Rumunia wciąż uchodzi za najciemniejszą plamę na korupcyjnej mapie Europy. To zmniejsza jej szanse na dołączenia do strefy ruchu bezwizowego Rumuńskie plany dołączenia do bezwizowego ruchu strefy Schengen do końca marca 2011 r. zdają się mieć coraz mniejsze szanse powodzenia. Na taki obrót sytuacji wpływa postawa państw zachodnich (głównie Francji i Niemiec), które wciąż postrzegają Rumunię jako najciemniejszą plamę na korupcyjnej mapie kontynentu. Dodatkowy problem stanowi rumuński system sądownictwa, który od momentu przystąpienia kraju do Unii Europejskiej w 2007 r. wobec nikłych reform wciąż jest krytykowany przez organy unijne. Nietrudno się domyślić również, że języczkiem u wagi pozostaje kwestia rumuńskich Romów, którzy stali się ostatnio elementem politycznej rozgrywki we Francji. Akt dyskryminacji Jeszcze niedawno politycy rumuńscy, a także bułgarscy (Bułgaria razem z Rumunią pozostają poza strefą Schengen) dość otwarcie wspominali o planie dołączenia obu krajów do strefy ruchu bezwizowego do końca marca 2011 r. Optymizm ten wynikał jednak raczej z chęci znalezienia tematu zastępczego dla krytycznej sytuacji gospodarczej w tych krajach niż z realnej kalkulacji szans. Rumuni liczyli zwłaszcza na Niemców, do tej pory zajmujących wobec nich dopingującą postawę, ale ostatnie poczynania Berlina wyklarowały sytuację. Pod koniec grudnia 2010 r. ujawniono list szefów MSW Niemiec i Francji do Komisji Europejskiej, w którym zarzucono Rumunii i Bułgarii niedostateczne postępy w zwalczaniu korupcji i przestępczości zorganizowanej. Bukareszt liczy zatem na swoją ostatnią deskę ratunku – unijne przewodnictwo Węgier. Wymieniając zadania na najbliższe pół roku, władze w Budapeszcie podkreślały niejednokrotnie priorytet wprowadzenia Rumunii i Bułgarii do strefy Schengen. Potwierdził to również szef węgierskiej dyplomacji János Martonyi, który po ceremonii przejęcia unijnego przewodnictwa stwierdził, że Węgry zrobią wszystko, aby podczas ich prezydencji zarówno Rumunia, jak i Bułgaria dołączyły do europejskiego ruchu bezwizowego. Mimo wszystko postawa Francji i Niemiec wywołała dość nerwową reakcję Bukaresztu. Rumuński szef dyplomacji Todor Baconschi nazwał tę sytuację „aktem dyskryminacji” wobec Rumunii i Bułgarii. W wywiadzie udzielonym jednemu z tamtejszych dzienników stwierdził również, że w takim razie jego kraj może się wycofać z unijnego mechanizmu kontroli korupcji i walki z przestępczością zorganizowaną (CVM). Mechanizm ten objął Rumunię oraz Bułgarię, stanowiąc niejako warunek akcesji do UE (a tym samym element weryfikujący ich gotowość do objęcia liberalizacją wizową Schengen). Baconschi zagroził również, że wobec takiej sytuacji Bukareszt rozważy zablokowanie kandydatury Chorwacji, która jest rozpatrywana jako nowy członek Unii. Rumuński szef dyplomacji wyraził oburzenie faktem, że Zagrzeb, mając niewiele mniejsze problemy z korupcją, o czym świadczą poważne oskarżenia w stosunku do poprzedniego premiera Ivo Sanadera, nie został objęty mechanizmem CVM. Problem staje się coraz bardziej skomplikowany. Faktem jest, że korupcja oraz niedoskonałości mechanizmów prawa wciąż stanowią poważną słabość Rumunii. Do tej pory jednak Bukareszt był głaskany przez pozostałe kraje unijne za każde działania zmierzające do poprawy na tym polu, niezależnie od ich jakości. Potwierdza to raczej kosmetyczna zmiana na stanowisku przewodniczącego Naczelnej Rady Sądownictwa. Niejednoznaczna postawa państw zachodnich przewrotnie utwierdzała rumuńskie elity polityczne w słuszności ich działań – a raczej ich braku – czego wyrazem były optymistyczne plany dołączenia do strefy Schengen do końca marca tego roku, a także późniejsza ostra reakcja szefa MSZ. Gospodarcze unieruchomienie Dość impulsywna reakcja Baconschiego nie mogła mieć jednak przełożenia na ruchy Bukaresztu, co zresztą potwierdził sam minister, wyrażając żal z powodu tych słów. Zasadniczym czynnikiem są tutaj interesy gospodarcze Rumunii, która najintensywniej rozwija je z Niemcami. Berlin zaś jest głównym orędownikiem unijnej akcesji Chorwacji, z którą łączą go przede wszystkim interesy geopolityczne. Jak podkreślają niektórzy komentatorzy, scenariusz wycofania się Rumunii z kontroli unijnego mechanizmu CVM byłby zatem mało prawdopodobny. Ten mający poważne problemy gospodarcze kraj jak mało który potrzebuje zagranicznych inwestycji oraz unijnych programów i funduszy rozwojowych. Sprzeciw wobec unijnej kontroli oznaczałby zatrzymanie procesu zbliżania sytuacji wewnętrznej do modelu wspólnotowego, co stanowiłoby raczej nikłą zachętę dla
Tagi:
Łukasz Reszczyński