Bunt się nie kalkuluje – rozmowa z dr hab. Witoldem Wrześniem

Bunt się nie kalkuluje – rozmowa z dr hab. Witoldem Wrześniem

Młodzież jest przeświadczona, że buntownicy nie odnoszą sukcesu w karierze zawodowej Dr hab. Witold Wrzesień – profesor Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, socjolog specjalizujący się w sprawach młodzieży i rodziny, autor m.in. wydanej w 2009 r. przez PWN monografii „Europejscy poszukiwacze. Impresje na temat współczesnego pokolenia polskiej młodzieży”. Rozmawia Krzysztof Pilawski Bexa Lala, Pan Adres, Adada, Lunapark… Pamięta pan? – Trochę mnie pan zaskoczył. Grałem w tych zespołach, byłem muzykiem rockowym. Debiutowałem w szkole jako 17-latek – mniej więcej wówczas, gdy zaczynała się kariera Kultu i T.Love. Grywaliśmy w czasie tych samych imprez. Czy to był bunt? – Mówi się często, że sytuacja kryzysowa po wprowadzeniu stanu wojennego sprowokowała młodzież do takiej formy protestu. Odnoszę się do tej tezy z rezerwą, choć jest ona podtrzymywana przez część wykonawców, którzy swoją działalność muzyczną w latach 80. ubierają w szaty martyrologiczno-kombatanckie. Dla mojego pokolenia stan wojenny był jednym z epizodów kształtujących tożsamość, wcale nie najważniejszym. Cechował nas dystans do polityki – nie tylko do obozu władzy, lecz także do opozycji. Dlatego tak dużego znaczenia nabrała kultura – prawdziwy głos mojego pokolenia brzmiał ze sceny undergroundowej. Ona kształtowała naszą odrębność, oryginalność. Kultura eventu Czy gromadzący od 17 lat setki tysięcy młodych ludzi Przystanek Woodstock ze sponsorem w postaci międzynarodowego koncernu produkującego piwo i wykładowcą Leszkiem Balcerowiczem kształtuje tożsamość obecnej młodzieży? – Znam entuzjastyczne i krytyczne oceny Przystanku Woodstock, tam na pewno dzieje się wiele dobrego, bo ci młodzi ludzie odczuwają duchową bliskość. Jednak obecne czasy są inne niż jeszcze na przełomie wieków, gdy mieliśmy bardzo bojowych hiphopowców, dotykających w tekstach ważnych kwestii społecznych, wskazujących słabsze strony polskiego kapitalizmu. Od tej pory w zasadzie nic – jeśli chodzi o bunt młodzieżowy – się nie dzieje. Powiedzmy sobie szczerze: Przystanek Woodstock nie przypomina ani Woodstocku z 1969 r., ani Jarocina z dawnych lat. To festiwal czasów konsumpcyjnego kapitalizmu, opartego na chciwości i dążeniu do maksymalizacji zysku. Jak to rozumieć? – Prawdziwy Woodstock udał się trochę przez przypadek, a legenda, jaką obrósł po latach, maskowała fakt, że był on łabędzim śpiewem subkultury hipisowskiej. Legenda polskiego Woodstocku to, moim zdaniem, w znacznym stopniu efekt sprawnego marketingu, który wypromował produkt chętnie kupowany przez młodzież. Przystanek nie jest głębokim przeżyciem pokoleniowym, lecz wpisuje się w kulturę eventu – doraźnego jednorazowego doznania. Polska młodzież uległa komercji? – Podporządkowała się regułom, które narzuca konsumpcyjny kapitalizm. Dawniej młodzież podejmowała próby skruszenia murów wzniesionych przez starsze generacje. Obecnie za wszelką cenę próbuje wspiąć się na mur – wyraża się to w silnym pragnieniu jak najszybszego osiągnięcia wysokiego statusu materialnego. Młodzi – myślę tu szczególnie o środowiskach wielkomiejskich – od najmłodszych lat są wprowadzani na ścieżkę pogoni za sukcesem. Rodzice planują przyszłość dzieci, wybierając „właściwe” przedszkole, gimnazjum, liceum itd. Inwestują znaczne środki i czas, oczekując, że nie zostaną one zmarnotrawione. Młody człowiek ma świadomość życia w warunkach ciągłej rywalizacji i pogoni za sukcesem. Każdy przystanek w wyścigu szczurów może go pozbawić szansy na zwycięstwo. Bunt byłby właśnie takim przystankiem, dlatego nie ma na niego miejsca. „Współczesna młodzież realizuje swoje poszukiwania coraz bardziej pragmatycznie i bez buntu” – to pana słowa sprzed kilku lat. Wciąż aktualne? – Jak najbardziej. Młodzież – to wynika z moich wieloletnich badań – jest przeświadczona, że buntownicy nie osiągają sukcesu w karierze zawodowej, która stała się dla niej zasadniczą wartością. Bunt po prostu się nie kalkuluje. Młodzi czują, że na nic nie mają wpływu i żadne próby ruszania z posad bryły świata im się nie opłacą. Chcą, by świat kręcił się tak samo jak dotąd. Dopasowują się do niego, próbują – grając według ustalonych reguł – przechytrzyć innych, zdobyć jak najwięcej dla siebie. Ten pragmatyzm ujawnia się w znanym nie tylko w Polsce zjawisku opóźniania wyprowadzania się z domu rodziców i traktowania go jak hotelu, pralni, restauracji. Romantycznie już było „Młodości, ty nad poziomy wylatuj…”. Dawno i nieprawda? – Poziom młodzieńczego romantyzmu jest obecnie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 10/2012, 2012

Kategorie: Wywiady