W 1992 r. 12 członków założycieli Stowarzyszenia na rzecz Humanizmu i Etyki Niezależnej podpisało się pod apelem „W sprawie zagrożenia demokracji, wolności i praworządności”, w którym ostrzegali przed dominacją w życiu politycznym ugrupowań „reprezentujących fanatyzm religijny i nacjonalizm”. Prowadziłoby to do rozszerzenia wpływów politycznych Kościoła rzymskokatolickiego i „swoistej teokracji”. Prawie 20 lat później jedna z sygnatariuszek owego apelu, Barbara Stanosz, tak podsumowuje sytuację w Polsce: „Hasło unikania »wojny z Kościołem« stało się z czasem naczelną, ponadpartyjną zasadą uprawiania polityki w Polsce. W imię tej zasady przyjęto do wiadomości, że tzw. wartości chrześcijańskie są polskim skarbem narodowym, wymagającym pieczołowitej ochrony prawnej; zaakceptowano wszechobecność symboli religijnych w budynkach instytucji publicznych i pozwolono na to, by udział w katechezie szkolnej stał się dla uczniów de facto, choć nie de iure, obowiązkowy. Groteskowy postulat hierarchów kościelnych, by religia była jednym z przedmiotów egzaminu maturalnego, nie został odrzucony, a tylko odłożony do późniejszego rozważenia. Jawnie szkodliwa, restrykcyjna ustawa antyaborcyjna uważana jest za kompromis, od którego można odstąpić tylko przez jej zaostrzenie. Trwają prace nad ustawą, która w imię praw »dzieci poczętych« uniemożliwi lub bardzo utrudni korzystanie z metody zapłodnienia in vitro”. Z perspektywy czasu filozofka wydaje się kompletnie pozbawiona złudzeń co do tego, kto wygrał walkę o miejsce w sferze publicznej. Istniejący w Polsce system nazywa wprost: demokracja konfesyjna. Niepoliczalni Z diagnozą prof. Stanosz można się nie zgodzić, niemniej jednak stanowi ona wiarygodne wytłumaczenie następującej obserwacji: pomimo postępu sekularyzacji i zmniejszenia się frekwencji w kościołach w przestrzeni publicznej nie pojawiły się zastępy wojujących ateuszy. Nie słychać ich ani nie widać, a w każdym razie mało ich widać i mało o nich słychać. Mimo przemian publiczna obecność ateistów, agnostyków i niewierzących pozostaje skromna. Ta swoista omerta stanowi pierwszą przeszkodę na drodze do zbadania społeczności ateistów w Polsce. Wiadomo, że gdzieś jacyś są, ale nie wiadomo gdzie ani ilu. Nie istnieją rzetelne wyliczenia dotyczące tej grupy w Polsce. Spotkać się można z pełnym wachlarzem opcji w przedziale od 0 do 10%. Danymi takimi nie dysponuje GUS, choć jego raport z 2010 r. zawiera szacunki co do liczby wiernych większości zarejestrowanych związków wyznaniowych w Polsce (których jest 163). Urząd, oceniając liczebność katolików, podaje za Kościołem liczbę ochrzczonych, co w oczywisty sposób zaciemnia materię. Cyfry są ważnym elementem wizerunkowej strategii Kościoła. Z jednej strony, nie ma problemu z uzyskaniem odpowiedzi na pytanie o liczbę ochrzczonych, bo to, jak wielu ich jest, świadczy na korzyść tezy o katolickim kraju. Z drugiej, nie ma informacji na temat liczebności tych, którzy z Kościoła się wypisali, czyli apostatów. Ani w Instytucie Statystyki Kościoła Katolickiego, ani na poziomie poszczególnych diecezji nie wiedzą, ilu to zrobiło. Powód? Zjawisko jest zbyt „marginalne”, żeby się nim zajmować. A nawet gdyby było wiadomo, to Kościół nie ma obowiązku tych danych publikować. Skoro nikt nie zdecydował się na łapanie ludzi na ulicy i pytanie ich, czy są ateistami, pozostaje internet. Taką drogę obrał najlepiej chyba obecnie poinformowany w tej kwestii człowiek, czyli Radosław Tyrała, asystent na Wydziale Humanistycznym AGH i doktorant w Instytucie Socjologii UJ. W 2008 r. na forum portalu Racjonalista.pl umieścił ankietę zawierającą 60 pytań dotyczących światopoglądu ateistów. Odzew – 7,5 tys. odpowiedzi – zadziwił samego badającego. Badanie Tyrały nie uzurpuje sobie miana kompleksowego przeglądu środowiska, bo na profil przeciętnego ateisty nałożony jest profil przeciętnego polskiego internauty. Młodzi – jedna czwarta w wieku 16-19 lat, spora część ma 20-24 lata; wykształceni – 46% ma wykształcenie wyższe lub wyższe zawodowe, 40% średnie, co nie dziwi, biorąc pod uwagę wiek; z miasta – ponad połowa jako miejsce zamieszkania wskazała ośrodki powyżej 200 tys. mieszkańców. Niespodziankę natomiast stanowi fakt, że przeciętny polski ateista to mężczyzna (tylko 30% niewierzących jest płci pięknej). Tak wyraźnego odchylenia od statystyki nie można lekceważyć, niemniej nie da się go wytłumaczyć. Tyrała jednak uspokaja: – Przewaga mężczyzn jest również wyraźna w badaniach prowadzonych za granicą, chociaż może nie w tej proporcji. Niestygmatyzowani, dyskryminowani Nie da się wszystkich ateistów wrzucić do jednego worka, bo sami o sobie mówią w znacznie bardziej zróżnicowany sposób. Tyrała w swojej ankiecie
Tagi:
Kuba Kapiszewski