Bunt prowincjonalny

Bunt prowincjonalny

Maleńką podstawówkę w Lutostani uratowali rodzice. Duże liceum w Łomży ma świetne programy autorskie. Obie szkoły łączy samodzielność Wariant strajku był kuszący. Szkoła w Lutostani jest rozłożysta, jasna, wyremontowana. Jeden z gospodarzy oddał kawałek pola na boisko, więc tutaj odbywają się mecze małych i dużych. Tak, w telewizji szkoła ładnie wypadnie. Wywieszą flagi, zamkną się, może matki zagłodują i powiedzą do telewizyjnej kamery, że szkoły nie oddadzą, ich dzieci do podstawówki w Puchałach dojeżdżać nie będą. Tu mają od lat swoją szkołę i nauczycielki. Tu zostaną. Szkoła w Puchałach ma komputery, no, ale ma jedną wadę – nie jest ich. Poza tym, zanim pozbiera się dzieci z wiosek i dowiezie do Puchał, będą zmęczone. Potem któraś z matek rzuciła, że tego strajkowania o szkoły jest w Polsce dużo i mogą ich nie zauważyć. Taka wioska Lutostań, 20 km od Łomży, kto się przejmie ich dziećmi, kto powie, że dla trzydzieściorga dzieci warto utrzymać szkołę. – Ten budynek jest najważniejszy we wsi – tłumaczy Dorota Łada, nauczycielka, która co biedniejszym dzieciom przepisuje kawałki książki do zeszytu. Ich rodziców nie stać na komplet podręczników. – Jest jedynym ośrodkiem kultury w okolicy. Mamy dyskoteki, wieczornice, urządzamy przyjęcie choinkowe, my, nauczyciele, tu mamy swoje miejsce spotkań. Właściwie, na życzenie mieszkańców, zorganizujemy tu każdą imprezę. Centrum życia jest w szkole. Do szkoły uczęszczały dzieci z Lutostani i Kotów, budynek mieści się na granicy wsi. “Lutostań i Koty to pierścień złoty” – takie jest powiedzenie, bo mieszkańcy tych energicznych wsi znakomicie ze sobą współpracują. Gospodarstwa są tu piękne, zmechanizowane. Jak trzeba było, ci z Lutostani i z Kotów razem wybudowali drogę, potem mleczarnię. – No i wreszcie ten strajk nam się nie spodobał i nie wiedzieliśmy, co robić – wspomina jedna z matek – ale ktoś w radiu wysłuchał, że w Łomży jest Stowarzyszenie “Edukator”. Może ono pomoże. Pojechaliśmy. Takie praktyczne prezenty 1 września na froncie budynku przybito złotą tabliczkę, że teraz szkołę prowadzi “Edukator”. Nie gmina. – Ale jak byśmy nie liczyli, bez pomocy rodziców się nie obejdzie – tłumaczy matka jasnowłosej dziewczynki. – My damy opał, będziemy w szkole wykonywać naprawy, trzeba będzie dołożyć grosza. Ale to się i tak opłaci, jak dziecko będzie się uczyć u naszych nauczycielek. Będę pewniejsza, że zda do gimnazjum. I w domu jest zaraz po lekcjach, niezmęczone, niegłodne. Na razie Ania z zerówki krytycznie ogląda swój bukiecik kwiatków. Dokłada do niego kłosy zbóż. I ma rację, bo czym bardziej swojski i wiejski był bukiet, tym bardziej podobał się Jolancie Kwaśniewskiej. – Przyjechałam do was, bo napisaliście list szczególny, zrobiliście na mnie wrażenie ludzi dzielnych. Spodobało mi się, że wybroniliście swoją szkołę – powiedziała. Przyszli wszyscy gospodarze i młodzież, która ukończyła tę podstawówkę, i maluchy, które jeszcze o niej nie myślą. Gospodynie w odświętnych sukniach, mężczyźni w kącie rozmawiają o pomocy finansowej, którą dostali “za suszę”. Ten już ma, ten nie. Naprzeciwko budynku, w polu rozłożyły się psy, które przyszły za gospodarzami. – To jest mała, spokojna szkoła, ale też znakomicie prowadzona – ocenia Barbara Kuczałek, sekretarz Stowarzyszenia “Edukator”. – Poza tym jestem przekonana, że dziecko będzie utożsamiać się ze swoim rodzinnym miejscem, jeśli ma tam szkołę. Na razie w zerówce dzieci po raz ostatni słyszą, że “wstaną ładnie i powiedzą dzień dobry”. Gospodynie z Lutostani szybko ustaliły, która z nich piecze makowiec, która sernik. Gorzej było z powitaniem. W końcu zwyciężyła wersja chleba i soli, a dyrektorka szkoły powiedziała, że Jolanta Kwaśniewska “jako żona i matka na pewno sprawiedliwie podzieli ten chleb”. W bibliotece szkolnej z wytartych okładek wytarto już uśmiechy tych, co ukradli księżyc. Nie wiadomo, jak kończy się wiersz Tuwima, bo nie ma następnej strony. Lektury są postrzępione, czasem trzeba trzy razy przeczytać, żeby zrozumieć nieszczęście Łyska. Prezent, stos książek, właśnie lektury w grubych okładkach wzbudzają zachwyt bibliotekarki. Jolanta Kwaśniewska przyrzeka, że szkoła dostanie za parę dni telewizor i magnetowid, bo jej Fundacja “Porozumienie bez barier” wspiera także wiejską oświatę, próbuje wyrównać

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2000, 37/2000

Kategorie: Kraj