Amerykańscy politycy skłóceni w obliczu szalejącego kryzysu finansowego Na sześć tygodni przed wyborami prezydenckimi Ameryka drży w posadach. Kryzys finansowy zatacza coraz szersze kręgi. Ekonomiczna katastrofa zapewni Barackowi Obamie triumf w wyborach prezydenckich. Prezydent George W. Bush usiłował uświadomić społeczeństwu i politykom powagę sytuacji. 25 września w rozpaczliwym przemówieniu telewizyjnym wzywał do poparcia swego planu ocalenia systemu finansowego za pomocą gigantycznego zastrzyku w wysokości 700 mld dol. Ta kwota z budżetu, czyli z pieniędzy podatników, ma zostać przeznaczona na wykup „złych aktywów” banków i firm kredytowych. Gospodarz Białego Domu oświadczył, że jego administracja zdecydowała się na podjęcie tego dramatycznego kroku. Jeśli nie poprze jej Kongres, Stanom Zjednoczonym grozi panika finansowa. W konsekwencji banki upadną, a emerytury zostaną zagrożone. Miliony Amerykanów utracą swoje miejsca pracy, ostrzegał Bush i apelował: „Obywatele, nie można do tego dopuścić”. Także sekretarz skarbu Henry Paulson i szef Banku Centralnego Ben Bernanke przekonywali, że przyjęcie planu ratunkowego jest koniecznością. Dzień wcześniej kandydat Republikanów na prezydenta, John McCain, porównał obecny kryzys do zamachów terrorystycznych z 11 września 2001 r., wezwał do patriotyzmu i jedności oraz zapowiedział zawieszenie kampanii wyborczej. Jego rywal Barack Obama nie zgodził się na to i odpowiedział chłodno, że kandydat na prezydenta musi umieć zajmować się dwiema rzeczami jednocześnie – kryzysem finansowym i kampanią wyborczą. Po dramatycznym wystąpieniu przed kamerami George. W Bush urządził w Białym Domu bezprecedensowe, „historyczne” spotkanie. Wzięli w nim udział kandydaci na prezydenta John McCain i Barack Obama oraz liderzy Republikanów i Demokratów z obu izb Kongresu. Rozmowy miały burzliwy przebieg, gniewni dygnitarze usiłowali się przekrzyczeć. Początkowo wydawało się, iż porozumienie zostanie osiągnięte, zwłaszcza że rząd zapowiedział zredukowanie pensji dyrektorom tych firm, które skorzystają z państwowej pomocy. Kiedy nadeszły pierwsze pomyślne wieści, indeks giełdowy Down Jones wzrósł o 196 punktów. Ale negocjacje utknęły w martwym punkcie. Wielu Demokratów wyrażało obawy, że „historyczne spotkanie” to w rzeczywistości przedwyborczy show Republikanów, mający utorować McCainowi drogę do prezydentury. Były prezydent Jimmy Carter wcześniej napominał zresztą partyjnych kolegów, że przyjęcie planu ratunkowego kosztować będzie każdą amerykańską rodzinę 10 tys. dol., a sekretarz skarbu Paulson otrzyma władzę dyktatorską bez żadnej kontroli. Wśród Republikanów panowała natomiast opinia, że nie powinno się pieniędzmi podatników, także tych, którzy nie brali żadnych kredytów, ratować instytucji finansowych kierowanych przez nieudolnych i być może skorumpowanych, za to suto opłacanych menedżerów. W pewnym momencie Paulson, zapewne pragnąc rozładować atmosferę, dosłownie uklęknął (na jedno kolano) przed demokratyczną przewodniczącą Izby Reprezentantów, Nancy Pelosi. Daremnie. Dama pozostała nieugięta i tylko wycedziła: „Nie wiedziałam, że jest pan katolikiem”. Sztab wyborczy McCaina wydał oświadczenie, że „plan przedstawiony przez administrację nie cieszy się zaufaniem narodu amerykańskiego, ponieważ nie chroni podatników i zamierza poświęcić Main Street na rzecz Wall Street”. Main Street, czyli ulica Główna, to symbol małomiasteczkowej Ameryki i zwykłych, szarych obywateli USA. Rzeczywiście, jak wynika z sondaży, plan Busha i Paulsona popiera tylko jedna trzecia mieszkańców Stanów Zjednoczonych. Na Wall Street demonstranci z 30 różnych organizacji noszą transparenty z napisami: „Aresztować Busha. Chciwość zabija”. Konserwatyści wystąpili z alternatywnym planem, który przewiduje, że państwo nie będzie wykupywać aktywów firm, lecz udzieli gwarancji tym instytucjom finansowym, które zgodzą się swe aktywa zamrozić. Negocjacje trwają, komentatorzy zaś są zgodni, że jeśli nie zostaną podjęte szybkie działania, amerykańskiemu systemowi finansowemu grozi katastrofa, która wywoła turbulencje także na światowych rynkach. 26 września nadeszły kolejne hiobowe wieści. Federalny urząd kontroli finansowej, Office of Thrift Supervision (OTS), postanowił zamknąć kasę oszczędnościową Washington Mutual (WAMU), mającą siedzibę w Seattle i filie w całym kraju. To największe bankructwo banku w dziejach Stanów Zjednoczonych. Także WAMU udzielała w karygodnie lekkomyślny sposób kredytów hipotecznych. Skutki okazały się fatalne. Od początku bieżącego roku kurs akcji WAMU spadł o ponad 80%. W ciągu ostatnich 10 dni klienci wycofali z tej instytucji finansowej
Tagi:
Krzysztof Kęciek