Na szczytach toczy się zażarta walka o spadek po Pavarottim i tron po Carusie Być prawdziwym tenorem to zapewniony pieniądz. Być najlepszym tenorem to prócz fortuny także legenda. Wszystko z powodu kilku wysokich tonów – be, ha, ce, cis, de – których normalny zdrowy mężczyzna nie potrafi z siebie wydobyć. Trzeba wielu godzin ćwiczeń, czasami nawet trwa to kilka lat, aby rozszerzyć skalę głosu w górę i wejść do elitarnej grupy zawodowej – tenorów operowych. Są różne gatunki głosów tenorowych. Śpiewacy z najsilniejszymi głosami o ciemnej, metalicznej barwie to tenory bohaterskie. Oni są najbardziej poszukiwani i najwyżej opłacani. Tenor liryczny ma to wszystko, co bohaterski, ale jego głos ma barwę bardziej aksamitną i dlatego nie grzmi jak strzał karabinowy w tunelu. Są też tenory oratoryjno-kantatowe, tenory operetkowe, nawet kontratenory, które jednak śpiewają o wiele mniej dynamicznie, a czasami używają sztucznego, infantylnego falsetu, a nie pełnego głosu. Ale niezależnie od tego, jakim gatunkiem głosu dany tenor dysponuje, jest okazem rzadkim i poszukiwanym. Wiedzą o tym wszystkie chóry, gdzie oprócz sopranów, altów i basów potrzebne są też tenory. W zespołach studenckich kompletowanie składu połączone jest zwykle z wdzięcznie nazywaną „Akcją pisk”. Każdy szuka wśród znajomych kogoś, kto potrafi wydać z siebie wysoki, cienki, choćby nawet piskliwy głos. Scheda po Carusie Ponieważ śpiewanie tenorem ma znamiona sportu ekstremalnego, istnieje duża rotacja na szczytach. Do legendy przeszli już śpiewacy światowej sławy, wśród nich prawdziwy król tenorów, Enrico Caruso (1873-1921). Ponoć w młodości śpiewak ten miał ogromne problemy z tzw. górami, jego głos kończył się na nucie „a” i wyżej nie chciał się wspiąć. Caruso chodził więc nad brzeg morza, gdzie nikt go nie słyszał, opierał się czołem o skałę i wspomagany szumem fal i świstem wiatru ćwiczył tak długo, aż wysokie tony w jego głosie się odezwały. Sława Carusa była tak wielka, że dziś wszyscy próbują do niej nawiązywać. Nawet Placido Domingo, którego jubileuszowy koncert na 70. urodziny transmitowała 22 stycznia TVP Kultura, jest z nim porównywany. Okazuje się, że rekord ustanowiony przez Carusa – 16 razy otwierał sezon w najbardziej prestiżowej operze, nowojorskiej Metropolitan – pobił właśnie Placido Domingo. Pojawił się na tej scenie po raz 17. z rzędu, tradycyjnie 28 września. Placido Domingo nie jest przy tym ani najstarszym śpiewającym tenorem – w Polsce aż do dziewięćdziesiątki występował na scenie Bogdan Paprocki – ani nawet najważniejszym ze słynnych trzech tenorów (Pavarotti, Domingo, Carreras). Jednak to właśnie on po śmierci Luciana Pavarottiego w 2007 r. jest najbardziej aktywnym i umiejętnie korzystającym ze sławy artystą, dyrektorem opery w Waszyngtonie i dyrygentem. Wszyscy zdają sobie jednak sprawę, że publiczność czeka na następców i że na szczytach toczy się zażarta walka o spadek po Pavarottim i tron po Carusie. Tron zajmowali kolejno, oczywiście w sensie symbolicznym, Beniamino Gigli (1890-1957), Jussi Björling (1911-1960), ale także okresowo zasiadali na nim: Mario Lanza (1921-1959), Mario del Monaco (1915-1982) i Franco Corelli (1921-2003). Blisko tronu byli nasz Jan Kiepura (1902-1966) i Wiesław Ochman (ur. 1937) oraz wielu innych. Trzeba jednak pamiętać, że najlepszy okres dla śpiewaka to 30-40 lat i jeśli w tym czasie nie znajdzie się on na szczycie, miejsce to zajmą inni. Pusty tron W 2007 r. po śmierci Luciana Pavarottiego na łamach wcale nie operowej gazety „Wall Street Journal” ukazał się znaczący artykuł, będący próbą analizy świata tenorów i prognozą, komu przypadnie berło po wielkim Lucianie. Sprawa jest ogromnej wagi, także ekonomicznej. Przemysł muzyczny musi wiedzieć, w kogo zainwestować spore pieniądze i kto ma szanse utrzymania się na topie dłużej niż jeden sezon. Producenci płyt i agenci operowi pamiętają złote lata Pavarottiego, który sprzedał ponad 100 mln płyt. Każdy bank akceptował jego podpis na umowie, a firma płytowa Decca zarobiła w trakcie ponadczterdziestoletniej kariery śpiewaka powyżej 1 mld dol. Znakomity pomysł Pavarottiego i jego agentów – koncert trzech tenorów w 1990 r. – okazał się największym hitem finansowym w historii, a nagranie
Tagi:
Bronisław Tumiłowicz