. marek, to w 1939 r. ponad 3 mln, zaś dwa lata później ponad 8 mln. Przez powojenne dziesięciolecia koncern przedstawiał jednak całkowicie odmienną wersję historii, podając się za ofiarę nazistowskich represji. W czerwcu 1998 r. ówczesny szef wydawnictwa, Thomas Middelhoff, odbierając w Nowym Jorku nagrodę Vernona A. Waltersa ustanowioną także przez Amerykański Komitet Żydowski stwierdził, że Bertelsmann jako jedno z nielicznych nieżydowskich wydawnictw w III Rzeszy było poddawane bezlitosnym prześladowaniom i naciskom. W końcu zostało zamknięte, prowadziło bowiem opozycyjną politykę wobec reżimu. Jestem szczęśliwy, że mogę pracować w wydawnictwie, które zawsze działało na rzecz wolności religii i ras. Podczas II wojny światowej wydawaliśmy książki, które zostały uznane przez III Rzeszę za wywrotowe. Istnienie Bertelsmanna było zagrożeniem dla nazistów, głosił Middelhoff. Już w październiku 1998 r. Hersch Fischler, niezależny historyk i socjolog z Düsseldorfu, opublikował na łamach szwajcarskiego tygodnika Weltwoche demaskatorski artykuł, sugerując, że oficjalna historia medialnego giganta nie odpowiada prawdzie. Temat podjęły niemieckie media. Bertelsmann usiłował za pomocą zakulisowych nacisków zatuszować sprawę, początkowo nie bez powodzenia. Pytania zaczęła jednak stawiać także prasa amerykańska. W tej sytuacji władze koncernu, który 30% swych światowych interesów prowadzi w USA, musiały przerwać milczenie. W grudniu 1998 r. Middelhoff zgodził się na powołanie Niezależnej Komisji Historyków (IHC), która otrzymała nieograniczony dostęp do archiwów i wszelkie pełnomocnictwa. W skład tego gremium weszli historycy Saul Friedländer i Norbert Frei, teolog Trutz Rendtorff oraz historyk literatury Reinhard Wittmann. Intensywne badania w archiwach od Londynu po Rygę komisja prowadziła niemal cztery lata. Świadków wydarzeń sprzed ponad pół wieku poszukiwano za pośrednictwem ogłoszeń prasowych i Internetu. Wstępny raport IHC opublikowała w styczniu 2000 r., ostateczny zaś, na 794 stronach, w formie książki Bertelsmann w III Rzeszy, którą przedstawiono podczas tegorocznych międzynarodowych targów we Frankfurcie. Analizy raportu objęły okres od 1921 r., kiedy na czele wydawnictwa stanął Heinrich Mohn, aż po pierwsze lata powojenne. Mohnowie byli wiernymi cesarzowi konserwatystami, pragnęli wychowywać naród w tradycjonalistycznych wartościach protestantyzmu, przeciwstawiali się nowoczesnym prądom politycznym i społecznym wynikającym z filozofii oświecenia. Aby trafić do szerszego kręgu odbiorców, Heinrich Mohn obok literatury religijnej zaczął wydawać także książki beletrystyczne, często w duchu völkisch, czyli szowinistyczno-narodowym. Do rozpowszechnionej syntezy światopoglądowej konserwatywnego protestantyzmu i niemieckiego nacjonalizmu w przypadku wydawnictwa C. Bertelsmann dochodzi niemal intuicyjny talent do współpracy z narodowosocjalistycznym reżimem, stwierdza raport IHC. Przejęcie władzy przez nazistów szefowie Bertelsmanna przyjęli z zadowoleniem, licząc, że w państwie wodzowskim nastąpi upragnione odnowienie narodu w wyniku chrześcijańskiej misji narodowej. Mohn miał nadzieję, że ideologię narodowego socjalizmu można pogodzić z dominacją Ewangelii. Dlatego, chociaż nie wstąpił do NSDAP, został sponsorem SS, wpłacając regularnie miesięczne składki na rzecz tej zbrodniczej organizacji. Tym samym,
Tagi:
Marek Karolkiewicz