Wybory wyznaczono na 12 maja, ale nie widać siły politycznej, która gwarantowałaby zmiany oczekiwane przez społeczeństwo Kryzys polityczny w Bułgarii trwa. Protestujących nie uspokoiły ani dymisja rządu, ani wszczęcie procedury odebrania koncesji na przesył energii koncernowi ČEZ, ani zapowiedziana obniżka cen prądu. Niedługo rozpocznie się ósmy tydzień masowych protestów w tym kraju. Zarówno kompletnie zdezorientowana klasa polityczna, jak i ruch społeczny, występujący z coraz bardziej radykalnymi hasłami i coraz silniej podzielony, pogrążone są w impasie. Dotychczasowy rozwój wypadków każe powątpiewać w skuteczność rządu tymczasowego oraz przyszłego, jeżeli w ogóle uda się go wyłonić po przedterminowych wyborach, wyznaczonych na 12 maja. GORANOW JAK PALACH Wszystko zaczęło się tuż po Nowym Roku, gdy zagraniczne koncerny energetyczne dysponujące państwową koncesją na dystrybucję energii elektrycznej – ČEZ, Energo Pro i EVN – przesłały swoim odbiorcom faktury za ostatni, nieco wydłużony, okres rozliczeniowy z 2012 r. Wskazane tam należności zdecydowanie przewyższały zarówno oczekiwania, jak i możliwości bułgarskich gospodarstw domowych. Przerażeni obywatele – z jednej strony ze wściekłości, z drugiej zaś z bezradności i niemocy – spontanicznie wylegli na ulice. 28 stycznia w Błagojewgradzie i Sandanskim, niedługo później – o wiele bardziej masowo – w Warnie i Płowdiwie. Od początku marca protesty, często przeradzające się w zamieszki uliczne, trwają nieustannie właściwie we wszystkich większych ośrodkach miejskich. Biorą w nich udział już setki tysięcy ludzi. Do ogólnonarodowego protestu przyłączają się bułgarskie diaspory za granicą. Solidarnościowe pikiety organizowane są w prawie 20 europejskich miastach. Zaczęto od publicznego palenia rachunków za energię elektryczną i żądań natychmiastowego obniżenia cen prądu. Dziś zbuntowane społeczeństwo chce nowej konstytucji, zmian w prawie wyborczym i odsunięcia od władzy mafii. Nastrojów nie uspokoiła dymisja rządu premiera Bojka Borisowa, ogłoszone 20 lutego. Tego samego dnia – na znak sprzeciwu wobec nędzy i wszechwładzy mafii – przed siedzibą warneńskiego samorządu podpala się młody fotograf Plamen Goranow. Kiedy 4 marca, media podają wiadomość o jego śmierci, porównując go do Jana Palacha, na placu przed budynkiem Zgromadzenia Narodowego w Sofii staje miasteczko namiotowe, a protestujący podejmują próbę zablokowania parlamentu. OD PRĄDU DO RZĄDU Nasuwające się w takich okolicznościach pytanie, co dalej, pozostaje niestety bez odpowiedzi. Żadna ze stron konfliktu, poza gangstersko-mafijnymi organizacjami, które po prostu robią swoje, nie potrafi na nie odpowiedzieć. Klasa polityczna – zarówno w osobie prezydenta, jak i niedawnego premiera Bułgarii – podjęła pewne próby dialogu; uczyniono to jednak o wiele za późno. I nie chodzi tu o kwestie kilku czy kilkunastu dni na początku tego roku, lecz o cały okres transformacji ustrojowej – od 1989 r. Nawet najbardziej pobieżny rzut oka na sytuację w Bułgarii prowadzi do oczywistego wniosku – ludzie mają dość. Bezczelnie wręcz wysokie rachunki za energię elektryczną były kroplą, która przelała czarę goryczy. Nikt jednak nie przypuszczał, że staną się akceleratorem ogólnospołecznego ruchu, który obali rząd. Kwestia drożyzny mediów – zwłaszcza centralnego ogrzewania i wody – funkcjonuje jako problem numer jeden od wielu lat. Od ponad dekady gospodarstwa domowe, a także firmy i instytucje masowo rezygnują z centralnego ogrzewania, plombując swoje kaloryfery (co nie zwalnia ich z i tak bardzo wysokiej opłaty, zwanej rurową). Operatorzy telefonii komórkowej, pomimo prób podejmowanych przez instytucje antymonopolowe, do niedawna utrzymywali poziom cen świadczonych przez siebie usług na drugim (zaraz po Japonii) miejscu na świecie. Statystyki z początku roku wyraźnie pokazują, że ok. 90% budżetu bułgarskich gospodarstw domowych przeznaczane jest na zakup żywności, transport, edukację, zdrowie, dom. W tej ostatniej kategorii wydatki na energię elektryczną stanowią jedną z najważniejszych pozycji. DETERMINACJA ULICY Problem pogłębił kilka lat wcześniej rząd Bojka Borisowa, bardzo sumiennie realizując politykę cięć zalecanych przez MFW jako działania antykryzysowe, które przy średniej płacy na poziomie 798 lewów (ok. 1600 zł) doprowadziły w Bułgarii do – jak to określiła w swoim raporcie Międzynarodowa Konfederacja Związków Zawodowych – „sytuacji totalnej katastrofy”. Sytuacja kryzysowa jako taka nie jest zatem dla bułgarskiego społeczeństwa niczym nowym. – Od czasów
Tagi:
Bojan Stanisławski