Burzliwy ramadan w Egipcie

Burzliwy ramadan w Egipcie

Tegoroczny ramadan, miesiąc, w którym muzułmanie poszczą do zachodu słońca, znów przypadł na środek lata. Egipcjanie są na ogół pobożni, a zatem przestrzegają postu, choć o tej porze roku doświadczają straszliwego upału. Wydawało się więc, że na polityczne igrzyska przyjdzie poczekać do końca ramadanu, kiedy znów będzie można napić się wody w upalny dzień. Nic z tych rzeczy! Nie próżnują ani terroryści na Synaju, ani nowy prezydent Mohammed Mursi, który do pałacu prezydenckiego wprowadził się na początku lipca. Terroryści na Synaju Pierwszym poważnym sprawdzianem dla nowego przywódcy największego państwa arabskiego okazał się zamach terrorystyczny na Synaju, zamieszkanym przez plemiona beduińskie. W jego wyniku zginęło 16 egipskich żołnierzy. Do wydarzenia doszło na początku sierpnia przy granicy z Izraelem. O zamach podejrzewani są dżihadyści. Uważa się, że ich aktywność na tym terenie w ostatnich miesiącach wzrosła. Do zamachu nie przyznała się jednak żadna organizacja. Poleciały za to głowy i zatrzymano kilku Beduinów.Terroryzm na tym obszarze stanowi dla Kairu nie lada kłopot, choć może się też okazać pretekstem do zweryfikowania postanowień układu pokojowego z Izraelem z 1979 r., na mocy którego Egipt odzyskał półwysep utracony w 1967 r. Zgodnie z traktatem, Synaj od trzech dekad pozostaje częściowo zdemilitaryzowany. Egipskim władzom zależy natomiast na jego ponownej militaryzacji.Na mocy porozumienia pokojowego półwysep podzielono na trzy strefy. Strefa A to zachodnia część Synaju, gdzie przebywają zmechanizowane oddziały piechoty i znajdują się instalacje militarne. Środkową część tworzy strefa B, gdzie mogą stacjonować jedynie żołnierze wyposażeni w broń lekką. Najbliżej Izraela znajduje się strefa C, w której doszło do zamachu. Na wschodnim pasie półwyspu – od Morza Śródziemnego do Morza Czerwonego – stacjonują tylko jednostki policyjne oraz siły międzynarodowe. Wyjątek stanowi obszar przy granicy ze Strefą Gazy. Tam od 2005 r. przebywają oddziały wojskowe odpowiedzialne za ochronę granicy.Egipcjanie od lat twierdzą, że nie są w stanie panować nad sytuacją na tym terenie. Zgadzają się z tym Izraelczycy, znajdujący się między młotem a kowadłem. Z jednej strony, obawiają się ponownej militaryzacji Synaju, z drugiej wiedzą, że daje on schronienie dżihadystom, przemytnikom i przestępcom. Ci za odpowiednią cenę mogą zaś liczyć na beduińską życzliwość.O ile terroryzm na Synaju potępiają w oficjalnych oświadczeniach zarówno Egipcjanie, Palestyńczycy, jak i Izraelczycy, o tyle każda strona może mieć na ten temat inne zdanie. Pomijając teorie spiskowe, jakoby za ostatnim zamachem stali Izraelczycy, warto rozważyć potencjalne korzyści oraz straty wynikające dla wszystkich z zaistniałej sytuacji.Izraelczycy nie mają powodów do radości, gdyż działalność terrorystyczna na półwyspie zagraża ich bezpieczeństwu. Z drugiej strony, gdyby sytuacja wymknęła się spod kontroli, rząd w Jerozolimie mógłby spróbować obrócić ją na swoją korzyść. Zvi Mazel, były izraelski ambasador w Kairze, powiedział na antenie Al-Dżaziry wprost: „Jeśli działalność terrorystyczna między Synajem a Strefą Gazy i Izraelem będzie się rozwijać, Izrael może być zmuszony do działania. Nawet do wkroczenia na Synaj, co oznaczałoby diametralną zmianę sytuacji”. To wyraźne ostrzeżenie dla Kairu, gdzie podważa się niektóre zapisy traktatu pokojowego.Podejrzenia o dokonanie zamachu padły też na Palestyńczyków, którzy mogą dążyć do zaognienia napiętych relacji między Egiptem a Izraelem. Rzecznik Hamasu Ghazi Hamad uważa tymczasem, że w interesie mieszkańców Strefy Gazy leży spokój na Synaju. Wskutek zamachu ponownie zamknięto przejście graniczne w Rafah, co uderza w Palestyńczyków, skazując ich na przemyt towarów podziemnymi tunelami. Faktem jest jednak wieloletnia współpraca między Palestyńczykami a egipskimi Beduinami.Sami Egipcjanie rozważają różne przyczyny ataku. Czy ktoś chciał zdyskredytować Mursiego oraz Braci Muzułmanów, którzy rzekomo pobłażają dżihadystom? A może chodziło o wytknięcie słabości egipskiemu wojsku, szczególnie dowództwu, które nie było w stanie ochronić żołnierzy?Mursi nie czekał długo z wykorzystaniem sytuacji, choć sam spotkał się z zarzutem współdziałania z Hamasem. „Stojący za tym atakiem zapłacą najwyższą cenę. Podobnie jak ich współpracownicy – w Egipcie i poza nim”, grzmiał prezydent tuż po tragedii. Następnie zdymisjonował odpowiedzialnych za bezpieczeństwo. Pracę stracili szef wywiadu, gubernator Synaju Północnego, dowódca gwardii prezydenckiej oraz głównodowodzący żandarmerią wojskową.Kolejnym pociągnięciem pióra Mursi zadecydował o wysłaniu na Synaj dodatkowych jednostek mundurowych (każde takie działanie wymaga

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2012, 34/2012

Kategorie: Świat
Tagi: Michał Lipa