Oszalała pisowska aktywistka, po uszy zanurzona w religii smoleńskiej Ewa Stankiewicz, dostała 5 mln zł od PiS na film fabularny, chociaż do tej pory była dokumentalistką. Mniejsze sumy na swoje filmy dostali znani i nagradzani na festiwalach reżyserzy. Jakże to znamienne. Zmarła Maryna Miklaszewska. To moja młodość, wspólne wyjazdy na Hel, jeszcze gdy byliśmy nastolatkami, potem jeździliśmy tam ze swoimi dziećmi, i stan wojenny, konspirowanie, przyjaźń, solidarność, bliskość. Była ładna, inteligentna i uczciwa. Miała ambicje literackie, ale bardzo niewiele napisała i nie pisała wybitnie. Kiedy spotkałem ją trochę lat temu po długim niewidzeniu, na mój widok poczęły jej się trząść dłonie, wahała się, czy podać mi rękę, bardzo trudno nie podać ręki, więc podała drżącą i niechętną. Po czym oddaliła się z niesmakiem. Co się stało? Okazało się, że jest wyznawczynią religii smoleńskiej i oburzały ją moje felietony wtedy pisane do „Newsweeka”. Co pomyślałem? Że jest chora i nie mogę na nią się gniewać. I tu jest nawiązanie do Stankiewicz. Teraz, kiedy Maryna umarła, czytam, co o niej piszą jaśnie nam panujący. „Niespodziewana smutna wiadomość – odeszła Maryna Miklaszewska, wybitna pisarka, człowiek kultury, społeczniczka zatroskana o los ojczyzny, współtwórczyni Kongresu Polska Wielki Projekt, szerokiej publiczności znana jako współautorka musicalu »Metro«”, napisał minister kultury. Pisarkę pożegnał też premier Mateusz Morawiecki: „Dobro i Prawda zawsze były dla niej najważniejsze. Niech spoczywa w pokoju”. Oto jak dramatycznie brakuje PiS nowych Polaków, wybitnych artystów, na podobnej zasadzie nadmuchiwania balonów pisowski Antoni Libera dostał Orła Białego, wcześniej wielki Wildstein. To jest próba tworzenia nowych elit w miejsce tych zgniłych, lewackich. Maryna jest nagle wybitną pisarką, w której rozczytuje się Gliński (tylko gdzie są te dzieła), a nie Tokarczuk, jej minister kultury nie czyta i nie tyka. Jednak żyjemy w obłędzie. I nawet żegnać się z bliskimi ciężko, bo wszystko tonie w gnojówce kłamstwa i naszych swarów domowych. Ale żegnaj, Maryno, i już nie gniewaj się na mnie. Mam złą wiadomość: tam, gdzie poszłaś, nie ma PiS. Autobiografia Mrożka „Baltazar” i jego „Dziennik powrotu” najwyraźniej już przeze mnie czytane, bo są podkreślenia ołówkiem i są zakładki, ale nic rzecz jasna nie pamiętam. Bo jak już tu wielekroć się chwaliłem, zupełnie nie mam pamięci. Znajduję w tej książce, gdzie sporo fotografii, luzem włożone zdjęcie Mrożka – sam mu je zrobiłem w Sztokholmie. Sfotografowałem go w polskiej ambasadzie, gubił się, to był czas, gdy nie było starego ambasadora, odwołano go jako komucha, a nowy jeszcze nie przybył, więc ulokowałem Mrożka w opuszczonym apartamencie; zdjęcie prześwietlone, pomieszały się kolory, wyszło bardzo oryginalnie. Te moje dni z Mrożkiem w Sztokholmie były osobliwe. Rok bodaj ‘91, jestem na lotnisku Arlanda ze szwedzkim wydawcą Mrożka Adamem Brombergiem. Wszyscy już wyszli z samolotu, który przyleciał z Meksyku, a Mrożka nie ma. Tracimy nadzieję, gdy pojawia się, trzymając za rękaw pracownika lotniska, jest głęboko nieszczęśliwy. „Zgubiono mi bagaże”, mówi. Walizki nie odzyskiwał przez wiele dni, chodził więc w mojej marynarce i w butach mojego syna, bo przyleciał w sandałach. W Sztokholmie był wielki festiwal jego sztuk, więc wszędzie on w telewizji i fotografie Mrożka w mojej marynarce. Byliśmy wiele dni razem. I wszystko jak z Mrożka. Bardzo go polubiłem, był jakoś podobnie jak ja depresyjny, zagubiony w świecie, zaplątany w sobie. A na dodatek dopiero co cudem uszedł z życiem, pękła mu aorta, uratowała go żona, wioząc go gwałtem z prowincji, gdzie mieszkali, do stolicy. A w Meksyku zrobił się „meksyk”, opowiadał mi o tym: napady, porwania, siedział często w wieży swojego domu z karabinem. Pamiętam scenę, gdy stoimy naprzeciw Kulturhuset w centrum Sztokholmu. Grają tam naraz trzy sztuki Mrożka, więc ten wielki szklany pałac sztuki zdaje się wypełniony jego snami. „Co pan czuje?”, pytam. „Niech pan tego nikomu nie mówi, ja tylko czuję, że uwiera mnie but”. W tym nie było arogancji, raczej rezygnacja. Mnożą się plotki o ciężkich chorobach Putina, jak nie rak, to parkinson, marzenia, marzenia… Podobnie jako pewna wiadomość powtarzana była kiedyś uparcie plotka, że prezes ma raka trzustki, marzenia, marzenia. A to wszystko z bezradności. Z gniewu i z bezradności. Mój najlepszy miesiąc – maj. Pogodne dni i czuję się pogodnie, ale paradoksalnie