Putin wie, że armia mu się burzy. Kłopot w tym, że w czasie wojny generałowie są najważniejsi Bunt Jewgienija Prigożyna i jego rajd na Moskwę pokazał, że mamy w Polsce setki fachowców od spraw rosyjskich, którzy doskonale orientują się w rozgrywkach za murami Kremla. Ujawnili się masowo. W ciągu paru dni mogliśmy się dowiedzieć, że właśnie nastąpił koniec Władimira Putina, potem, że nastąpił koniec Prigożyna, że za chwilę któryś z nich zostanie zabity itd. Dowiadywaliśmy się o wojnie mafijnych gangów, o tym że Rosja się rozpada itd. Odłóżmy te wszystkie opowieści na bok. Uznajmy je za gatunek pseudoliteracki. Prawda jest bowiem taka, że nikt nie wie, co naprawdę dzieje się w Rosji, może poza najlepszymi wywiadami świata. Co nie znaczy, że wszystko jest zakryte. Sporo rzeczy wiemy. Spróbujmy więc uporządkować sprawy kluczowe. 1. Prigożyn opisywany jest jako były kryminalista, kucharz Putina itd. To prawda. Ale ważniejsze jest, że to jedna z bardziej wpływowych postaci w systemie władzy – jako szef Grupy Wagner, a także właściciel imperium medialnego i farmy internetowych trolli. Prigożyn nie jest więc singlem, jest częścią grupy. Ale jakiej? Na pewno powiązanej z zagranicznym wywiadem (co tłumaczy obecność Grupy Wagner w Syrii i w środkowej Afryce) i z armią. Dlaczego w takim razie tak bardzo krytykował ministra obrony Siergieja Szojgu i szefa sztabu generalnego, a zarazem głównodowodzącego armią rosyjską na Ukrainie, Walerego Gierasimowa? Co najmniej z dwóch powodów. Atak na Ukrainę pokazał słabość rosyjskiej armii, jej zaplecza, więc osoby za to odpowiedzialne stają się obiektem krytyki. Poza tym Prigożyn chciał od ministerstwa obrony uprzywilejowanej pozycji dla swoich najemników. Chciał większych dostaw broni i amunicji, dostaw żywności, lepszych pieniędzy. W tych atakach na dwóch najważniejszych ludzi w rosyjskiej armii miał sojuszników. Głośnych – czyli rozmaitych rosyjskich blogerów wojennych, reprezentujących poglądy skrajnie militarne. I sojuszników cichych… Możemy spokojnie przyjąć, że te ataki podobały się części rosyjskiej generalicji. Bo Prigożyn najwyraźniej głośno mówił to, co oni myśleli cicho. Miał więc ich poparcie. 2. Szojgu i Gierasimow nie byli bezradni. Jednym ze sposobów, w jakie zamierzali sprawę rozwiązać, był pomysł podpisywania przez różne ugrupowania walczące z Ukrainą kontraktów z ministerstwem obrony. Te kontrakty oznaczały w rzeczywistości wcielenie tych grup w szeregi regularnej armii, a na wojnie to, komu się podlega, jest sprawą życia i śmierci. Kontrakty redukowały też pensje najemników. De facto więc Szojgu i Gierasimow postawili Prigożyna pod ścianą. Po popisaniu kontraktu wagnerowcy zostaliby wyjęci mu z rąk. Na to nie chciał się zgodzić. 3. Jak wiemy z mediów, Prigożyn postanowił tę sprawę rozwiązać w taki sposób, że porwie lub aresztuje (na to samo wychodzi) Szojgu i Gierasimowa. Miało to nastąpić podczas ich wizyty w Rostowie, w siedzibie dowództwa walczącej na Ukrainie armii. I mając ich pod kluczem, zamierzał wymusić dwie rzeczy. Po pierwsze, rezygnację z obowiązku podpisywania kontraktu z ministerstwem obrony. A po drugie, ich dymisję. Miał już nawet swoich kandydatów, jako przyszły minister wymieniany był Aleksiej Dumin, były szef ochrony Putina, jego zaufany, obecnie szef obwodu tulskiego. 4. Spisek się nie udał dlatego, że generał i szef sztabu zostali o nim uprzedzeni. Przez kogo? Media podają, że przez FSB, czyli służbę wywiadu. Jest informacja, że o przygotowaniach Prigożyna do zatrzymania ministra i szefa sztabu mieli wiedzieć też Amerykanie. Jest teoria, że to oni uprzedzili Putina. 5. O spisku miał wiedzieć gen. Siergiej Surowikin, zastępca Gierasimowa na stanowisku dowódcy rosyjskich wojsk na Ukrainie, szef rosyjskiego lotnictwa. Surowikin to postać popularna w rosyjskiej blogosferze. Był dowódcą wojsk rosyjskich walczących w Syrii, tam się wyróżnił wyjątkową brutalnością, za co zyskał przydomki „Rzeźnik z Aleppo” i „Generał Armagedon”. Przez jakiś czas (do stycznia 2023) był dowódcą rosyjskich wojsk walczących na Ukrainie. I zapisał się rozsądną decyzją – to on wycofał rosyjskie wojska z prawego brzegu Dniepru i z Chersonia. Stracił teren, nie stracił armii. Jeżeli Surowikin wiedział o spisku i nie przeciwdziałał mu, to znaczy, że go popierał. Że był w grupie spiskujących. Mamy więc pierwszy trop. Drugi trop jest taki, że w pierwszych godzinach buntu wagnerowcy bez kłopotów zajęli siedzibę dowództwa wojsk rosyjskich w Rostowie.